[ Pobierz całość w formacie PDF ]

posiłki w drodze. Szóstka była akurat w pobliżu Czerwonej Góry, jak to w
sobotę.
Musiałem pochwalić Palmu:
- O wszystkim zdążysz w porę pomyśleć. - Zawahałem się. -
Oczywiście, sam bym na to wpadł, ale wszystko wydarzyło się tak nagle,
że jeszcze nie zdążyłem należycie uporządkować myśli. Poza tym jaki sens
miałoby kierowanie grupą, gdyby nie miało się zaufania do swoich
podwładnych? Nic byśmy nie zdziałali, gdybym musiał sam z góry
planować każdą rutynową czynność.
- Nie, wtedy rzeczywiście nic byśmy nie zdziałali - przyznał Palmu,
trochę nazbyt skwapliwie. A Kokki potaknął uroczyście głową.
Radio znów zaskrzeczało, aż podskoczyłem na siedzeniu. Dyżurny
był, jeżeli to w ogóle możliwe, jeszcze bardziej przejęty niż przed chwilą.
Pewnie czuł się bardzo ważny:
- Zamordowany został powtórnie rozpoznany. Fredrik Nordberg,
zamieszkały przy ulicy Mary...
- Wystarczy - uciąłem i zerknąłem na Palmu. - Domyślam się, że
meldunki o zidentyfikowaniu denata będą teraz napływać co chwila. Nie
musicie już ich przekazywać.
Komisarz spojrzał na mnie naglącym wzrokiem.
- A-ale oczywiście każde zgłoszenie zapisywać. Razem z
personaliami i adresem zgłaszającego. %7łebyśmy mogli sobie wyrobić
opinię o ludziach, którzy go znali. A tak przy okazji, kto rozpoznał go jako
pierwszy?
- Dyżurny komisarz z Kolejowej - oznajmiło radio, zaraz też padło
wyjaśnienie: - Przynoszą im tam  Kurier bardzo wcześnie.
- Policja działa - rzekłem triumfalnie. - Kolejny punkt dla nas.
- Drugie zgłoszenie pochodzi od konduktora tramwajowego -
ciągnął usłużnie dyżurny. - Przypadkiem zajrzał jakiemuś pasażerowi
przez ramię i od razu rozpoznał klienta na zdjęciu. Na następnym
przystanku popędził do kawiarni i stamtąd zatelefonował.
- Którą linią jezdził? - zagadnął Palmu.
Dyżurny zamilkł, w tle słychać było jakąś rozmowę.
- Nie zapytali - odpowiedział już bardziej stonowanym głosem. - Ale
spisali personalia i adres.
- Dzięki, zdążymy z tym pózniej - przerwałem im.
- Posłuchajcie - zapalił się Kokki. - Ten konduktor przypomniał mi
jedną znajomą stewardesę...
- Zamknij się - uciąłem. - Stewardesę? Nigdy bym nie przypuszczał,
że obracasz się w takich kręgach. Co na to twoja żona?
Był to oczywiście żart, ale ku mojemu zdumieniu Kokki
poczerwieniał, spuścił głowę i zażenowany zaczął kreślić czubkiem buta
kółka na podłodze auta.
- Każdy z nas ma swoje życie prywatne - zauważył mądrze Palmu i
rzucił mi karcące spojrzenie. - Do którego nie wolno się mieszać.
Ale z piskiem hamulców skręciliśmy już w Marynarską. Radiowóz
zwolnił i kierowca patrzył teraz na numery domów. Po chwili bez wahania
wjechał w ciemną bramę starej kamienicy i tylko gwałtowne hamowanie
uratowało nas od uderzenia w tył zdezelowanej ciężarówki stojącej na
ciasnym podwórzu. Ktoś się wyprowadzał. Część mebli wniesiono już na
platformę, reszta stała na ziemi przy samochodzie.
Wyrżnąłem boleśnie nosem w oparcie przedniego fotela. Nawet
Palmu zaklął.
- Jak jezdzicie! - zganił kierowcę. - Nie spieszy się nam na
cmentarz.
Wygramoliwszy się z auta, dostrzegliśmy salutującego nam
umundurowanego funkcjonariusza policji porządkowej.
- Radiowóz już odjechał - zameldował. - Był potrzebny gdzie indziej.
Ale zdążyli ich przyłapać na gorącym uczynku. Właśnie uciekali. Połowa
mebli była już na pace.
- Kto? - spytałem zdumiony.
- Przestępcy, ma się rozumieć - odrzekł posterunkowy. - Kto ich
tam wie. Szajka jakaś. Mordercy. Tylko że reszta się wymknęła. Złapali
tylko kierowcę i jedną dziewczynę. Są w środku. - Posterunkowy trochę
się zmieszał. - Ta dziewczyna płacze jak bóbr.
- O czym wy mówicie? - spytałem, bo w głowie miałem mętlik.
Nawet Palmu choć raz wyglądał na zdezorientowanego.
- Mało im było, że zamordowali bezbronnego dziadka - zaczął
wyjaśniać oburzony policjant. - Wynosili w najlepsze meble z jego
mieszkania. Rzeczy, stoły, krzesła, wszystko. Na bezczelnego. O, proszę. -
Posterunkowy wskazał na żałosną stertę rzeczy obok ciężarówki.
- Bardziej zatwardziałych łotrów w życiu nie widziałem - dodał
policjant niemal z szacunkiem. - Siedzieli sobie spokojnie i pili kawę, jak
ich nakryli chłopaki z radiowozu.
- Co powiedzieli? - zapytałem machinalnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl