[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ży dokonano sztucznie pozorując podobieństwo z Nowickim, przeciwnik krzyknął:  Szach! I
dokonał przesunięcia figur, które przekreśliło supozycje porucznika i z powrotem wprowadzi-
ło Andrzeja Nowickiego w samo centrum podejrzeń. Wprowadziło  ku bezsilnej wściekło-
ści porucznika  za pózno!
Można było kląć tylko  porucznik Brodzki klął. Ale przekleństwa nigdy jeszcze nie
rozwiązały żadnej kryminalnej zagadki.
Na domiar zagadka, która ma być istotniejsza niż sama kradzież brylantów. Tak zapo-
wiadał swe rewelacje Arski. I może dlatego, że wiedział za dużo  nie przyszedł na umówio-
ną rozmowę.
Tamtego dnia, po półgodzinnym czekaniu, porucznik zatelefonował do Arskiego. Nikt
nie podniósł słuchawki. Następne telefony również zostały bez odpowiedzi. Porucznik, zanie-
pokojony, pojechał sam na miejsce. Na stukania nikt nie odpowiadał. Zdecydował się otwo-
rzyć mieszkanie, obawiał się, że doktor  jak to się nieraz zdarzało  zasłabł na serce. Ale
pokój był pusty.
Po powrocie do Komendy Brodzki dowiedział się, że Arski dzwonił każąc sprawdzić, z
jakim numerem połączony jest jego aparat, że gdy polecenie jego nie mogło być wykonane,
zdenerwował się bardzo i zaklął, ku zdumieniu dyżurnego milicjanta, przyzwyczajonego do
wielkiej uprzejmości Arskiego.
Zainterpelowani Nowiccy poinformowali porucznika o telefonie doktora: pytał o
Andrzeja.
O północy dyżurny milicjant zadzwonił do mieszkania porucznika zawiadamiając, że
przed chwilą telefonował Arski, iż w sprawach osobistych opuszcza na kilka dnia Warszawę.
 Dlaczego nie rozmawiał bezpośrednio ze mną? Dlaczego nie odwołał zapowiedzianej
uprzednio rozmowy? Co się stało?  zaniepokoił się Brodzki.
Następnego dnia rano przerażeni rodzicie Andrzeja donieśli Brodzkiemu, że syn ich nie
wrócił na noc, a według informacji z biura, rano nie przyszedł do pracy. Wyszedł z domu tuż
po wczorajszej wizycie Arskiego, ale agenci, inwigilujący dom, n i e w i d z i e l i g o w y-
c h o d z ą c e g o!!! Zarządzono więc przeszukanie kamienicy od piwnic do strychu. Nic nie
znaleziono! Gdzież podział się Andrzej Nowicki?
Sto pytań i ani jednej sensownej odpowiedzi!
Brodzki słuchał raportów detektywów, na nowo wertował akta i zeznania zatrzymanych
pracowników  Jubilera . I nic! Znikąd nie dotarł doń promień światła. Otaczała go ciemność,
w której poruszał się po omacku. A właściwie nie poruszał się nawet, lecz stał w miejscu.
Wydał szereg poleceń, rytualnie ponawianych przy każdym śledztwie. Nie świadczyły
one jednak o żadnej inwencji, nie wynikały z przyjęcia żadnej koncepcji. Inwigilacje, rewizje,
badania nie wnosiły nic, nic! Nie wskazywały kierunku.
Tajemniczy wyjazd Arskiego i zniknięcie Andrzeja Nowickiego pozostawały absolutnie
nie wyjaśnione.
Z wydziału personalnego Komendy MO polecił przysłać sobie osobiste akta personalne
doktora Feliksa Arskiego.
Wreszcie, na liście osób podejrzanych, równie dobrze mogących być ofiarami przestęp-
ców, zanotował nazwisko Arskiego, pracownika Komendy Głównej Milicji.
Pięknie! Ale co dalej?
VI
Kraków, sobota, 15 czerwca
Z małego przedpokoju  istnej graciarni  prowadziło kilkoro drzwi: do jednego
pokoju, do drugiego, do kuchni, do łazienki. Drzwi te otwierały się co chwila: pomiędzy
kuchnią a pokojami stale kursowała pani domu, otyła blondynka w szlafroku. Karusia, młoda
kobieta tkwiąca bezradnie na środku przedpokoju, miała wrażenie, że ten cały ruch pani domu
ma wyłącznie na celu obserwację jej osoby. Pan domu, w przydeptanych pantoflach i w
bonżurce, dwukrotnie przeszedł przez przedpokój zerkając ku Karusi. Dwoje pędraków 
chłopak, z odstającymi uszami i szelmowskim wyrazem na z lekka piegowatej twarzy, oraz
dziewczynka, aniołeczek z mysimi warkoczykami  coraz wychylało się z pokoju szeptem
komentując niezwykłość wydarzenia. Zamaszysta gospodyni bez krępowania się dorzucała z
kuchni uwagi o męskiej wierności i stałości uczuć. Już dobrych kilka minut Karusia stała pod
ostrzałem tych spojrzeń i uwag, które nic ją jednak w. tej chwili nie obchodziły. Wiedziała
jedno tylko: za zamkniętymi drzwiami, w swym malutkim pokoiku, tak dobrze znanym jej z
opowiadań, siedzi Roman przeżywający swój dramat. Siedzi i nie reagując na jej stukania i
prośby, nie chce otworzyć drzwi. Nie chce jej widzieć! Przyszła tu po raz pierwszy. Roman
tłumaczył jej zawsze, że właściciele mieszkania niechętni są jakimkolwiek wizytom młodych
kobiet. Dziś jednak zdecydowała, że wobec istniejącej sytuacji nie można honorować śmie-
sznych konwenansów i że choćby siłą wedrze się do pokoju Romana. Za każdą cenę musi z
nim porozmawiać!
Jeszcze raz zastukała.
 Roman! Otwórz, proszę cię!
I znowu usłyszała tylko niewyrazny szept:
 Zostaw mnie! Proszę, zostaw mnie samego!
 Nie odejdę stąd, zanim z tobą nie pomówię!  Chciała okazać się jak najbardziej
stanowcza.
Pani domu znowu przepłynęła koło Karusi. Oczywiście wszyscy słyszeli każde jej sło-
wo. Czy w ich oczach wyglądała na dziewczynę, która narzuca się zamykającemu się przed
nią na klucz mężczyznie? Niech sobie myślą, co im się żywnie podoba. Przecież z najbliż-
szym jej człowiekiem dzieje się coś niedobrego i ona musi go ratować! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl