[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Myślę, że powinnyśmy dziś pościć i modlić się, aby prędko usunięto śnieg.
Iwona bezwiednie jęknęła.
- Jestem bardzo głodna - powiedziała - dziś rano przy śniadaniu nie mogłam
niczego przełknąć.
Mówiąc to przypomniała sobie, że nie zaproponowano zakonnicy żadnego
posiłku, kiedy przyjechała do chateau. Takie zachowanie było niepodobne do
zachowania jej matki, lecz stryj i ciotka byli znani ze skąpstwa. Pomyślała
więc, że siostra na pewno też jest głodna. Zakonnica nic nie odpowiedziała,
zdjęła tylko ciężką pelerynę, którą miała na sobie w podróży, a której kaptur
zakrywał jej welon i barbet. Potem umyła się w zimnej wodzie, nalewając ją z
dzbanka do miski stojącej na umywalni. Kiedy skończyła, Iwona poszła w jej
ślady. Myślała wciąż, jak zadać sobie śmierć w takich warunkach. Była pewna,
że jeśli zakonnica przyłapie ją na piciu laudanum, natychmiast zareaguje.
Wiedziała, że musi zażyć odpowiednio dużą dawkę. Słyszała bowiem niejedną
historię, jak to kobiety próbowały popełnić samobójstwo, ale w szpitalu
ratowano je przed śmiercią. Muszę mieć pewność, że laudanum mnie zabije",
postanowiła. Myślała o tym jeszcze, gdy dzwięk gongu obwieścił w całym
hotelu, że nadeszła pora kolacji.
- Zejdziemy natychmiast! - rzekła zakonnica ostro - jedz szybko, jutro
bowiem musimy wcześnie wstać. Dostaniemy naganę od matki przełożonej za
to opóznienie.
Iwona pomyślała ironicznie, że jeszcze bardziej się spóznią, kiedy znajdą ją
rano martwą. Idąc za siostrą na dół do jadalni, wyobrażała sobie, jak piękny
musi być widok z okien hotelu. Teraz, w ciemności, nie było oczywiście nic
widać prócz jakichś bardzo odległych świateł i gwiazd, które zaczynały
migotać na niebie. Iwona była pewna, że śnieg przestał padać i wiatr ucichł. Na
pewno pózniej zza chmur ukaże się księżyc w pełni.
Z westchnieniem żalu pomyślała, że nie będzie mogła go oglądać.
Jednocześnie obawiała się, że być może ludzie odśnieżający drogę zaczną przy
lepszej pogodzie szybciej pracować.
Razem z zakonnicą otrzymały stolik w rogu sali, a naprzeciwko każdej z
nich postawiono smakowite dania.
- Czy nie byłoby taniej, gdybyśmy zjadły jedną potrawę zamiast całego
menu.? - spytała zakonnica kelnera.
- Dziś wieczór, siostro, mamy dużo gości, tak że nie będzie nic a la carte
oprócz pt de foie gras dla tych, którzy mogą sobie na to pozwolić.
Iwona wiedziała, że znajdują się nie opodal Strasburga, gdzie specjalnością
jest pasztet z wątróbek - najlepszy we Francji, ale też najdroższy.
- Zjemy więc całe menu - powiedziała zakonnica ugodowo i machnęła tylko
ręką na propozycję, aby napiły się wina do kolacji.
Chociaż hotelik był mały, podawano - jak wszędzie we Francji - doskonałe
jedzenie. Rozkoszując się nim, Iwona dziękowała losowi, że jej ostatni posiłek
jest wyśmienity. Smakował też bez wątpienia siostrze zakonnej, która z iście
niemiecką zachłannością nakładała sobie obfite porcje. Jedzenie w klasztorze
musiało być skąpe i Iwonie zdawało się, choć nie miała co do tego pewności, że
słyszała o stosowaniu głodówki wobec tych, którzy łamali dyscyplinę. Trudno
stawiać opór albo być agresywnym, gdy ma się ciało wycieńczone z głodu.
- Cokolwiek się stanie, nie pozwolę się tam zawiezć i traktować w ten
sposób - powiedziała sobie.
Ponieważ jadła dużo mniej niż siostra, miała między dniami czas, aby
przyjrzeć się pozostałym gościom. Ci, których do zatrzymania się tu zmusiła
konieczność, wyglądali na zamożniejszych niż na ogół podróżni spotykani w
zajazdach i, jak zauważyła Iwona, zamawiali drogie wina.
Gdy już kończyły posiłek, do jadalni weszli trzej mężczyzni. Wyróżniali się
spośród innych nie tylko arystokratyczną postawą i rysami twarzy, lecz także
tym, że przebrali się do kolacji. Pierwszy kroczył dystyngowany starszy pan, za
nim trochę młodszy dżentelmen, także o bardzo arystokratycznym wyglądzie.
Trzeci był młodzieńcem mniej więcej w jej wieku. W chwili gdy Iwona go
zobaczyła, odgadła, że to jego wyczyszczone buty niósł lokaj. Był ubrany z
największym paryskim szykiem. Jego strój przypominał ubiory, w których
zwykł chodzić świętej pamięci hrabia. Pomyślała, że jest raczej przystojny.
Przyglądając się z zainteresowaniem całej trójce, stwierdziła, że muszą to
być jakieś ważne osobistości, bo gdy tylko usiedli, z kuchni wyszedł
kuchmistrz, aby omówić kolejność dań. Ich stolik stał nie opodal, więc słyszała
każde słowo. Oczywiście nie było mowy, aby zadowolili się proponowanym
wszystkim menu.
Zaczynali od pt de foie gras, a potem mieli jeść błękitnego łososia z
lodowcowych strumieni, płynących wprost z gór. Sarna, którą kuchmistrz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]