[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i króla. Na twarzach Firkina i Beczki można było dostrzec napięcie wywołane
przeżyciami ostatnich kilku dni. Rozmasowywali sobie kostki i nadgarstki, bliscy
szaleństwa od nagromadzonych w ich głowach pytań.
Kim jest Snydewinder? zapytał Klayth, pragnąc znalezć potwierdzenie
swoich podejrzeń.
Po prostu, mówiąc pokrótce, najzwięzlej, jak się da, bez zbędnych wstę-
pów. . .
Kiiiim?!? przerwał czarodziejowi Arbutus.
Merlot spiorunował sowę spojrzeniem.
. . . obmierzłą kreaturą, czyż nie? Jest szpiegiem. Agentem, przysłanym tu
z Cranachanu.
Firkin i Beczka wyglądali na skołowanych. Klayth przytaknął.
Trzynaście lat temu ciągnął Merlot toczyliście z Cranachanem wojnę
o lemingi. Wojnę, jak przekonuje historia, przez was przegraną. Z tego, co wiem,
w dwie i pół minuty. Zgodnie z normalną koleją rzeczy Cranachanie powinni byli
wtedy najechać Rhyngill en masse, zająć jego ziemie i cieszyć się gwałtami i roz-
bojami. Ale dostali już to, czego chcieli lemingi. Cranachanie są z natury leni-
wi, a ich królestwo przeludnione, w związku z czym wszystkie ich gospodarstwa
są niewielkie i niewydolne, czyż nie? Dodatkowy ciężar, konieczność wykarmie-
nia jeńców, okazał się ponad ich siły. Nie potrzebowali twojego królestwa, tylko
jego upraw. Wiedząc, że twój ojciec, wyruszając na wojnę, zostawił na tronie cie-
bie, człeka młodego i podatnego na wpływy, postanowili przysłać tu agenta ma-
jącego ułatwić przejmowanie żywności dostarczanej do zamkowych spichlerzy.
Ponieważ zamek był opustoszały, okazało się to nadzwyczaj łatwe. Przez ostatnie
trzynaście lat cała pobierana przez ciebie dziesięcina była wywożona przez góry
i nikt, poza tobą, młody władco, niczego nie podejrzewał.
Ale co z Czarną Strażą? spytał Firkin spoglądając z zainteresowaniem
na Matusza i Bartosza.
Rozwiązana trzynaście lat temu. Funkcjonuje wyłącznie jako legenda, pod-
trzymywana przez plotki i Snydewindera.
Klayth siedział, podpierając głowę rękoma.
Czuję się strasznie. Głupio mi. Byłem wykorzystywany, oszukiwany i. . .
Wszyscy byliśmy wtrącił się Beczka.
Ale co teraz zrobimy? zapytał rozpaczliwie Firkin.
Nie martw się odparł stanowczo Merlot. Mamy pewien plan, czyż
nie, Arbutusie?
Siedząca na ramieniu Cukinii sowa potaknęła z dumą.
201
* * *
Biegł na oślep, ciężko dysząc, a jego oddech niósł się echem po zimnych ka-
miennych korytarzach. Jego świat zaczął się pruć jak kaszmirowy szal schwytany
w tryby jakiejś dziwacznej maszyny rolniczej. Tylko szybciej. Po trzynastu latach
gwałtownie skończyło się bezpieczne manipulowanie, manewrowanie i kontrolo-
wanie mieszkańców zamku Rhyngill. Zupełnie jakby odhodowany przez ciebie
pudel zaczął nagle warczeć, ślinić się i przystąpił do systematycznego rujnowania
wszystkiego, co masz, nie wykluczając twoich kostek. Nie mógł uwierzyć w to,
co się wokół niego działo. Gdy został nakryty, paniczny strach zagościł w nim
niczym uparty dziki lokator. Okute żelazem buty uderzały o podłogę mrocznych
korytarzy, niosąc go jak najdalej od izby tortur. Pracujący na zwiększonych obro-
tach umysł wypełniały liczne pytania: Co robić? Dokąd iść? Jak się tam dostać?
Czy. . . łup!
Minąwszy ostry zakręt, gwałtownie porzucił rozmyślania. Jego twarz spotka-
ła się ze ścianą ozdobnego metalu. Nie przypominał sobie, by ją tu wcześniej
widział. Zciana spojrzała na niego parą przeszywających błękitnych oczu. Ku
ogromnemu zaskoczeniu Snydewindera dzierżyła wielki i sprawiający wrażenie
bardzo ostrego dwuręczny miecz, którego ostrze lśniło w półmroku korytarza. By-
ły lord kanclerz szybko jął zastanawiać się nad następnym posunięciem, w jego
głowie pojawiały się coraz to inne plany. Zdecydował się na jeden z wielu i bły-
skawicznie wprowadził go w życie: wziął głęboki oddech i krzyknął tak głośno,
jak tylko potrafił. Paniczny strach właśnie otworzył piwo i zabrał się do dobrej
książki. Snydewinder próbował rzucić się do ucieczki, ale rycerz złapał go i ści-
snął niczym w imadle potężnymi metalowymi dłońmi, obejmując jego ramiona
jak pobudzany wstrząsami elektrycznymi skorupiak zaciskający się na bucie nur-
ka.
Pochwalony! powiedział książę Chandon. A niech to licho, gdzieśwa
pochowali wszytkie wasze panny?!
L. . . l. . . l. . . l. . . brzmiała najlepsza odpowiedz, na jaką stać było Sny-
dewindera.
Cóż ty chcesz powiedzieć? Licho wie. . . ?
. . . l. . . l. . . l. . . l. . .
Laboga. . . ?
. . . l. . . l. . . l. . . l. . . ll. . . lo. . .
A dyć mówże normalnie, jestem noga z alfabetu Morse a!
. . . l. . . l. . . l. . . ll. . . llo. . . loch. . .
Juści, cza było od razu gadać, że w lochach!
Kompletnie ogłupiały Snydewinder przytaknął żałośnie.
202
No to, bratku, prowadz do tych lochów!
Krzyś obrócił bełkoczącego chudzielca i siłą poprowadził go wzdłuż korytarzy
z powrotem do lochu i izby tortur.
* * *
Król Klayth, słuchając Firkina opowiadającego o biedzie i głodzie rujnującym
królestwo, zmarkotniał na twarzy i osunął się na krześle.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]