[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kominka.
Ukazanie się tej nagiej kobiety* [*Używanie koszuli nocnej należało w tych czasach do
rzadkości. Przyp. autorki.], której długie, jasne włosy nie zdołały jednak ukryć ciała
stworzonego do miłości, wyrwało z zatwardziałych piersi łotrów dziki pomruk.
Płomienie kominka ogarnęły ją całą swoim ciepłym światłem, sprawiając
wrażenie, że jest ze szczerego złota.
Wyrwana ze snu spoglądała wokół z niemym przerażeniem. Otaczał ją
krąg oczu błyszczących jak rozpalone węgle, obleśne usta oblizujące się
łapczywie, ręce wyciągające się już w jej stronę.
 Patrzcie, co za piękna sztuka!  rzucił któryś.  Zanim się z nią skończy,
mam ochotę skosztować, jak smakuje.
 Masz rację, brachu!  podjął żywo inny.  Ja też chcę spróbować! Co za
piersi! Jakie uda! Palce lizać!
 Zamknijcie wasze zaplute mordy!  zagrzmiał osobnik wyglądający na
przywódcę.  Zajmiemy się tym pózniej! Nie myślcie sobie, zakute pały, że ja
nie mam na nią ochoty! Ale najpierw musimy ją osądzić!
Katarzyna zrozumiała wreszcie, że nie jest to koszmarny sen i że wszyscy
ci ludzie byli prawdziwi, aż nadto prawdziwi. Czuła jeszcze dotkliwy uścisk ich
rąk na nogach i ramionach.
Ogarnął ją szaleńczy strach, panika mrożąca krew w żyłach i
unicestwiająca reakcje. A przy tym jeszcze ten nieznośny żar z kominka.
Odsunęła się, by być dalej od ognia, lecz przywódca chwycił ją i zatrzymał w
miejscu.
 Hola, pięknisiu! Nie ruszaj się! Pogadamy!
Katarzyna nagle odzyskała głos, który do tej pory odmawiał jej
posłuszeństwa ze strachu.
 Czego chcecie? Za co chcecie mnie sądzić? Dlaczego?
 Zaraz się dowiesz! Hej tam, Berto! Wyłaz ze swego kąta!
Spośród strasznych typów wyszła chuda kobieta o siwych,
zmierzwionych włosach, żółtej cerze, cała ubrana na czarno. W spojrzeniu jej
zielonkawych oczu widniała bezgraniczna, nieugięta nienawiść. Nienawiść
istoty ograniczonej, o umyśle przetrawionym przez fałszywą pobożność i
chciwość.
Pomimo upływu wielu lat, Katarzyna poznała ją: kobietą tą była Berta
Legoix, żona Wilhelma, człowieka zabitego przez Arnolda... zrozumiała więc,
że zbliża się śmierć.
Przybrawszy uroczystą minę, która mogłaby rozśmieszyć, gdyby nie była
w niej ukryta grozba, podeszła do stołu, pochyliła się i nagle, jak wąż
wypuszczający swój jad, wypluła z siebie prosto w twarz Katarzyny:
 Ladacznico! Zapłacisz za wszystko!
 Co ja wam zrobiłam?  spytała Katarzyna gniewnie.
Zawsze nie znosiła Berty, która nawet w młodości nie miała serca, a
służące bały się jej jak ognia, gdyż ta wiedzma prała je bez powodu i nie dawała
jeść.
 Jeszcze się pytasz? Przywlekłaś się tu, by przymilać się do tego osła,
konetabla, pewnieś z nim spała, a ten czarci pomiot, twój mąż przypadkiem
uciekł z Bastylii! No to zapłacisz za to! Ponieważ nie mogę dostać zabójcy,
dostanę ciebie! Do kroćset! Myślałam, że zdechnę, kiedym się dowiedziała, że
stary Lallier zwrócił słowo Richemontowi i potem, jakem się dowiedziała o
ucieczce. Wtedy zwołałam tych chłopców za drobną opłatą... Na szczęście, mam
jeszcze trochę pieniędzy... a ty zobaczysz, co się stanie!
 Nic się nie stanie!  zawyła Katarzyna.  Jeśli mnie tkniecie, całe życie
będziecie tego żałować!
 Jeśli zdechniesz wcześniej, nie zależy nam na cenie, jaką zapłacimy! 
zaskrzeczała wiedzma.  A zresztą jak tylko wyrównamy porachunki, ślad po
nas zaginie. Hej, wy tam, upuśćcie krwi tej laluni i wrzućcie ją do ognia!
 Spokojnie, tylko spokojnie!  wtrącił ten, którego zwano Rudzielcem. 
Nie ma pośpiechu i chyba możemy trochę z nią pofiglować! Nie powiedziałaś
nam, że to taka sztuka!
 Jesteście bandą świń!  rozzłościła się stara.  Nie płacę wam za
baraszkowanie z tą kobietą, ale za zemstę. Aadna czy szkaradna, wszystko
jedno! Zabić ją! Jeśli zaraz mnie nie usłuchacie, to ja...
I wyrwawszy wielki kuchenny nóż zatknięty u pasa Rudzielca, uniosła go
do ataku i rzuciła się w stronę Katarzyny... W tym momencie rozwarły się z
hałasem drzwi, których napastnicy nie zabarykadowali, i do gospody wpadła
rozwrzeszczana zgraja, wymachując kijami i siekierami. Zgrai przewodził
wysoki chłopiec z radymi jak marchewka włosami. Rzucił się na przeciwników,
wykrzykując na całe gardło w najlepszym stylu wojskowym:
 Chazay z odsieczą! Dalejże! Naprzód, chłopcy! Zmiało! Przegnajmy
stąd to wszeteczeństwo! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl