[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i koszulę, a na nogach kowbojki. Był ubrany jak dozorca,
ale Eli od razu wyczuł bijącą od niego siłę i władzę.
Cicho wędrując po gabinecie, stanął za plecami tego
człowieka i zaczął się przysłuchiwać rozmowie. Dopiero
po chwili się zorientował, że tamten przeprowadzał przez
telefon wielomilionową transakcję. Jak mówił „pięć i dwa­
dzieścia", miał na myśli pięć milionów i dwadzieścia mi­
lionów. Dolarów!
Kiedy mężczyzna odłożył słuchawkę, Eli próbował się
wycofać.
- Usłyszałeś wszystko, co chciałeś, chłopcze?
Eli zamarł w bezruchu i wstrzymał oddech. Nie mógł
uwierzyć, że facet zorientował się w sytuacji. Większość
dorosłych nie zwraca najmniejszej uwagi na dzieciaki. Ja­
kim cudem ten człowiek go dostrzegł? Skąd wiedział, że
Eli stoi za jego plecami?
32
- Nie masz odwagi spojrzeć mi w twarz?
Eli wyprostował się i odwrócił w stronę nieznajomego.
- Powiedz mi, czego się dowiedziałeś.
Ponieważ dorośli zazwyczaj sądzili, że dzieci słyszą tyl­
ko to, co dorośli chcą, by usłyszały, Eli zawsze chętnie kła­
mał. Ale temu mężczyźnie powiedział prawdę. Podał mu
liczby, nazwiska, miejsca. Zrelacjonował wszystko najdo­
kładniej, jak zdołał zapamiętać,
Tamten wysłuchał go z beznamiętnym wyrazem twarzy.
- Widziałem, jak myszkujesz po biurze. Czego tu szu­
kałeś?
Eli wziął głęboki oddech. Ani on, ani Chelsea nigdy
nie powiedzieli żadnemu dorosłemu o swojej kolekcji
papierów firmowych, a już na pewno nie przyszłoby im
do głowy wyznać, do jakich celów je wykorzystywali. Te­
mu człowiekowi jednak zdecydował się powiedzieć
prawdę.
- Czy wiesz, że to, co robicie jest nielegalne? - zapytał
mężczyzna, obrzucając Eliego uważnym spojrzeniem.
- Tak, proszę pana. Ale my jedynie piszemy do ludzi,
którzy wyrządzili komuś krzywdę bądź lekceważą swoje
obowiązki. Większość listów wysyłamy do ojców uchyla­
jących się od płacenia alimentów na dzieci.
Nieznajomy uniósł brwi, spojrzał uważnie na chłopca,
po czym zwrócił się ku sekretarce.
- Proszę zapisać nazwisko oraz adres tego młodzieńca
i jak najszybciej wysłać mu arkusze firmowe korporacji
Montgomery-Taggert. Proszę ściągnąć wzory także z Maine,
Kolorado i stanu Waszyngton. Aha, i proszę nie zapomnieć
o naszych zagranicznych filiach - w Londynie i Kairze.
- Tak jest, proszę pana - odrzekła sekretarka, spoglą­
dając ze zdumieniem na Eliego.
Frank Taggert wzbudzał strach we wszystkich pracow­
nikach, a tymczasem ten dzieciak od razu przypadł mu do
serca.
33
cym głosem:
- A co powinienem studiować?
- Z twoimi zdolnościami możesz studiować wszystko
- odparł Frank, po czym zsunął się z biurka i zniknął za
drzwiami.
Przez chwilę Eli spoglądał za nim w milczeniu, przeko­
nany, że dzięki wymianie tych kilku zdań, zyskał nową,
świetlaną przyszłość. Nagle pojął, dokąd zmierza i jak mo­
że osiągnąć swój cel. Poza tym, po raz pierwszy w życiu
uznał kogoś za autorytet i wzór do naśladowania.
Wyciągnął dłoń w stronę chłopca.
- Nazywam się Franklin Taggert. Gdy tylko skończysz
studia, zgłoś się do mnie, a natychmiast cię zatrudnię.
Potrząsając dłonią mężczyzny, Eli spytał lekko drżą­
4
I co dalej? - spytała zafrapowana Chelsea.
- Dostałem te papiery firmowe, przecież je widziałaś.
A potem napisałem list z podziękowaniami, otrzymałem
odpowiedź i tak się zaprzyjaźniliśmy.
Chelsea miała ochotę krzyczeć ze złości - jak mógł
przez dwa lata utrzymywać to przed nią w sekrecie! Przez
całe dwa lata! Nauczyła się już jednak, że nie ma sensu
wymyślać przyjacielowi. Czasami Eli miewał swoje tajem­
nice i nic nie mogło tego zmienić.
- A więc chcesz, żeby twoja mama za niego wyszła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl