[ Pobierz całość w formacie PDF ]

I godzinami robili co innego. Wtedy słowa były zbędne, ponieważ do
porozumienia służyły pocałunki, pieszczoty. Duncana opadły wspomnienia, a
akurat teraz nie chciał ich przywoływać.
Odezwał się tonem, w którym brzmiało oskarżenie:
- Potem przestałaś słuchać tego, co mówiłem. Zamiast zaprzeczyć, skinęła
głową.
- Bardzo ciÄ™ przepraszam.
- 100 -
S
R
Przeciągnął dłonią po twarzy, westchnął znużony.
- Ja też przestałem ciebie słuchać.
W głębi domu rozległo się bicie zegara. Gdy znowu zapadła cisza, Reese
szepnęła:
- To nie fair.
- Co masz na myśli?
- Moja niepłodność zniszczyła nasze małżeństwo. - Popatrzyła na
obrączkę, którą przed laty Duncan wsunął jej na palec. - To nie fair, ale nie
możemy zrzucać winy wyłącznie na niepłodność.
- SÅ‚usznie.
- Chciałabym... - Urwała i bezradnie rozłożyła ręce. - Nieważne.
- Dokończ.
- Ale to niemÄ…dre.
Duncan usiadł, spuścił nogi na podłogę.
- Więc co chciałabyś?
- Oczywiście żałuję, że musieliśmy próbować różnych metod leczenia,
tyle się nacierpieć.
- W tym nie ma nic niemądrego. Ja też żałuję, że tak się stało.
Reese zmarszczyła czoło, ale oczy jej rozbłysły.
- Nie to miałam na myśli.
- A co?
- Widzisz, jednocześnie jestem zadowolona, bo gdyby nie tamte przejścia,
nie byłoby Danielka. A raczej nie byłby u mnie, nie zostałabym jego matką. -
Wierzchem dłoni otarła łzy. - Gdy na ostatnim przystanku znajdujemy szczęście,
nie wolno żałować trudów podróży. Rozumiesz, o co mi chodzi?
Duncan nie odpowiedział, bo ze wzruszenia miał ściśnięte gardło.
Reese opacznie zrozumiała jego milczenie.
- Uprzedziłam, że to zabrzmi głupio. Twoim zdaniem pewnie w ogóle jest
bez sensu.
- 101 -
S
R
- Reese...
Zdawało mu się, że przez moment patrzyła z wielką nadzieją, ale nie
wiedział, co powiedzieć. Nie potrafił sformułować zdania, a tym bardziej
logicznej myśli. Wreszcie pokręcił głową i oparł się o poduszkę.
- Dobranoc - szepnęła.
- Dobranoc.
ROZDZIAA ÓSMY
Od poniedziałku Duncan wrócił do pracy. Reese była półprzytomna z
braku snu i ze strachu, że synek jest chory. Wprawdzie nie gorączkował, ale
miał zapchany nosek i kaprysił. Dotychczasowy rozkład dnia wziął w łeb, więc
cieszyła się, jeżeli w nocy niemowlę spało przez trzy godziny, a ona
przynajmniej półtorej. W ciągu dnia Daniel czasem spał przez godzinę, dwie.
Zamiast wykorzystać ten czas i się zdrzemnąć, Reese brała się do zmywania
naczyń lub do prania. Jednego i drugiego było dziwnie dużo.
Czuła się półżywa, kiepsko wyglądała, z wolna traciła niedawno
odzyskaną pewność siebie. Gnębiły ją wciąż te same pytaniami: Czy dziecko
jest szczęśliwe? Czy ona dobrze się nim opiekuje? Co będzie, jeśli okaże się
matką równie niedobrą jak żoną?
Trochę otuchy dodawało jej to, że Duncan nie zostaje w pracy po
godzinach, codziennie wraca do domu o przyzwoitej porze. Mała pociechą, ale
jednak pociecha, chociaż prawie całe wieczory spędzał w gabinecie. Nie miała
pojęcia, co tam robi. Dawniej też siedział za zamkniętymi drzwiami, ale teraz
zamykał je na klucz.
Czuła się, jakby wywiesił tabliczkę z surowym zakazem wstępu. Dlatego
nie przeszkadzała mu, nie prosiła o pomoc. Nawet bardziej ze względów
praktycznych niż z powodu urażonej dumy, bo pamiętała, że niedługo zostanie
- 102 -
S
R
sama i przez wiele lat będzie samodzielnie wychowywać dziecko. Zresztą mniej
chodziło o to, by czasem przerzucić na niego część obowiązków albo
powiedzieć o niepokoju, a bardziej o podzielenie się radością, niesłabnącym
zachwytem. Codziennie dzwoniła do rodziców, siostry i przyjaciółki, bo
koniecznie musiała komuś bliskiemu opowiedzieć o minkach dziecka, o
gaworzeniu i apetycie. Wszyscy słuchali z zainteresowaniem, lecz smutny fakt
pozostawał faktem, że nikt z nich nie był ojcem jej synka.
Zadręczała się z tego powodu, że chłopiec będzie wychowywał się bez
ojca.
W czwartek przed południem rozległ się ostry dzwonek przy drzwiach
frontowych. Reese nie miała ochoty otwierać, bo chociaż zbliżało się południe,
nie zdążyła się ubrać. To znaczy nie była ubrana na przyjęcie gościa, włosy
miała potargane, twarz bez makijażu. Przed śniadaniem jedynie przemyła oczy
zimnÄ… wodÄ….
Nie były to jednak najważniejsze powody, dla których wolałaby nie
otwierać drzwi. Prawdziwa przyczyna leżała gdzie indziej.
Przyjechała teściowa.
Reese westchnęła zrezygnowana, rozciągnęła usta w uprzejmym
uśmiechu i odsunęła zasuwę. Podświadomie spodziewała się, że od razu usłyszy
ostrÄ… krytykÄ™.
- Dzień dobry, mamo.
- Dzień dobry.
- Zapraszam.
Szerzej otworzyła drzwi i się cofnęła. Zgodnie z przewidywaniami,
ledwie teściowa przekroczyła próg, skrzywiła się, obrzuciła krytycznym
spojrzeniem dresy i klapki.
- Już prawie południe, a ty jeszcze się nie ubrałaś! yle się czujesz?
- Czułabym się lepiej, gdyby w nocy Daniel pozwolił mi spać. Nie
spodziewałam się wizyty.
- 103 -
S
R
Przygładziła sterczące włosy i stłumiła ziewnięcie. Ku jej zaskoczeniu
teściowa zarumieniła się, miała speszoną minę. Niebywałe!
- Przepraszam, że przyjechałam bez uprzedzenia. Powinnam była
wcześniej zadzwonić.
- Nie szkodzi - skłamała Reese. - Zdejmie mama płaszcz?
- Nie warto, bo wpadłam tylko na parę minut. Jestem umówiona na lunch
ze znajomymi. Mamy spotkać się w klubie za pół godziny.
Reese udawała zawiedzioną, chociaż ucieszyła się, że wizyta będzie
krótka.
- Starczy czasu na herbatę. Akurat chciałam się napić. Aatwiej zdobyć się
na kurtuazję, gdy wiadomo, że propozycja zostanie odrzucona.
- Nie, dziękuję. Mam coś dla dziecka... chciałam po drodze podrzucić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl