[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kukulanką nazywa i że jest córką Kukuliny, owej to litościwej kobiety, co Podziomka chciała
od bicia bronić, kiedy podrzutkiem u baby złej był.
Ona sama, gdy ją kto zapytał: Jak się zowiesz, dziewczę? odpowiadała: Marysia
sierotka.
Aączka, na której pasła gęsi Marysia sierotka, leżała pod lasem, dość daleko, za wsią
zwaną od dawien dawna Głodową Wólką , iż tam ziemie chude były, mało chleba dawały, a
ludzie częściej głodni nizli syci byli.
Staje piasku, staje wody,
Rok urodzaj, a dwa głody!
Na tych małych trawach, na tych dużych wodach hodowały się całe stada gęsi, a jak to
wszystko zaczęło rwać się a trzepotać, a gęgać, a wrzeszczeć, to dobrze o milę wokół słychać
było.
Wszystkie dzieci we wsi robotę z tymi gęśmi miały, pasając je gromadą albo po osobno,
jak któremu w chacie przykazali.
Dopiero pod wieczór rozdzielała się gromada na pomniejsze stadka i każdy swoje do domu
gnał. Już też wtedy nic inszego w całej Wólce Głodowej słychać nie było, tylko:
Halela, gąski!... Halela! halela, do domu!...
A do tego taki z biczów trzask, jakby wesele jechało.
Długo jeszcze po zachodzie słońca uspokoić się nie mogło gęganie w zagrodach i
chlewikach; a i w nocy nieraz powstawał ni stąd, ni zowąd wrzask gęsi na całą okolicę.
Ale Marysia sierotka pasała gąski swoje osobno, pod lasem.
44
Siedem ich tylko było, więc im gospodyni dogodzić chciała i na wspólne pastwisko nie
dawała gnać. Dziewczynina też rada temu była, bo się inne dzieci z niej śmiały; a to, że się w
chowanego bawić nie umie, a to, że w zajączka nie dość prędko biega, a to, że z
dziewczynami tańcować po trawie nie chce.
I prawda. Czy to, że mocy wielkiej na tym cudzym chlebie nie miała, czy też tak już z tego
sieroctwa swojego nie lubiła Marysia biegać, tańczyć, gonić się ani w zajączka z dziećmi
grać.
Lubiła za to śpiewać. A piosenek umiała tyle, że cały dzień coraz to inszą śpiewała, a
nigdy ich nie brakło.
A to jak Zosi chciało się jagódek, a kupić ich za co nie miała , a to jak Konik siwy
długogrzywy mogiłę panu swemu nóżką w polu grzebał , a to o zaklętej fujarce, co mówiła
do pastuszka:
...Graj, pastuszku, graj,
Bóg ci pomagaj!
A to znów jak Niedzwiedz kudłaty przywędrował do wilczycy we swaty , a to jak
Babuleńka miała kozła rogatego, co był bardzo rozpustny , a to jak Siwe łabędzie leciały za
morze...
Najbardziej wszakże lubiła Marysia i najczęściej śpiewała piosenkę o sierocie, co gąski
zwoływała do domu, bo ta piosenka była taka jakby o niej samej.
Kiedy więc wieczorne zorze ugasać zaczęły nad lasem, zaraz Marysia wyciągała
najgłośniej i najcieniej, jak tylko mogła.
Pójdzcie, pójdzcie, gąski moje!
Pójdzcie, pójdzcie do domu!
Noc nadchodzi, ja się boje,
Bronić mnie nie ma komu.
Była to prześliczna piosenka, a tak wprost do serca szła, że kto w pobliżu szedł, to stawał i
słuchał, a często i łzy miał w oczach.
Kto tych wszystkich piosenek wyuczył Marysię, nie wiadomo zgoła, a gdyby jej się kto
spytał o to, ona sama nie wiedziałaby także.
