[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chris ujrzał wisiorki, bransolety, bransoletki i inne tego typu cacuszka
zdobiące niemal każdą część ciała każdego z tych mężczyzn. Zobaczył wszelkie
możliwe rodzaje okularów, chustki, szerokie pasy i szarfy. Ich mundury były
pocięte, zmodyfikowane, porozjaśniane i ozdobione różnorodnymi obszyciami i
haftami — tym wszystkim, co ogólnie rzecz biorąc, było regulaminowo
zabronione. Niektóre z rzeczy zostały przystosowane do zgoła innych celów, a
wszystko to było zasługą pomysłowych Głów z Podziemnego Świata.
Chris przyglądał się Huffmeisterowi, który zaciągnął się głęboko, wkładając do
ust koniuszek długiego cybucha bulgoczącej fajki wodnej, a potem wpuścił kłąb
dymu do wnętrza maski przeciwgazowej na głowie Francisa. Patrzył, jak
rozszerzone, białe oczy mężczyzny za szkłami maski nikną w dymie, gdy nagle
ktoś, znajdujący się gdzieś w gęstej mgle, odezwał się do niego po nazwisku:
— Co ty robisz w Podziemnym Świecie, Taylor? King popchnął go do przodu, na
środek bunkra i formalnie ogłosił jego przybycie:
— Tu nie ma żadnego Taylora, chłopaki. Taylor został zastrzelony. To jest
Chris. Właśnie zmartwychwstał.
Taylor uśmiechnął się niepewnie i spojrzał na tego, który zwrócił się do niego
po nazwisku.
104
Rhah zgolił większość swojej gęstej brody, pozostawiając jedynie ostro
zakończoną kozią bródkę, która nadawała jego twarzy dziwny, rombowaty kształt.
Miał na sobie drelichową kurtkę bez rękawów, ozdobioną ciężkimi łańcuchami.
Jego ramiona pokrywały ezoteryczne, mistyczne tatuaże. Chris rozpoznał znany
mu symbol Aniołów Piekieł na prawym ramieniu. Oczy Rhaha były rozszerzone,
zaczerwienione i maniakalne. Chris z trudem powstrzymywał się, by nie odwrócić
wzroku. Zafascynował go jaskrawy naszyjnik, z którego zwieszały się dwa
amulety: biały krzyż z kości słoniowej i hebanowa czaszka.
Wszystko wskazywało, że Chris ma przed sobą Króla Głów w Podziemnym Świecie.
Rhah siedział na tronie zrobionym ze starych skrzyń po amunicji i starego
fotela. Zaciągnął się dymem z dwustopniowej fajki Montagnard i powtórzył swoje
pytanie:
— Co wskrzeszony CHRIS robi w Podziemnym Świecie?
— Eee... ja... ja przyszedłem tu z Kingiem i...
Rhah wyraźnie nie był zainteresowany dalszym ciągiem odpowiedzi. Skinął na
Chrisa cybuchem długiej, jaskrawo ozdobionej fajki i wypuścił dym z donośnym,
gardłowym czknięciem — Baaaaa!
Chris uśmiechnął się, wiedząc, że tego typu żarty były tu zapewne na porządku
dziennym, i zaczął zastanawiać się, co ma robić dalej. Zmrużywszy oczy, utkwił
wzrok w cybuchu fajki.
— Jesteś chory, Taylor?
— Co?
— Pytałem czy jesteś chory. — „Król" wziął fajkę do ręki i podsunął ją bliżej,
do ust Taylora.
105
— No dalej, chłopie. Zaciągnij się.
Chris zaciągnął się głęboko. Efekt silnego narkotyku z haszyszem był
natychmiastowy. Chris kaszlnął, zakrztusił się i wyrwawszy piwo z ręki
stojącego obok niego Lernera, pociągnął łyk, aby odzyskać oddech.
Rhah zarechotał i zaczął nabijać drugą fajkę. Głowy wyraźnie się rozluźniły —
skręty zaczęły krążyć z rąk do rąk. Chris krztusił się także podczas następnej
kolejki i momentalnie zwrócił tym na siebie uwagę „Króla":
— Jesteś jeszcze bardzo cienki, żołnierzu. Baaaa! — Dźwięk ten, wymawiany w
różny sposób, z różnym natężeniem, zdawał się być ulubionym komentarzem Rhaha.
U stóp tronu Lerner brzdąkał na gitarze i patrzył, jak Manny wprowadza do
Podziemnego Świata Gomeza. Doktor wziął podanego mu skręta i usiadł na pustej
skrzyni. Lerner uderzył w struny trochę za mocno i momentalnie spojrzał
błyszczącymi oczyma na Rhaha.
— Baaaa. Zbastuj chłopie. Dlaczego w końcu nie nauczysz się grać jak należy?
Rhah powiódł złowrogim spojrzeniem po twarzach Głów. Migotliwe światło świec
sprawiało, że jego rozszerzone źrenice wydawały się żółte. Wciągnął głęboko
powietrze, rozparł się na tronie i ryknął:
— Baaaaaaaaaaa!
Doktor skinął głową na Chrisa i podał mu częściowo wypalonego skręta: —
Powinienem wyłuskać mózg temu skurwysynowi i zabrać go ze sobą do akademii
medycznej, kiedy tam wrócę.
Chris wiedział, że nie jest w stanie prowadzić dłużej jakiejkolwiek sensownej
rozmowy. Narkotyk sprawiał, że czuł się senny i otępiały.
106
— Wrócisz do akademii medycznej, jak się stąd wyniesiesz, doktorze?
— Tak. Chcę ją skończyć. Będę ginekologiem. Manny momentalnie przestał się
przyglądać zwojowi różnokolorowej wstążki.
— A co to takiego, do cholery?
Francis zdjął „narkotyczną maskę" i w formie krótkiego monologu wyjaśnił mu
znaczenie tego słowa. — Ginę... to jest tego... no od jaj... od tych no,
rodnych... no rozumiesz, to taki doktor od cip. Doktorze, będziesz w tym
niezły, no nie? Będziesz prawdziwym specem. Zgadza się, doktorze? Babki będą
się zabijać, żebyś je tylko mógł sobie obejrzeć. Doktor Grabula, najlepszy od
tych spraw!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]