[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Megan roześmiała się.
- Nie. Ja wiem, że nigdy nie będę wystarczająco dobra dla Bayleigh.
Codziennie staram się zrobić dla niej, co tylko mogę. Czasami idzie mi
lepiej, czasami gorzej, ale Bayleigh jest wszystkim, co mam. I jakoś sobie
radzimy. Powoli, krok po kroku, posuwam się jednak do przodu.
- Ta mała ma szczęście - odezwał się Kyle i pomyślał, że choć Megan jest
samotną matką, tego, co trzeba, nauczyła się od własnych rodziców. Na
nich zawsze mogła liczyć, podobnie jak reszta jej rodzeństwa. Wiedzieli,
że mają siebie nawzajem. Megan wychowała się na pozytywnych
wzorcach. On, niestety, był ich pozbawiony. Brightwellowie byli mał-
żeństwem przez ponad trzydzieści lat. Natomiast jego rodzina to było
istne pomieszanie z poplątaniem.
- Z mojego punktu widzenia nie bardzo - stwierdziła Megan z
westchnieniem. - Tak bardzo chciałabym dać jej to, co sama miałam,
kiedy dorastałam - stabilny dom i oboje rodziców.
- Proponowałem ci, że dobiorę się temu draniowi do skóry. Oczywiście w
sensie prawnym. Powinien wam przynajmniej płacić alimenty.
Megan potrząsnęła głową.
- Jeżeli nie chciał zostać z nami z własnej woli, nie wezmę od niego
pieniędzy. Ale jestem ci wdzięczna za to, że
198 WAKACJE W KALIFORNII
dopilnowałeś, by oficjalnie zrzekł się wszelkich praw do opieki nad
dzieckiem.
- %7łałuję, że nic więcej nie mogłem zrobić. Megan uśmiechnęła się.
- Wiesz, co ci powiem? Wszystko byłoby znacznie prostsze, gdybym się
zakochała w tobie. Jesteś dokładnie takim człowiekiem, jakiego
chciałabym na ojca dla Bayleigh.
Tak bardzo się myliła, pomyślał Kyle, ale nie chciał ciągnąć tego tematu.
- Jestem pewny, że w końcu kogoś poznasz.
- A jeśli nie? Zgodzisz się być zastępczym ojcem dla Bayleigh?
Kyle roześmiał się z goryczą.
- Myślałem, że kochasz swoją córkę.
- Oczywiście, że ją kocham.
- Gdyby tak było, trzymałabyś ją z daleka ode mnie. Nie nadaję się nawet
na zastępczego ojca. Nie martw się. Któregoś dnia zjawi się ktoś
właściwy.
- Ktoś właściwy? - prychnęła Megan. - Co ty możesz w ogóle wiedzieć o
miłości? Zawsze myślałam, że ty i Dan tworzycie parę znanych
playboyów i żelaznych kawalerów. Chociaż Bayleigh woli ciebie niż
swoje lalki. Myślę, że powinieneś jednak mieć dzieci...
- Nie wiesz, gdzie może być Cassie? - przerwał jej Kyle. - Rozmawiałaś z
nią dzisiaj ?
- Jak na tak wytrawnego gracza, to bardzo niezręczne posunięcie -
zaśmiała się Megan. - Jeżeli nie chcesz o czymś mówić, wystarczy, że mi
powiesz.
- Masz rację. Nie chcę mówić o dzieciach.
- W porządku. Cassie powinna już niedługo wrócić. Wpadłam na nią,
kiedy wstąpiłam do mamy. Zbierała się do wyjścia. Tak mi przynajmniej
powiedziała. Zresztą zaraz za-
WAKACJE W KALIFORNII 199
dzwonię do mamy, bo i tak chcę jej zdać raport z aktualnego stanu
zaawansowania robót malarskich. Może jednak trzeba będzie wezwać
profesjonalną ekipę. No to na razie, Kyle.
- Do zobaczenia. Ach, i jeszcze jedno. Megan? - Kiedy się odwróciła,
powiedział: - Daj mi znać, kiedy wróci twoja siostra.
Megan pokiwała głową i zniknęła w głębi domu.
Po jej odejściu pomyślał, że nie ma ani powodów, ani żadnego prawa, by
martwić się o Cassie. Nie zmieniało to jednak faktu, że się o nią martwił.
To śmieszne i po prostu głupie, ale nie mógł nic na to poradzić. Martwiło
go to, gdyż nawet u tak cynicznego playboya jak on oznaczało to pier-
wszy krok na drodze do zakochania.
Cassie i Megan siedziały na plaży. Było już dosyć pózno i słońce chyliło
się ku zachodowi. Chłodny wietrzyk od morza rozwiewał im włosy. Obie
siostry przyglądały się Bayleigh, która bawiła się nieopodal, robiąc babki
z mokrego piasku.
- Widziałaś się z Kyle'em po powrocie do domu? - zapylała Megan,
przerzucając z roztargnieniem kartki kolorowego czasopisma.
- Nie - odparła Cassie. Czuła na sobie badawcze spojrzenie siostry.
- Odniosłam wrażenie, że on się o ciebie niepokoi.
- Nic mi nie jest.
- Ja o tym wiem, ale on nie.
- Nie musi mnie pilnować. To nie jego sprawa. - Cassie wzruszyła
ramionami.
Megan zamknęła pismo i odłożyła je na bok.
- Coś zaszło między wami?
- Nic.
- Akurat!
200 WAKACJE W KALIFORNII
Cassie odwróciła się i spojrzała na siostrę.
- Co to ma znaczyć?
- Powiedziałaś to dokładnie takim samym tonem jak wtedy, kiedy miałaś
szesnaście lat i Dan dokuczał ci, że durzysz się w Kyle'u. Byłaś wtedy
mistrzynią wykrętów. Teraz, jak widzę, pracujesz na tytuł arcymistrza.
Coś mi mówi, że jesteś w nim zakochana.
- Nie! - Cassie potrząsnęła głową. Miała nadzieję, że od tamtych czasów
nauczyła się panować nad głosem. Nie jest przecież idiotką. Jest
inteligentną pracownicą służby zdrowia, która wiele nauczyła się na
własnych błędach. A jako taka, nawet nie dopuszcza możliwości
zakochania się w Kyle'u Strattonie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]