[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie powie, bo by uciekł.
I co on czuje do niej. Troszczył się o nią. Tylko nie wierzył w miłość.
- Tak.
- Kochani, gratuluję wam. I życzę dużo szczęścia.
W Neapolu łatwo było ulec romantycznym nastrojom. Wakacje przypominały
prawdziwą idyllę. Wspaniałe potrawy, piękne widoki i wyjątkowy seks.
Aż wrócili do Londynu.
Do zwyczajnego życia.
Alex bardzo polubił nową pracę, ale wracał z niej coraz pózniej, aż doszło do
tego, że codziennie pracował prawie do nocy.
Zawsze był pracoholikiem, a od powrotu z Włoch nawet nie wspomniał o
dzieciach...
S
R
Starała się tłumić ból. Alex powiedział, że co będzie, to będzie, nie warto
martwić się na zapas. Może powinna pójść za jego przykładem. Tylko że prag-
nienia nie dawały się zagłuszyć.
Na czas przeprowadzki do Bloomsbury Alex wziął dwa dni urlopu. Mieszka-
nie było jasne, wysokie, a właściciele chętnie się wyprowadzili przed podpisaniem
aktu. Jednak przejrzeć jego rzeczy na strychu w domu rodziców musiała Isobel.
- Cały Alex. On nigdy się nie zmieni - skomentowała Marcia.
- Przepraszam. Jest bardzo zajęty w pracy.
- Ależ to nie twoja wina, kochanie. I tak dzięki tobie dzwoni do mnie o wiele
częściej niż kiedyś. Nie musisz go przede mną tłumaczyć. Wiem, jaki jest. Byleby
ciebie dobrze traktował.
- Bardzo dobrze mnie traktuje. Zorganizował najwspanialsze wesele i podróż
poślubną, a o takim mieszkaniu mogłam tylko marzyć.
- Nie o to mi chodzi, dobrze wiesz. Poświęca ci wystarczającą ilość czasu?
- Tak. - Nie tyle, ile by chciała, ale sporo... Jeśli chodzi o dziecko, to cóż...
Byli ledwie po ślubie, a w wieku trzydziestu lat nie od razu zachodzi się w ciążę.
Musi być cierpliwa.
Nazajutrz zatrudniony przez Aleksa kierowca przyjechał do Cotswolds i za-
brał kartony do Londynu. Alex obiecał, że zaczeka na niego na miejscu, jednak gdy
Isobel wróciła do domu, wcale nie rozpakowywał rzeczy, tylko pakował niewielką
walizkę.
- Alex, co się dzieje?
- Coś ciekawego się pojawiło. Jadę na kilka dni do Yorkshire. Odkryli coś
pod parkingiem, wygląda na łódz wikingów. Przerwano prace budowlane, ale mu-
szę sprawdzić teren. Jeśli ci nie przeszkadzają te kartony, rozpakuję je po powrocie.
- Alex, ledwie da się przez nie przejść. - Poza tym mógł chociaż je przenieść
do gościnnej sypialni.
S
R
- Przepraszam, Bel, miałem się tym zająć, ale dostałem telefon. Wiesz, jak
jest. Muszę przeprowadzić wstępne poszukiwania, uruchomić tysiąc spraw, na-
prawdę muszę jechać. - Uśmiechnął się czarująco.
Była skłonna założyć się, że długo ćwiczył tę rolę. Wiedziała, jak używał ją w
stosunku do innych. A teraz i wobec niej...
- Rozumiem.
- Jeżeli ci przeszkadzają i chcesz je sama posprzątać, nie krępuj się. Nie mam
przed tobą żadnych tajemnic.
- Skąd mam wiedzieć, co chcesz zatrzymać, a co wyrzucić?
- Jeśli jest coś, co już mamy, możesz oddać do fundacji charytatywnej. Książ-
ki możesz przemieszać ze swoimi. Obiecuję, że wszystkim, czego nie chcesz ru-
szać, zajmę się zaraz po powrocie.
- Już jedziesz?
- Jeśli pojadę jutro, stracę pół dnia pracy na podróż, a teraz uniknę korków.