Może ją uczył piosenek bór szumiący, czarny, może trawy łężne, szepczące słóweczka
ciche; może gaje młodym liściem okryte, które, za wiatrem lekuchno się chwiejąc, gwarzą
cości a gwarzą, jakby żywym głosem. A może nawet i ta cichość, która przez pola szła, przez
ugory i która była tak dzwoniąca w sobie właśnie, jakby powietrze śpiewało.
Słuchała też, nasłuchiwała Marysia sierota wszystkich tych głosów, nie czując nieraz w
tym zasłuchaniu ni głodu, ni chłodu; a kiedy słońce zaszło i do domu wracać trzeba było, nie
wiedziała sama, jak ten dzionek przeleciał.
Ani jej też w głowie nie postało, że z zarośli borowych patrzy na nią i wygląda wzrok
bystry i chytry, pałający i okrutny, wzrok przebiegłego Sadełka, owego to lisa z sąsiedztwa
Kryształowej Groty, który sobie w tym lesie norę uczyniwszy pod pniem wywróconej sosny,
pustelnika udawał, a po stronach węszył, skąd by jaki dobry kąsek pochwycić.
Szczególniej do gęsiny uczuwał nieprzeparty pochop i apetyt. Wielkich stad gęsi,
strzeżonych pilnie przez mocnych chłopaków, unikał zakładając głównie swe nadzieje na
owych siedmiu gąskach przez Marysię pasionych. Toteż co dzień bliżej a z cicha podkopywał
się krzakami ku łączce.
45
Bezpiecznie pasła gąski swoje Marysia, nic o tym nie wiedząc; bezpiecznie o zmroku do
zagrody stadko swoje gnała, a jedynym jej pomocnikiem był mały, żółty piesek, Gasio, który
ogromnie dziewczynkę polubiwszy, całe dnie przy niej na łączce przesiedział.
Sadełko wielką niechęć czuł do tego Gasia.
Obrzydliwe psisko! mawiał nieraz sam do siebie, spluwając i krzywiąc się szpetnie.
Nigdym chyba szkaradniejszego stworzenia nie widział! Co to na przykład za uszy! Spiczaste
jakieś, ostre, zupełnie dla psa niestosowne! Albo sierść! Toć on rudy jak ten Judasz zdrajca!
Co to za paskudny charakter być musi! Co za obyczaje! Jakie nawyknienia! Toć to darmozjad
skończony! Wypowiedzieć nie potrafię, jak mi się to zwierzę nie podoba! Sam widok jego o
mdłości mnie przyprawia. Czy kto widział, żeby porządny pies cały dzień na jednym miejscu
siedział i mizernych siedmiu gęsi pilnował? Toć to wstyd prawdziwy! Siedem gęsi! Cha, cha,
cha!... Zmiać mi się chce! Gdzież jest prostak, który by w gęsinie smakował i na tę nędzę się
łakomił? Dawniej to może było przyjęte, żeby się na stołach lisich i taka potrawa znajdowała,
wiadome rzeczy, że starzy mieli swoje dziwactwa. Ale co teraz, to żaden szanujący się lis
takich specjałów nie jada! Przynajmniej co do mnie, brzydzę się gęsiną. A na tego żółtego psa
i na tę obdartą dziewczynę wprost patrzeć nie mogę. Gdyby nie to, że mam zamiar
pustelnikiem tu zostać, dawno bym się już wyniósł z okolicy. Ale cóż! Kiedy się kto cały
cnocie i pięknym czynom poświęci...
Tu wzdychał tak mocno, że aż mu się wąsy podnosiły u nosa, i mrużąc to jednym, to
drugim okiem, śledził poruszenia Gasia, gąsek i Marysi. Po czym, odwróciwszy się od nich,
brzydko się uśmiechał.
V
Widniała już z daleka w księżycowym świetle Wólka Głodowa. Do niej to dążył Skrobek
skręciwszy w bok z gościńca. Nagle odwrócił się do jadących na wozie Krasnoludków i
rzecze:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]