[ Pobierz całość w formacie PDF ]
paryskimi nocami: Gilbert Montagné na pasku, caÅ‚y Paryż w koszuli Ralpha Laurena, whisky
i jej niebezpieczne właściwości, Klub Rozpieszczonych Dzieci, świetne wieczory typu
zarywać-nie-zarywać-podczas-konkursu-krawatów-w-burzy-śnieżnej-open-bar-u-
wszystkich-czapki-Jack-Daniels-i-kurtki-Cutty-Sark , krótko mówiąc: figa z makiem!
Miałem się za Tonyego Montanę, kiedy zbierałem kasę i szedłem kupić butelkę, z jednym z
tych grubych cygar mojego ojca w ustach. Zarywałem te rozkoszne spłoszone laseczki z
dobrych domów tak, bo wtedy zamiast powiedzieć: obejmować, czarować, całować z
języczkiem, chwytać, mówiło się zarywać. Jest to neologizm, a co gorsze odmienia się, więc:
zarywaÅ‚em mnóstwo maÅ‚ych Mach (Marie-Charlotte), maÅ‚ych Anne-Cé (Anne-Cécile),
małych Priss (Priscilla), kretynek, które po dziesięciu minutach gadki, ciągnęły mi druta w
publicznych kiblach i pózniej żałośnie płakały, bo ja już ich nie chciałem, a one były we mnie
zakochane.
Poza tym, miałem już dość młodego ciała, dość słuchania beznadziejnych francuskich
piosenek, a zwłaszcza dość szefa Planches, który chciał wypisać moje nazwisko na małej
pozłacanej tabliczce i przywiesić ją przy wejściu pośród nazwisk najlepszych bywalców
klubu. A wszystko przez moje di przed nazwiskiem. Powiedziałem sobie, że klub
prowadzony przez świra nie może być dobrym klubem, więc mu podziękowałem.
Zresztą ja i moi przyjaciele dorośliśmy. Osiągnęliśmy nawet pełnoletność. Nie było już
sensu tracić czasu w jakimś klubie, który pustoszeje w połowie czerwca, bo klienci akurat
broniÄ… dyplomy.
Staliśmy się zbyt starzy. Musieliśmy pogodzić się z faktem, że miejsce, w którym
czuliśmy się jak ryby w wodzie, odtąd wydawało nam się tak bardzo pozbawione
atrakcyjności. Akwarium się opróżniło, a my poszliśmy zasilać szeregi prawdziwych klubów,
poczuliśmy się dorośli. Dorośli? Przecież tam na nas patrzono jak na ciekawe okazy. Nasz
młody wiek dziwił, nasza arogancja jeszcze bardziej, ale pieniądze otwierają wszystkie drzwi,
a my obecnie rozgniatamy półświatkową faunę tych rzekomo eleganckich klubów. Tam jest
wszystko, prawdziwy remake Komedii ludzkiej, biurokraci middle class, którzy mieszkają w
czterdziestu metrach kwadratowych i którzy rozpieprzają swoje wypłaty na butelki tylko dla
samego faktu ich wydawania, poprzebierane sekretarki i kosmetyczki w stylu jet-set, mściwi
mieszkańcy przedmieść wyciągnięci z rynsztoka przy dużej ilości obrzydliwych
przerobionych przebojów francuskiego rapu, które psuje fale, złote płyty, akurat! Dzięki,
Barclay i Polygram. Dla nich to promocja społeczna, a my schodzimy na psy.
Rozkosznie rozłożeni w lożach dla VIP-ów, z naszymi dobrze brzmiącymi nazwiskami
rodowymi. Jesteśmy 0,01 procent dziesiątej dziesiątki, co wywołuje ślinienie u menadżerów
poniżej pięćdziesiątego roku życia, którzy w niedziele wieczorem oglądają Capital, a my
mierzymy ich wzrokiem, i zarozumiałość nas rozsadza. Wódka i poczucie wyższości uderzają
nam do głowy, my, panowie świata, prawdziwa reklama Sprite a.
Jesteśmy maleńką częścią ogółu, ale czujemy się liczni, bo nie obchodzi nas to, co się
dzieje poniżej. O godzinie, o której ty wstajesz, żeby iść do pracy, my kładziemy się spać
pijani i zadowoleni, że rozpieprzyliśmy w jedną noc równowartość twoich całotygodniowych
zakupów, twojego czynszu, nawet twojej wypłaty. A najgorsze jest to, że to całkiem
normalne, i że zaczniemy na nowo następnego dnia i następnego, aż się nam nie znudzi.
Oburza ciÄ™ to? Tym lepiej... To po to jest.
Jestem skurwielem, wrednym skurwielem, który olewa wszystko z wyżyn swoich
dwudziestu dwóch lat i swoich milionów. Mój punkt widzenia? Wpieprzać wszystkich,
włącznie z tobą!
Ponieważ wpieprzanie wszystkich jest wyjściem, lekiem na nudę. Denerwować,
wkurzać bez powodu hipokrytów zdeklasowanych, nietolerancyjnych, pretensjonalnych,
sąsiadów, mieszczuchów, skąpców, mitomanów, nieuleczalnych miernot, tych, którzy kupują
sobie wielkie samochody na kredyt, tych, którzy mówią o polityce i traktują dziewczyny jak
dziwki tylko dlatego, że nie udało się im ich przelecieć, tych, którzy krytykują książki, a nie
przeczytali ich, tych, którzy nawołują tylko do swojego kościoła, tych, którzy rzucają
banknotami w twarze kelnerów, tych, co nie cierpią gliniarzy, a i tak nie mówię tutaj o
najgorszych.
Posiadam dwa niezawodne narzędzia do uprawiania mojej sztuki. Po pierwsze to moja
niewątpliwa przewaga fizyczna, intelektualna, finansowa i społeczna, która od razu rozgniata
przeciwnika i zapewnia mi nietykalność przy jakimkolwiek ataku. Po drugie, mam wszystko
w dupie i niczego siÄ™ nie wstydzÄ™.
Uważasz, że to dziecinne? Mam swoje powody.
Wpieprzam wszystkich, bo ich nienawidzÄ™.
Nienawidzę świata za to, że nie jest takim, jakim chciałbym, żeby był. Jestem idealistą,
cenię starodawne wartości: odwagę, bezinteresowność, wspaniałomyślność. Moje życie to
poszukiwanie, które nie posiada już celu. Moi przodkowie byli bohaterami, a ja jestem tylko
synalkiem tatusia. Rebel without a cause. ZginÄ™ w wypadku w moim porsche albo z
przedawkowania, podczas gdy chciałbym umrzeć w walce.
O co walczyć? W świecie, gdzie Bogiem jest Sukces Społeczny, a ratuje się go już
tylko w filmach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]