[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Malcolmie.
Gdy, stukając obcasami, schodziła po schodach, Malcolm ponownie usłyszał dzwięk
klaksonu. Mógłby chyba zabić tego Terry'ego.
 Chirurg" miał rację. Znalezienie tego ciała zabrało im więcej czasu. Cały dzień
oglądał wiadomości, czekając na sensacyjną informację, wyobrażając sobie tytuły.
Chciał, by wiedzieli, że to był znowu on. Jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Ta
zabawa w chowanego cieszyłaby go znacznie bardziej, gdyby policja też wiedziała,
w co się właściwie bawi.
W rzeczy samej, znalezienie ciała Rosemary Baring zajęło więcej niż dwadzieścia
cztery godziny. Zwłoki zostały dobrze ukryte na placu budowy, za wysokim
ogrodzeniem, pod wielkim, jaskrawym ogłoszeniem firmy budowlanej, która wkrótce
miała rozpocząć stawianie najnowocześniejszego, wartego wiele milionów funtów
oddziału położniczego. Ponieważ była akurat Wigilia, na terenie przyszłej budowy
nie było nikogo.
Dla Davida Forresta ta Wigilia Bożego Narodzenia nie była najprzyjemniejszym
dniem. Spędzał ją na posterunku, patrząc, jak młodsi funkcjonariusze
niecierpliwie spoglądają na zegar, mamrocząc coś o dzieciach i świętym Mikołaju.
Paru zwolnił wcześniej. Resztę, w tym detektywów Fielding i Shawa, bezlitośnie
gonił do pracy aż do dziewiątej wieczorem. Ostatecznie żadne z nich nie miało
dzieci. Usiłował sobie wmówić, że to normalny dzień pracy, ale ludzie składali
sobie życzenia, żartowali na temat indyka, zapomnianych prezentów dla żon.
Siedział w swoim gabinecie, w ciszy rozmyślając i rozpamiętując minione święta.
Uwielbiał Boże Narodzenie, aż do wypadku ojca, aż do odejścia Maggie. W tym roku
po raz pierwszy Forrest nie miał nikogo szczególnego, dla kogo mógłby kupić
jakiś specjalny prezent. Dla ojca miał obowiązkową flaszkę szkockiej, zapakowaną
byle jak w pośpie-
97
chu, a dla matki pulower, choć nawet nie pamiętał, kiedy go kupił. Obiecał im,
że wpadnie w pierwszy dzień świąt, nie precyzując godziny, ale irytowała go
świadomość, że wstrzymają się ze świątecznym posiłkiem aż do jego przybycia,
wyglądając go jak Zwiętego Dzieciątka. Z krzywym uśmiechem przyznał, że dla nich
nadal tym właśnie był. Za pięć jedenasta wyłączył komputer. Jeszcze godzina do
świąt. A potem dwadzieścia cztery, nie, czterdzieści osiem godzin i będzie po
wszystkim, aż do następnego roku. Gdy opuszczał biuro, zastanawiał się, jak ten
wieczór spędza Karys.
Karys trzymała stopy przy gazowej imitacji kominka i popijała grzane wino.
 Wiesz  zwróciła się do Tonyi  czuję się w stu procentach szczęśliwa.
Absolutnie ukontentowana.
Tonya rozparła się w fotelu.  Może Boże Narodzenie to właśnie taki czas, gdy
powinniśmy zapomnieć o rodzinie i pracy  westchnęła.  Co będziemy robić jutro?
 Mam dyżur pod telefonem  przypomniała jej Karys.
 Chyba nie będą cię nękać?
 Nie  uspokoiła ją Karys.  Nie popełnia się morderstw w Boże Narodzenie.
Ale wiedziała, że statystycznie rzecz biorąc, nie jest to prawda.
Boże Narodzenie 1999
Forrest starał się zaszczepić w sobie odrobinę bożonarodzeniowej radości,
skręcając w podjazd przed zadbanym segmentem dwurodzinnego blizniaka. Opuścił
nawet wsteczne lusterko, by poćwiczyć uśmiech. Zadziałało. Uśmiech sprawił, że
poczuł się lepiej. Zaparkował samochód i nacisnął dzwonek, obserwując migające
światełka, którymi udekorowane było frontowe okno. Drzwi otworzyła matka,
zarzucając mu ręce na szyję z cichym okrzykiem radości.
 Wszystkiego najlepszego, kochanie.
Ucałował jej policzek i wciągnął w płuca zapach domu  płynu o kwiatowym
zapachu, którym matka czyściła meble. To był zupełnie inny dom, niż ten, który
pamiętał sprzed wypadku ojca. Kiedyś ojciec
98
tryskał energią i witalnością, uwielbiał spędzać czas na dworze, był
człowiekiem, który raczej biegał niż chodził, wspinał się na szczyty gór, a nie
patrzył na nie z nizin. Teraz zawsze było mu zimno, nie znosił świeżego
powietrza, całymi dniami przesiadywał w zaciemnionym pokoju, by uniknąć  tego
oślepiającego słońca". Wypadek i jego skutki zadały mu okrutny cios. Zmieniły go
nie do poznania, tak fizycznie, jak i psychicznie. Forrest z wysiłkiem mógł
sobie przypomnieć człowieka, jakim kiedyś był.
Na widok ojca siedzącego w czerwonej papierowej czapeczce na bakier zalała go
fala czułości.
 Cześć, tato. Wesołych świąt.
Ojciec uśmiechnął się sztywno. Przynajmniej to się nie zmieniło: nadal
onieśmielały go przejawy uczuciowości. Ale było przecież Boże Narodzenie. Z tej
okazji syn poklepał go po ramieniu i usiadł naprzeciw, po drugiej stronie stołu.
Matka krzątała się pomiędzy kuchnią a jadalnią.  Napijesz się piwa, Davidzie?
 Raczej nie  odrzekł  ; jestem na służbie.
 Ty zawsze jesteś na służbie.
 Prowadzimy poważne dochodzenie. Mogą mnie wezwać w każdej chwili. 
Uśmiechnął się do swoich staruszków.
Zaczęli właśnie kroić indyka, gdy zadzwonił telefon.
Ciało Rosemary zostało znalezione przez grupę chłopców, którzy nie mogli się
doczekać, by wypróbować swe nowiutkie rowery górskie. Teren budowy nadawał się
do tego idealnie. Musieli tylko silnie pchnąć falistą blachę, by znalezć się na
wymarzonym torze przeszkód. Był to jak na razie brudny i zaniedbany plac, który
służył młodocianym gangom. Podłoże było nierówne, pełne stromych spadków i
ostrych zakrętów, a luzny, niebezpieczny ił pozwalał niezle wirażować.
Jeden właśnie chciał się popisać. Wpadł w poślizg, pokonując zakręt wokół
nasypu, i napatoczył się na żółte, foliowe worki, sklejone taśmą. Podobnie jak
wcześniej studenci medycyny, od razu stwierdził, że to zwłoki, przy czym upewnił
się jeszcze, macając znalezisko ciekawskimi palcami. Triumfując, że to właśnie
on dokonał odkrycia, zawołał kolegów. Początkowo nie chcieli mu uwierzyć.
99
 Jarrod, ty cholerny kłamco.  To jego najlepszy przyjaciel, pryszczaty Cliff,
odezwał się pierwszy.
Jednak w ułamku sekundy zrozumieli, że Jarrod nie kłamał. Ogarnęło ich
podniecenie. To był dopiero kryminał. I to w prawdziwym życiu! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl