[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mność. Popatrzył na nią. Nie zdjęła butów. A więc czuła się
spięta.
- Czy ja wiem? Miałabym z miejsca żądać wysokiej zalicz
ki? To nie w moim stylu takie zimne wyrachowanie.
- Wyrachowanie? Rennie, ten salon ma przynosić zyski,
tak?
- Chyba tak.
- Chyba? Musisz być o tym przekonana. Jeśli to ma być
tylko hobby...
- Nie, to ma być moje zródło utrzymania. Ale nie chodzi mi
o jakieś wielkie pieniądze.
- Dlaczego?
- Bo ich nie potrzebuję. Tylko na życie i pensję dla Eve.
- To podstawa. Ale dlaczego nie chcieć więcej?
- Przyjemnie mieć pieniądze, ale i bez nich można cieszyć
się życiem. Nie są do tego konieczne.
- Oczywiście, że są - oświadczył z głębokim przekonaniem,
bo odczuł to boleśnie na własnej skórze.
- W takim razie powiedz mi, Panie Bogaczu, jak używasz
życia dzięki swoim pieniądzom? Co robisz w wolnym cza
sie? Z tego, co wiem, do nocy wysiadujesz w biurze. Zajęcia
w ośrodku to też nie wypoczynek, jak się domyślam. Masz
karnet do filharmonii, ale jak często tam bywasz? Na co wyda
jesz te swoje krocie?
Sięgnął po pustą filiżankę, jakby na jej dnie spodziewał się
znalezć odpowiedz. Dziwne, ale nie potrafił jej odpowiedzieć.
Rzeczywiście, w jego życiu poza pracą było niewiele przyje
mności. Ale przecież to mu odpowiada.
100
- Praca daje mi satysfakcję - powiedział wolno. - Jest nie
tylko sposobem na zrobienie kariery, ale również hobby.
- Ja też lubię moją pracę. Ale cieszę się życiem i nie po
trzebuję do tego wielkich pieniędzy. Doskonale się bez nich
obywam.
- Jest tylko jedna różnica: mnie nie grozi utrata firmy.
- Jesteś zbyt bezwzględny, byś mógł do tego dopuścić.
- Nie zajmuję się działalnością charytatywną.
- Ja też nie.
- Więc przestaw się. Nie ma nic złego w tym, że wezmiesz jed
ną trzecią sumy jako wstępną zaliczkę, drugą ratę przy pierwszej
przymiarce, a resztę należności przy odbiorze. W ten sposób nie
stracisz aż tyle, co na tej sukience wystawionej w sklepie.
- Kto ci to powiedział?
- Eve.
Odwróciła wzrok, wyraznie przybita.
- Jeszcze ktoś ją kupi. Jest taka piękna. To jeden z najlep
szych projektów - powiedziała, próbując się bronić.
- Nie przeczę, że jest piękna. Mówiłem tylko, że gdybyś
wzięła z góry dwie trzecie sumy, tyle byś nie straciła. Zaczniesz
kupować hurtowo?
- Jeśli będę mogła. Wiem, że to bardziej opłacalne i powin
nam tak robić, ale teraz jestem w podbramkowej sytuacji. Sam
zresztą wiesz.
- Mogę ci pożyczyć. Nie warto kupować detalicznie. W hur
cie, nawet gdy bierzesz niewielkie ilości, płacisz dużo mniej.
- Nie chcę już więcej pożyczać - odrzekła twardo, oczy
błysnęły jej dumnie. - To właśnie przez ten dług znalazłam się
w opałach.
- Teraz wystarczy ci niewielka suma. Uznaj, że z mojej
strony to działanie osłonowe, by nie stracić więcej. Gdy znaj
dziesz mi żonę, umorzę całość.
101
- A jeśli żadna nie przypadnie ci do gustu?
- Wtedy twój salon będzie w lepszej kondycji, gdy będzie
my go przejmować.
Zacisnęła pięści, przysunęła się bliżej. Poczuł, że serce zabiło
mu mocniej. Co teraz nastąpi?
- Nie przejmiesz go. Choćbym miała poznać cię z każdą
wolną panienką w mieście, zrobię to. Ale ty też musisz wykazać
choć odrobinę dobrej woli. Nie zrobię wszystkiego za ciebie!
- Jesteś śliczna, gdy się tak złościsz - powiedział.
- Co takiego? - Popatrzyła na niego zdumiona i aż usiadła.
Uśmiechnął się. Choć raz ją zaskoczył. Może to dobry spo
sób, może powinien mówić coś nieoczekiwanego, gdy Rennie
się tego najmniej spodziewa. Zastosować jej metodę.
- Słyszałaś, co powiedziałem. Wiesz, już wiele razy się za
stanawiałem, dlaczego nie wyszłaś za mąż. Na samym początku
nawet podejrzewałem Keitha, że specjalnie mnie na ciebie na
puścił, że miał w tym swój cel.
