[ Pobierz całość w formacie PDF ]

intensywny niż pierwszy  i unieruchomił na dobre. Leżałam bezwolna, z otwartymi ustami, z
których nie wydobywał się nawet najlżejszy dzwięk. Nie oddychałam, czekając, aż powoli dojdę
do siebie po wstrząsie, który przejął moje ciało w posiadanie. Minęło dobrych kilka minut, nim
mózg odzyskał panowanie nad sytuacją. Gwałtownym ruchem wysunęłam dildo spod bielizny, w
obawie, że zacznę się zachowywać jak stuknięta laska, którą widziałam kiedyś w telewizyjnym
programie o dziwacznych nałogach: dziewczyna zamykała się w pokoju i przez cały dzień nie
robiła nic innego, tylko masturbowała się, oglądając Food Network. Wyłączyłam wibrator, a
nagła nieobecność bzyczącego dzwięku sprawiła, że w pokoju zapanowała dziwna, wręcz
niesamowita cisza.
Leżałam jak kłoda, przez dłuższą chwilę nie mogąc ruszyć ani ręką, ani nogą, a powieki
same zamykały mi się ze zmęczenia. Kiedy wreszcie udało mi się nakłonić ręce do współpracy,
na leżąco sięgnęłam do nocnego stolika, złapałam telefon i wystukałam wiadomość.
Do dziewczynki z dildami: praca domowa odrobiona.
Moja wagina już nigdy nie będzie taka jak wcześniej.
Claire
***
Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie. No dobrze, może nie tyle z zamyślenia, co z
katatonicznego stuporu, w którym tkwiłem. Od dwóch dni, odkąd Claire zafundowała mi terapię
szokową, nie robiłem nic  tylko chodziłem do pracy, a potem siedziałem w domu i
wpatrywałem się w puste ściany. Markotnie poszurałem do drzwi i otworzyłem.
To był Drew w czarnej koszulce z napisem  Alice in Chains , z rysunkiem
przedstawiającym Alice z serialu The Brady Bunch, skutą w łańcuchy, zakneblowaną i w
kajdankach. Uśmiechnął się i zachęcająco uniósł sześciopak piwa.
 Kto trzezwym wchodzi, ten o własnych siłach nie wyjdzie.
Zamknąłem mu drzwi przed nosem i pokuśtykałem z powrotem na swoje miejsce na
kanapie.
Tym razem otworzył sobie sam i wszedł do środka.
 Rozchmurz się, chłoptasiu, złość piękności szkodzi
 powiedział, postawił piwo na stoliku, po czym ciężko runął na kanapę obok. Mój nos
aż skręcił się z obrzydzenia na zapach, który dochodził od Drew.
 Rany boskie, Drew, co to za smród?  jęknąłem, zasłaniając nos dłonią.
 Daj spokój. To mój dzisiejszy nabytek. Woda kolońska Tima McGrawa.
 Chyba woda po myciu jaj Tima McGrawa. Chłopie, przecież to jedzie kocim moczem!
 Pieprz się  skwitował Drew.
 Nie, dzięki. Zapach kociego moczu mnie nie kręci.
Drew westchnął, założył ręce na piersiach i zmierzył mnie wzrokiem.
 No dawaj. Wyrzuć to z siebie wreszcie, zanim pójdę ci do apteki po nospę i podpaski.
Głowa opadła mi na oparcie kanapy. Wiedziałem, że zachowuję się jak idiota, ale nic nie
mogłem na to poradzić.
Cały mój świat, jakim go znałem, przestał istnieć.
 Ona ma dziecko. Jestem czyimś ojcem  bąknąłem pod nosem.
 Ta, tyle to i ja wiem z wiadomości, którą zostawiłeś mi na sekretarce ubiegłego
wieczoru. Choć muszę przyznać, że zdekodowanie informacji o treści  Moje włochate jaja mają
moc Bruce a Willisa i zaciążyły czekoladkę chwilę mi zajęło. Na szczęście udało mi się coś
wydobyć od Jima i Liz, bo z tobą nie szło się skontaktować.
 I co ja teraz do diabła mam zrobić?  zapytałem go, unosząc głowę i patrząc Drew w
oczy.
 Przede wszystkim pogadaj z nią i dowiedz się wszystkiego. Wiem, że jesteś w szoku,
ale siedzenie tutaj całymi dniami i dłubanie w nosie niczego nie zmieni. Wez się w garść. Idz do
niej. Porozmawiaj. Tyle lat poświęciłeś, żeby ją znalezć  no i jest, stoi przed tobą jak
malowana.
Co prawda z małym bagażem. Ale kto go nie ma?
 Małym bagażem? Drew, ona ma syna. To trochę więcej niż mały bagaż  jęknąłem.
 Obudz się i popatrz w lustro, tatuśku. To także twój syn. A ty kilka ostatnich lat
spędziłeś, próbując zamazać jej wspomnienia pieprzeniem się z laską, którą ledwo znosiłeś.
To już nawet nie mały bagaż, to cały tobół, wór, waliza, plecak i kosmetyczka na
dokładkę.
Spojrzałem na niego pytająco.
 Co masz do mojej kosmetyczki? Lubię nawilżać cerę. Zdrowa skóra to oznaka
zdrowego życia. Trzymam w kosmetyczce peelingi, żele oczyszczające i krem ujędrniający.
Drew wstał i odwrócił się w moją stronę.
 Parafrazując słowa wielkiego mistrza: jesteś jego ojcem, Luke.
Podziękowałem mu za piwo i za rozmowę, a potem patrzyłem, jak wychodzi na randkę z
Jenny. Nieszczególnie dziwne, zważywszy, że już na tamtej kolacji wyglądał, jakby chciał ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl