[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Owszem, ja ośmielam się tak mówić.
 No tak. Tylko kimże wy jesteście? Zaledwie szaleńcem mordującym ludzi
przy użyciu czarnoksięskich sztuczek. Kto was wysłucha? Kto wam uwierzy?
 Mnie samemu? Pewnie nikt.  Wzruszył ramionami i najwyrazniej znowu
moja złośliwość nie wywarła na nim żadnego wrażenia.  Ale gdyby po stronie
prawdy zechciało stanąć Zwięte Officjum... Nie wyobrażasz sobie nawet, jak
potężni jesteśmy, Mordimerze. Nie wyobrażasz sobie nawet, jak wiele od nas
zależy.
Na podstawie moich doświadczeń nie do końca zgadzałem się z opinią, którą
wygłosił. Owszem, Inkwizytorium dysponowało sporym zakresem władzy,
tysiącami funkcjonariuszy oraz współpracowników, wielkim majątkiem, lecz
jednocześnie na czele Officjum stał jednak biskup, a papieskie wyroki były dla
inkwizytorów wiążące. Poza tym byliśmy omotani siecią niejasnych przepisów,
nieostrych nakazów i zakazów, mętnych wytycznych czy ogólnikowych
wykładni. Wszystko to powodowało niezliczone konflikty prawne w sposób
wręcz skandaliczny utrudniające naszą pracę. Inna rzecz, że jeśli mój rozmówca
naprawdę należał do elitarnego Wewnętrznego Kręgu Inkwizytorium, to mógł
wiedzieć o wiele więcej ode mnie o rzeczywistym zakresie władzy Officjum.
 W jaki sposób są...  urwałem, szukając odpowiedniego słowa.
 W jaki sposób rekrutowani są inkwizytorzy Wewnętrznego Kręgu, chciałeś
spytać?  Czyżbym dostrzegł delikatny uśmiech, który wygiął mu same kąciki
ust?  Przykro mi,
Mordimerze, ale ode mnie się tego nie dowiesz. Poza tym, czego pewnie sam się
domyślasz, że niektórzy z nich są wybierani spośród najbardziej oddanych
sprawie i najbardziej lojalnych inkwizytorów.
Ta odpowiedz dała mi więcej, niż przypuszczał. Bo oto, zamierzając tylko
spytać, jakie kryteria musi spełnić inkwizytor taki jak ja, by dostać zaproszenie
do Wewnętrznego Kręgu, dowiedziałem się, że istnieje inny, tajemniczy sposób
rekrutacji nowych kandydatów. Jeżeli więc rekrutowano funkcjonariuszy
Wewnętrznego Kręgu skądinąd, nie tylko z szeregów zwyczajnych inkwizytorów,
to skąd ich brano, na gniew Pana?!
 Dlaczego pozostajecie tak bardzo lojalni w stosunku do tych, którzy was
ścigają i pragną waszej śmierci?  zapytałem, nawet nie kryjąc szyderstwa. 
Dlaczego nie zależy wam, by ich skompromitować, a przynajmniej ujawnić ich
tajemnice? Co was powstrzymuje, by opowiedzieć mi o wszystkich sekretach
Wewnętrznego Kręgu?
Roześmiał się i wydawało mi się, że jest to szczery śmiech.
 Po pierwsze, nie mamy tyle czasu, a po drugie, z pewnych powodów uważam,
że lepiej, byś przeżył...
Podziękowałem mu skinieniem głowy.
 ...a obawiam się, że nadmierna wiedza nie pomogłaby ci w tym. Poza tym,
drogi Mordimerze, ja nigdy nie byłem nielojalny wobec naszej świętej instytucji.
Jedynie walczę z tymi, którzy nią kierują i którzy, śmiem mniemać, kierują nią
zle. Lecz nie przeciwko Inkwizytorium, a w rozpaczliwej próbie jego obrony.
No tak, to było nawet rozsądne z jego szalonego punktu widzenia. Trzeba
przyznać, że ten człowiek mógł przynajmniej budzić sympatię prawowiernego
inkwizytora, gdyż chociaż błądził, to czynił tak pchany do błędów świętym
zapałem. A więc grzeszył jedynie gorliwością i nieposłuszeństwem. Cóż,
 jedynie to może za mało powiedziane, jak na jego winy, ale co zrobić, skoro
zamiast surowej chęci pokarania winowajcy odczuwałem jedynie coś na kształt...
hmmm, czyżby to było uczucie zazdrości? Zazdrości, że mój rozmówca okazał
się tak silny, wykazał się niezłomnością przekonań i umiał zrezygnować ze
spokojnej egzystencji w imię wyznawanych ideałów. A poza tym moce, którymi
dysponował... Mój Boże, ileż dobrego mógłby dzięki poznaniu ich uczynić wasz
uniżony sługa...
 Pojedz ze mną, a stopniowo dowiesz się wszystkiego  rzekł, wstając z ławy.
 Pamiętaj: będę jutro w południe  Pod Tłuczkiem i Mozdzierzem .
Uniosłem swój kubek w ironicznym toaście.
 Za to, byście nie czekali zbyt długo.
 Któż wie co stanie się jutro  westchnął.  Do widzenia, Mordimerze, bo
niezależnie od tego, jakiego dokonasz wyboru, z całą pewnością jeszcze się
spotkamy.
Nie powiem, by te słowa mnie ucieszyły.
 To ostrzeżenie? Grozba?
 Nic takiego, mój drogi. Jedynie nieśmiała nadzieja, że obaj pożyjemy na tyle
długo, by doprowadzić do końca nasze sprawy.
Oczywiście nie zdążyłem dopytać, jakie sprawy ma na myśli, gdyż ledwo
skończył zdanie, a już obrócił się niczym kurek na pełnym wietrze i przepychał
wśród stołów oraz ław w stronę wyjścia. Zresztą podejrzewałem, że i tak nie
raczyłby mi odpowiedzieć, ponieważ widziałem, że jest to człowiek, który woli
tajemnicze niedomówienia zamiast jasnego wykładania spraw. Nie da się ukryć,
że była to cecha charakteryzująca zwykle wszelkiej maści szarlatanów. Czy w
takim razie Krankl był szarlatanem? Z całą pewnością dysponował ogromnymi
mocami, ale czy naprawdę pełnił niegdyś lub niedawno chwalebną funkcję
inkwizytora, czy też pragnął mnie zwieść co do swej przeszłości oraz, przede
wszystkim, co do swych intencji?
***
W Hezie nie miałem na razie co robić, więc spacerowałem po ulicach miasta,
oglądałem pałace, kościoły oraz ogromne kamienice i starałem się nie zgubić w
labiryncie uliczek. Przesiadywałem bez szczególnego celu po karczmach,
zajazdach i oberżach, zwykle milczący i przy kubku wina, nie zadawałem się ani
z miejscowymi inkwizytorami, ani z żadnymi nieznajomymi, odrzucałem awanse
nagabujących mnie ladacznic. I tak właśnie minęło kilka dni, w czasie których
czekałem na ostateczną decyzję mistrza Dopplera. Rozmowa z Kranklem niczego
nie zmieniła. Następnego dnia wstałem, jak zwykle, dość wcześnie rano i po
zjedzeniu śniadania postanowiłem wybrać się na przechadzkę w stronę
wschodnich rogatek. Pomyślałem, że przy okazji nie zawadzi sprawdzić, czy
dziwny inkwizytor nie inkwizytor naprawdę pojawi się w gospodzie  Pod
Tłuczkiem i Mozdzierzem . Oczywiście nie zamierzałem nigdzie się z nim
wybierać, sądziłem jednak, że uda mi się jeszcze wyciągnąć go na zwierzenia.
Gospoda, z tego, co się dowiedziałem, leżała tuż obok drogi, w dolince [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl