[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jack poczuł, że robi mu się zimno.
- Przerażona? Dlaczego? Nie odpowiedziała.
- Lorelei, czego się bałaś?
- Byłam w ciąży - wykrztusiła. - Nosiłam twoje dziecko.
Pod Jackiem ugięły się kolana.
- Jak to? - jęknął. - Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
- Bo nie chciałam, żebyś czuł się zmuszony do małżeństwa ze mną -
wyznała ze łzami w oczach.
- Zmuszony... - powtórzył bezmyślnie. - Lorelei, przecież ja chciałem się
z tobą ożenić! - W gardle rosła mu wielka kula. - A dziecko...? Czy ty...
- Nie - przerwała mu. - Straciłam je. Poroniłam w tydzień po tym, jak...
nie przyjechałeś na ślub.
Jack przesunął dłonią po twarzy. Wyciągnął rękę do Lorelei, ona jednak
nie zareagowała.
- Boże, jak ty musisz mnie nienawidzić. Ja sam siebie nienawidzę.
- Nie. Nie nienawidzę cię, Jack. Tylko...
Rdzawy kurz zawirował wokół nich w nagłym porywie wiatru. Jack
przyciągnął Lorelei do siebie, by ją osłonić, i spojrzał w niebo. Nad ich głowami
zbierały się czarne, ciężkie chmury.
- Co się dzieje? - zapytała Lorelei, rozglądając się dokoła. - Co to takiego?
- Deszcz.
- 88 -
- To dobrze. Trudno znieść ten upał.
- To nie taki deszcz. Musimy się stąd szybko wynosić.
Powinni już wracać do obozu. A teraz było już za późno. Jack wiedział,
że nie zdążą. W oddali rozległ się grzmot potwierdzający jego najgorsze
przypuszczenia. Nie chciał straszyć Lorelei, ale zanosiło się na wielką ulewę. W
powietrzu czuć było nadciągającą burzę.
- Nie zdążymy wrócić do obozu przed deszczem. Musimy znaleźć jakieś
schronienie. Idź za mną po tej grani - powiedział. Miał nadzieję, że po
przeciwnej stronie znajdą jakąś jaskinię.
Lorelei obrzuciła wzrokiem wąską półkę skalną, która biegła w dół do
krawędzi przepaści.
- Ta ścieżka jest za wąska. Spadniemy - powiedziała z obawą.
- Będę cię asekurował. Trzymaj mnie za rękę. Pierwsze krople deszczu
rozbijały się już na skałach.
Jack wiedział, że muszą się pośpieszyć. Przycisnął plecy do szorstkiej
skały i powoli przesuwał się wzdłuż ścieżki. Lorelei mocno trzymała go za rękę.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Boję się.
- Jeszcze tylko kawałeczek - pocieszał ją. Nieco dalej w ścianie kanionu
znajdowała się szczelina. Jack modlił się, by prowadziła ona do groty.
Lodowaty deszcz lunął z całą siłą, gdy byli na zakręcie półki. Wiał zimny,
porywisty wiatr. W dół, do przepaści, zaczęły się staczać pojedyncze kamienie.
Jack zauważył, że Lorelei ugina się pod ciężarem plecaka i impetem deszczu.
- Daj mi plecak - zawołał, przekrzykując wichurę.
- Poradzę sobie.
Wiedział jednak, że nie wystarczy jej sił na długo. Wiatr zerwał mu
kapelusz z głowy. Po stromym skalistym zboczu spływały strumienie wody.
Uświadomił sobie, że nie uda im się dotrzeć do upatrzonej szczeliny. Musiał
szybko znaleźć jakąś inną kryjówkę.
- 89 -
Przesuwał się powoli po śliskiej półce, aż dotarł pod skalny nawis; który
częściowo osłaniał ich przed deszczem. Przyjrzał się skale po drugiej stronie
rozpadliny i zauważył w niej inną szczelinę. Otarł krople wody z twarzy.
Między załomami skalnej ściany kryła się niewielka grota. Może uda się im do
niej dotrzeć.
Półkę skalną, na której stali, dzielił od przeciwnej strony rozpadliny mniej
więcej metr. Nie było wyboru. Musieli skoczyć i modlić się, by skała po
przeciwnej stronie wytrzymała ich ciężar. Jack spojrzał na Lorelei. W oczach
miała błysk podniecenia, ale wyraźnie widział, że szybko traci siły. Wskazał na
rozpadlinę.
- Musimy dojść tą ścieżką do końca i przeskoczyć na drugą stronę.
Lorelei przyjrzała się spadającym kamieniom.
- Jestem gotowa na wszystko, byle tylko schronić się przed tym deszczem.
- Pójdę pierwszy - zawołał Jack. - Skacz, gdy będę już po drugiej stronie.
Złapię cię.
Lorelei skinęła głową. Jack ostrożnie przesunął się do krawędzi ścieżki i
jeszcze raz spojrzał na drugą stronę. Był pewien, że musi się tam znajdować
grota.
Nie chciał ryzykować skoku z plecakiem. Zdejmując go z ramion
pomyślał o schowanej w środku mapie, o wszystkich związanych z nią planach i
marzeniach.
- Dobrze się czujesz? - wykrzyknęła Lorelei.
- Tak, tylko muszę się tego pozbyć.
- A co z mapą? Może lepiej ją wyjąć?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]