- Myślisz, że chciał nas swatać? Wykluczone.
- Dlaczego?
- Przede wszystkim nie jestem wytwornisią, za jaką wypa
trujesz oczy - zaczęła. - Mama wprawdzie pochodzi z szacow
nej rodziny, ale już mój ojciec nie. Był zwykłym policjantem,
zginął na służbie. Poza tym nie mam majątku. Nie bałbyś się,
że wychodzę za ciebie dla pieniędzy?
Roześmiał się, odchylił z krzesłem do tyłu, włożył ręce
w kieszenie.
- Nie, zwłaszcza po naszej wcześniejszej rozmowie. Pienią
dze nie są dla ciebie ważne. Liczy się miłość.
- Właśnie. Wyjdę za kogoś, kto mnie pokocha. Kto będzie
się starał być przy mnie, a nie tylko bezustannie pracować i za
rabiać pieniądze. Chcę mieć męża, którego będą interesować
moje sprawy, pomoże mi szykować kolację, zrobi coś w domu.
102
A wolny czas będziemy spędzać razem: chodzić na wędrówki,
na plażę, czasem na przejażdżkę tramwajem.
- Nie masz dużych wymagań - wymamrotał, nieco zasko
czony jej wizją idealnego małżeństwa.
- Chętnie też wybrałabym się w rejs statkiem - dodała, pa
trząc na niego badawczo.
- W rejs?
- Mama i Theo byli na takim kilka lat temu. Wrócili za
chwyceni. Od tej pory mam takie marzenie.
- Wylegiwanie się na słońcu i obsługa na skinienie ręki?
- Oni popłynęli na Alaskę, a mnie najbardziej pociąga mo
żliwość nieograniczonego jedzenia.
- Zwłaszcza krewetek i czekolady?
Rozjaśniła się w uśmiechu, a on zapragnął ją pocałować.
Jeszcze nigdy pokusa nie była tak silna. Dotknąć jej dłoni,
zachłysnąć się jej zapachem. Ten uśmiech zdawał się jasny jak
promień słońca, tak chciałby go zatrzymać. Nie zastanawiając
się, pociągnął ją i posadził sobie na kolanach.
- Marc, co...
Nie dał jej dokończyć. Znieruchomiała w jego ramionach.
Pochwycić światło i blask nie jest łatwym zadaniem. Minęła
chwila, nim dziewczyna rozluzniła się, objęła go za szyję. Po
całunek, który mu oddała, upajał.
Odchylił się nieco, popatrzył na jej zaróżowioną twarz, za
mglone oczy, leciutko nabrzmiałe usta. Wygląda cudownie. Mo
że niepotrzebnie szukam, może to powinna być ona, przebiegło
mu przez myśl. Ale szybko się opamiętał. Nie, to w ogóle nie
wchodzi w grę. Rennie chce czegoś więcej niż mógłby jej za
oferować. Miłości, całkowitego oddania, poczucia wspólnoty.
A jemu potrzeba żony, która błyśnie w towarzystwie, będzie
atutem w biznesie, wprowadzi w wyższe sfery. Jego pochodze
nie pójdzie w niepamięć.
103
- Czas na mnie. - Podniósł się i postawił Rennie na po
dłodze.
- No tak. Dzięki za wskazówki - rzekła, wyraznie zbita
z tropu jego nagłym pożegnaniem.
- Zawsze do usług. Postaraj się wprowadzić je w życie,
a zobaczysz, że będzie łatwiej.
- Spróbuję z tą zaliczką. Od tego zacznę.
Ruszył do wyjścia. Dlaczego z każdym kolejnym spotka
niem ta dziewczyna coraz bardziej go pociąga? W dodatku nie
może znieść myśli, że widuje się z tym Josephem Czwartym.
I te budzące się w nim wątpliwości. Koniec z tym, musi wziąć
się w garść. Nie zastanawiać się, tylko iść prosto do celu.
- Sobota nadal aktualna? - zapytała, otwierając mu drzwi.
Marc wziął głęboki oddech, skinął głową. Jeden dzień nicze
go nie zmieni.
- Wpadnę po ciebie koło dziewiątej.
- To do zobaczenia, Marc - powiedziała miękko, patrząc na
niego tajemniczo.
W sobotni poranek miasto tonęło we mgle. Dzień zapowiadał
się fatalnie. Nie miał pojęcia, co mogliby robić w taką pogodę.
Plaża wykluczona, spacer raczej też. Nawet motor odpada, zbyt
chłodno.
Przed domem Rennie nie było miejsca, zaparkował więc dwie
ulice dalej. Był w marnym nastroju. Może odwołać dzisiejsze spot
kanie? - zastanowił się już pod drzwiami jej mieszkania.
Drzwi otworzyły się, nim zastukał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]