[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- ... potrzebny ci jeszcze jeden masaż.
Duże, ciepłe dłonie przesunęły się po nagich udach Ro-
ny. Gdziekolwiek dotknął, czuła leciutki dreszcz i cudowne,
rozlewające się ciepło.
- O, tak - mruknęła lekko zadyszanym głosem, podda-
jąc się całkowicie magicznym manipulacjom jego rąk. - Po-
trzebny mi drugi masaż. Bo boli mnie wszędzie. Okropnie,
Byrne...
Kiedy minęła północ, Fiona ostrożnie zdjęła z siebie rę-
kę Byrne'a i zaczęła przesuwać się na brzeg łóżka. Starała się
zrobić to jak najciszej, niestety, w chwili gdy stawiała stopy
na podłodze, jedna z jej rąk została nagle unieruchomiona.
Ręką Byrne'a.
- Chyba nie uciekasz?
- Wracam do swojego pokoju, Byrne.
- Dlaczego? - powiedział rozżalonym głosem i pociągnął
ją delikatnie za rękę. - Zostań. Ja chcę, żebyś tutaj była.
- A ja nie chcę, żeby Riley zastała mnie właśnie tutaj.
- Nie martw się. Zawsze budzę się wcześniej niż Scamp.
Zostań...
Jego palce narysowały uwodzicielską ścieżkę wzdłuż jej
kręgosłupa. Potem kilka kółeczek na nagim udzie. Kółecz-
ka zadecydowały - dalszy opór był ponad jej siły. Z rozkoszą
zanurkowała z powrotem w jego objęcia. Była taka szczęśli-
wa! Nigdy dotąd nie odczuwała tak intensywnie, że żyje, po
S
R
prostu. I jest tam, gdzie powinna być. W tym domu, w tym
pokoju, w ramionach tego mężczyzny.
Była tam jeszcze, kiedy nadszedł świt. Była, kiedy nagle
rozdzwonił się telefon na stoliku nocnym.
Byrne odebrał po drugim sygnale.
- Coolaroo, słucham - rzucił do słuchawki, opierając się
wygodniej o poduszkę. Druga ręka bawiła się leniwie włosa-
mi Fiony, nawijając na dwa palce rudy kosmyk.
Nagle jego palce znieruchomiały.
- Oczywiście. Zaraz ją poproszę.
Coś się stało. Czuła to. Coś bardzo niedobrego, skoro ten
ktoś zdecydował się zadzwonić o tak wczesnej porze.
Usiadła i z przestrachem spojrzała w twarz Byrne'a, bar-.
dzo teraz poważną.
Byrne zakrył ręką słuchawkę i powiedział prawie
bezgłośnie:
- Do ciebie.
- Kto?! - szepnęła.
Ale Byrne podawał jej już słuchawkę.
- Tak, słucham? Tu Fiona.
- Fiono, to ty? - Samantha, jej asystentka. - Niestety, mam
fatalne wiadomości. Dziś w nocy Rex miał udar.
- Udar? Matko święta! Biedny Rex!
- Zabrali go do Royal North Shore Hospital. Jego żona,
kiedy dzwoniła do mnie, była okropnie zdenerwowana. Rex
nie odzyskał jeszcze przytomności.
- Sam! To straszne!
- Przepraszam, że zadzwoniłam tak wcześnie, ale byłam
pewna, że będziesz chciała zjawić się tu jak najszybciej.
- Ja... Och, tak, oczywiście.
S
R
- Sądzę, że nasz learjet będzie mógł po ciebie przylecieć.
Learjet może przylecieć tu w ciągu kilku godzin.
Tak szybko.
Fiona przycisnęła rękę do ust. Czuła, że robi jej się słabo.
Z rozpaczy.
Za kilka godzin będzie musiała rozstać się z Byrne'em.
- Fiono? Jesteś tam?
- Tak, Sam. Jestem. Oczywiście, learjet to najlepsze roz-
wiązanie. Tu, w Coolaroo, nie ma miejsca do lądowania, ale
w Gundawarze jest małe lotnisko. Korzystałam już z niego.
- Zajmę się tym. Jak będę wiedziała coś konkretnego, za-
raz do ciebie zadzwonię.
- Dzięki, Sam.
Fiona, z trudem powstrzymując łzy, podała słuchawkę
Byrne owi.
- To Rex - powiedziała. - Miał udar. Muszę wracać do
Sydney.
- Oczywiście. Jesteś wspólnikiem. Musisz przejąć ster.
Powiedział to głosem idealnie beznamiętnym. %7ładnej
oznaki, że szkoda mu rozstawać się z Fioną.
Wstał z łóżka i zaczął się ubierać.
Fiona czuła, jak wszystko w niej zamiera.
- Ja... ja chciałam powiedzieć, że będę za tobą tęskniła,
Byrne...
Twarz Byrnea była kompletnie pozbawiona wyrazu.
- Mam nadzieję, że twój wspólnik wyjdzie z tego. A o mnie
lepiej w ogóle nie myśl.
- Jak możesz tak mówić, Byrne? Oczywiście, że będę o to-
bie myśleć!
S
R
Głos Fiony drżał. Serce bolało. Czuła się tak straszliwie bez-
bronna, bezradna. Naga w tym łóżku. A Byrne, ubrany, stał
nad
nią. Z kamienną twarzą. Ale patrzył prawie ze złością.
- Byrne, chyba nie myślisz, że mogłabym tak stąd wyje-
chać i od razu o tobie zapomnieć? A może ty tego chcesz?
W szarych oczach coś błysnęło. Ból? Nie, to tylko złudze-
nie. Te oczy są zimne jak stal.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]