Zatrzymam się w pubie, przy szosie do Whitby. Na wszelki wypadek tu masz nu-
mer. - Podał jej kartkę.
Gniew nie miał sensu. Praca Aleksa była ważniejsza. Ich małżeństwo to prze-
cież tylko umowa. Jedyną zmianą w życiu Aleksa była rezygnacja z innych kobiet.
Obiecał, więc mu wierzyła.
- Pomóc ci w czymś?
- Dzięki, ale już prawie jestem spakowany. Wiedziałem, że zrozumiesz. -
Wrzucił kilka rzeczy do torby i pocałował Bel na pożegnanie. - Zadzwonię, gdy za-
jadę.
Wyczuwała, że Alex nie może się doczekać tego wyjazdu.
- Szczęśliwej podróży.
Nie podeszła do okna. Alex przecież nie odwróci się, żeby jej pomachać. My-
ślami już jest w pracy.
S
R
Zaczęła rozpakowywać pudła. Kilka godzin spędziła na układaniu książek na
półkach. Mieli sporo dubletów, szczególnie jeśli chodzi o podręczniki i książki na-
ukowe. Podobnie jak ona, Alex robił notatki na marginesach, dlatego podwójne eg-
zemplarze ustawiła obok siebie.
Nie miał zbyt wielu płyt, czym nie była zaskoczona, bo gromadził nagrania na
MP3. Jeszcze mniej było sprzętów kuchennych, bo Alex nigdy nie zostawał długo
w jednym miejscu. Spakowała je wszystkie, by oddać do sklepiku fundacji charyta-
tywnej.
W następnym pudełku były materiały ze studiów. Nie mogła się oprzeć poku-
sie i przejrzała je. Tak jak sądziła, prace Aleksa były dobrze udokumentowane, do-
brze napisane i wysoko ocenione.
Gdy przeglądała segregator z wczesnego etapu studiów doktoranckich, spo-
między papierów wypadła luzna kartka. Rysunek kobiety. Bardzo ładnej, choć tro-
chę starszej niż studentki. Isobel nie wiedziała, że Alex rysował portrety koleżanek.
Na tej samej kartce były jakieś notatki, jakby przypomniał sobie o dziewczy-
nie w czasie wykładu. Kilka razy pojawiła się litera D" i serce.
Pożałowała, że zaczęła przeglądać te notatki. To była Dorinda. To przez nią
Alex przestał wierzyć w miłość. A jednak wciąż miał jej podobiznę. Kochał się w
niej skrycie?
Jej rozmyślania przerwał telefon.
- Bel? Chciałem powiedzieć, że dojechałem. Właściwie to nawet pół godziny
temu, ale musiałem jeszcze zajrzeć na plac budowy. Bel, tu jest niesamowicie. Bar-
dzo by ci się spodobało. Wieczorem prześlę ci zdjęcia. Chciałbym, żebyś mogła tu
być. Zadzwoń może do Rity i poproś o trochę wolnego.
- Alex, nie mogę zostawić muzeum. Niedawno brałam urlop okolicznościowy.
- Na podróż poślubną, która wydawała się odległa o lata świetlne, i na prze-
prowadzkę.
S
R
- Przepraszam. Jestem samolubny. Chciałem się tylko z tobą podzielić. Słu-
chaj, niedługo wrócę. Zadzwonię jutro. Dobrze?
Zaczęła wałęsać się po mieszkaniu. Choć bardzo je lubiła, nie mogła znalezć
sobie miejsca. Była zła na siebie za to, że tęskniła za nim.
Popełniła tę samą pomyłkę co w przypadku Gary'ego. Pokochała bez wza-
jemności.
Po raz setny przekręcił się z boku na bok. Nie mógł zasnąć, choć pracował do
pózna. W łóżku było mu za luzno bez Isobel.
Czuł się winny, że wyjechał tak nagle. Taką miał pracę, ale stała się ważniej-
sza od Isobel. Zostawił ją z jego rzeczami do rozpakowania. Samolubny drań.
Przez telefon wyczuł, że nie była w najlepszym nastroju. Wyrwał ją z miesz-
kania, które było jej domem od rozwodu, wciągnął w małżeństwo, obiecał wspierać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]