[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w zamyśleniu swoje śliczne usteczka i powiedziała:
- Może masz rację. |ak twierdzi moja ciotka Sylwia, gdy
bym była księżną, wszyscy musieliby mnie słuchać. Pierwsza
wchodziłabym do jadalni i każde moje słowo byłoby rozkazem.
- Podziwiała swoje odbicie w lustrze, odwracając się w jedną
i drugą stronę, żeby obejrzeć lśniące kaskady włosów opadają-
29
ce do pasa. Bogata... - Rozmarzyła się. - Byłabym bogata, a to
według ciotki Sylwii jest prawie tak samo ważne jak posiadanie
tytułu.
Potrząsnęła głową i odwróciła się do Elżbiety.
- Może powinnam za niego wyjść, ale nie wcześniej niż
będę gotowa się ustatkować. Przedtem chcę chodzić na bale,
tańczyć i jezdzić na przejażdżki po parku. - Zmrużyła oczy
rozważając chłodno: - Sądzę, że mógłby okazać się użyteczny,
jeśli już tu jest.
Podeszła do drzwi i powiedziała wielkopańskim tonem:
- Muszę się ubrać i zejść na śniadanie.
Dziecinna mina Marianny przypomniała Elżbiecie, że jej
kuzynka ma zaledwie piętnaście lat i jest jeszcze dzieckiem,
bez względu na to, co mówi.
- Och... - Marianna westchnęła z ciężkim sercem. - Znia
danie o tak wczesnej porze.
Witam panie - powiedział Hawksley wchodząc do nasłonecz
nionego pokoju śniadaniowego.
Elżbieta rzuciła mu szybkie spojrzenie i powstrzymała
uśmiech. Na jego nieskazitelnie białej koszuli widać było
kawałeczki kory z drzewa, a na błyszczących cholewach wyso
kich butów zdzbła mokrej trawy. Zmierzwione wiatrem, gęste
włosy sterczały na wszystkie strony.
Powiało od niego zapachem świeżego powietrza i brzosk
wiń, które przyniósł ze sobą. Położył je na adamaszkowym
obrusie i dodał wesoło:
- Właśnie dojrzały. Cudownie pachną.
Przetarł jeden z owoców serwetką i łapczywie zanurzył
w nim białe zęby. Elżbieta patrzyła, jak pochłania brzoskwinię
kilkoma szybkimi kęsami, oblizując językiem sok zanim ska-
pnie. Usiadł na wymoszczonej poduszkami ławeczce w głębo
kim wykuszu okna, oparł się wygodnie i również zaczął jej się
uważnie przyglądać.
- Zniadanie jest przygotowane na kredensie - powiedziała
schrypniętym głosem, nie pojmując, dlaczego traci panowanie
nad sobÄ…, kiedy Natan patrzy na niÄ… tym swoim przenikliwym
30
wzrokiem. Nic dziwnego, że Marianna czuła się swobodniej
w towarzystwie swych zakochanych galantów niż tego nie
okrzesanego olbrzyma.
- Czy mogę ci coś podać?
Dlaczego to powiedziała? Nie miała przecież najmniejszego
zamiaru mu usługiwać. Była wdzięczna, że ciotka Eunice
spóznia się dzisiejszego ranka - ta przemiła dama oczekiwała
od dziewcząt nienagannych manier w każdej sytuacji, a Elżbie
ta wiedziała, że za chwilę może przestać nad sobą panować.
- Tak, dziękuję. Nałóż, cokolwiek tam masz, nie jestem
wybredny. - Wyprostował się i dodał: - Oprócz cynaderek. Nie
znoszÄ™ cynaderek; ani ich zapachu, ani smaku.
Elżbieta podniosła przykrywkę tego specjalnego dania i po
łożyła z boku, żeby ostry zapach rozszedł się po całym poko
ju. Zerknęła przez ramię dla pewności, czy wymierzyła celny
cios.
Natychmiast zrozumiała, że posunęła się za daleko, słysząc
mknące przez pokój myśli Natana.
- Natanie, nie waż się... - zaprotestowała.
Przez jej umysł przebiegł wyrazny obraz tego, co kuzyn
zamierza zrobić. Kiedy wstał, odwróciła się i stanowczo zasło
niła sobą kredens.
Zbliżył się błyskawicznie kilkoma dużymi krokami. Bez
trudu sięgnął za jej plecami i chwycił nieszczęsne cynaderki.
Podszedł do okna, otworzył je, wyrzucił miskę w krzaki i znów
zamknÄ…Å‚ okno.
- Kotów też nie lubię, ale są pożyteczne, więc dobrze o nie
czasem zadbać. - Uśmiechnął się szelmowsko i spytał: -
Lubisz zwierzęta, Elżbieto?
Marianna przerwała pojedynek niewinnym żartem:
- Lubi konie, Natanie, szczególnie ogiery. Twierdzi, że ty
przypominasz jej ogiera.
- Marianno... - upomniała ją Elżbieta, zanim kuzynka
rozwinęła ten wątek. - Jakie masz plany co do lorda Hawksleya
na dzisiaj? Jestem pewna, że nie może się doczekać spotkania
z twoimi czarującymi przyjaciółkami.
Spojrzała na Natana, rozbawiona obrazem jego myśli, który
31
właśnie zobaczyła: - w wizji chwytał ją, Elżbietę, za kark
i potrząsał nią z całej siły.
Marianna sztywno zasiadła przy stole i zaczęła dłubać w ta
lerzu.
- Moglibyśmy urządzić spotkanie w domu. Melinda i Pa-
tience świetnie grają na różnych instrumentach. Mógłyś na
uczyć nas, Natanie, modnych ostatnio w Londynie tańców.
Teraz wydało się, że jego coś chwyciło za kark - miał minę
złapanego w pułapkę zwierzaka. Marianna jednak ciągnęła
niespiesznie między kolejnymi kęsami:
- Albo może wybralibyśmy się na piknik nad strumieniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]