[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powody, by się bać, że ma coś wspólnego ze śmiercią Roberta, choćby pośrednio.
Lecz koperta, którą znalezli pod drzwiami, sugeruje, że jej związek z tą sprawą może być o wiele bliższy.
Ktoś fotografował ją i Roberta w Chumleyu. Dlaczego? Za co te tysiąc pięćset dolarów? Jaką pracę
wykonała? Czyżby była prostytutką?
Cholera. Tyle pytań, a żadnych odpowiedzi.
Przewrócił się na brzuch, powiew wentylatora chłodził mu plecy. Cały czas myślał o Mii. Nie mieściło mu
się w głowie, że siostry blizniaczki mogą się aż tak różnić, lecz nie wyobrażał sobie Mii jako prostytutki. Ani
jako kobiety podrywającej żonatego mężczyznę w barze.
Z drugiej strony, co on o niej wie? Nic. Tylko to, że zareagował inaczej, widząc ją w kawiarni niż na widok
Margot w łodziami. Nie było w nim tej pogardy, którą czuł do Margot w Chumleyu i pózniej; Mia, bez
makijażu, z kucykiem, wydawała się taka wrażliwa, taka prawdziwa, a nie plastikowa, jak piękność z
Chumleya.
Przestań, Gray, upomniał się. Nie szata zdobi człowieka. Czasami za niewinną buzką kryje się czyste zło.
Przekonał się o tym na własnej skórze.
Przed oczami stanęła mu Gwen Harriman, lecz nie odpędził jej, jak zwykle; tym razem pozwolił, by
wspomnienia ich związku zostały dłużej. Dobrze mu tak. Po raz kolejny nie da się nabrać.
Gwen Harriman wyglądała jak anioł. Postąpił wbrew zasadzie, by nie angażować się w związki z
pracownicami; zakochał się w dwudziestodwuletniej piękności, którą zatrudnił jako sekretarkę. Minęły już
cztery lata, odkąd odeszła z firmy i jego życia, ale stare rany nadal bolały. Zanim go oszukała, łudził się, że
jednak jest zdolny do miłości, że i on może marzyć o rodzinie i dzieciach.
Mylił się. Gwen mu to udowodniła.
Od tego czasu nie popełniał błędów.
I nie popełni go z kolejną kobietą o twarzy anioła i sercu żmii.
O nie. Nie on.
Zwłaszcza że tu chodzi o sprawiedliwość.
Rozdział 5
Za piętnaście dziewiąta następnego ranka Mia nerwowo przechadzała się po obszernym saloniku w
apartamencie Margot. Miała dużo miejsca, bo w pokoju prawie nie było mebli. Margot mieszkała tu od
prawie siedmiu lat, ale mieszkanie wyglądało tak samo, jak kiedy Mia była tu po raz pierwszy.
Skórzana kanapa koloru kawy, drewniana szafka na wieżę i okna na całą ścianę, bez zasłon czy firanek. To
wszystko. Jedno słowo oddawało nastrój tego pokoju: zimny. Zero barw, obrazów, elementów osobistych.
Dlaczego Margot nie zadbała o własny dom? Przecież i jej na pewno nie podobał się ten chłód.
Z drugiej strony Mia już wiedziała, że wcale nie zna siostry. Ta, którą znała, miała pokój w paski zebry,
pełen różu i sztucznych piór. Jej pokój zdawał się krzyczeć, że tu mieszka Margot.
A teraz to. Sypialnia niewiele się różniła od salonu. Beżowa, schludna, bezosobowa, jeśli nie liczyć zdjęcia
sióstr z rodzicami, tego samego, które wisiało u Mii w łazience.
Wczoraj wieczorem zobaczyła je wśród kolekcji drogich perfum na toaletce i po raz pierwszy od wielu
godzin poczuła się odrobinę lepiej. Zdjęcie stało naprzeciwko łóżka; było pierwszą rzeczą, na która Margot
patrzyła po przebudzeniu i ostatnią, którą widziała, zasypiając.
Może jednak trocheja znam. Nieważne, ile nas dzieli fizycznie i emocjonalnie; w głębi serca wiem, jaka
jest moja siostra.
Margot nikogo nie zabiła. I nie ma nic wspólnego z morderstwem. Mia nie miała pojęcia, co oznacza
zawartość koperty, ale założyłaby się o własne życie, że Margot to tylko pionek w cudzej grze.
Teraz musi tylko wytłumaczyć to Matthew.
O niczym innym nie myślała poprzedniej nocy, gdy wierciła się na wielkim łożu Margot. Tyle tajemnic:
zniknięcie siostry, śmierć brata Matthew... nie, nie mogła o tym myśleć. Zamiast tego skupiła się na tym, jak
się czuła w ramionach Matthew.
I jak na nią zareagował.
Wzdrygnął się.
Zapomniała się wtedy, zapomniała, że żaden mężczyzna nie chce, by Mia Andersen szukała u niego
pociechy. Takie kobiety jak ona nie budzą w mężczyznach żadnych uczuć, ani pożądania, ani opiekuńczości.
Przestań. Co ona wyprawia, do licha? Jej siostra się ukrywa, brat Matthew nie żyje, mały chłopiec stracił
ojca, a ona marudzi, bo nie podoba się mężczyznom.
Bo nie podoba się Matthew.
Gdy rozległ się dzwonek, podskoczyła nerwowo. Zerknęła na zegarek. Za minutę dziewiąta.
Odetchnęła głęboko i podeszła do drzwi, wyjrzała przez judasza. To on, taki, jakiego go zapamiętała, choć
niewyspany i zmęczony. Nieogolony.
Kiedy wszedł do mieszkania, przestronny apartament stał się ciasny, niemal klaustrofobiczny.
- Dzień dobry - powiedział.
- Dzień dobry.
Miał na sobie dżinsy, białą koszulę i czarne półbuty. Mia nie zabrała z domu żadnych ubrań, więc musiała
skorzystać z szafy Margot, a to oznaczało obcisłe dżinsy i skąpą koszulkę. Margot nie miała innych ubrań,
dobrze chociaż, że znalazła się para adidasów, i to bez obcasów i brylantów w sznurówkach.
Mia poczuła na sobie jego spojrzenie i wiedziała, że widzi nie ją, tylko jej siostrę. Nawet bez makijażu
wyglądała jak Margot. Długie lśniące jasne włosy, seksowne ubranie. Znowu udaje, jak przez ostatnie pięć
lat.
- Napijesz się kawy? - zapytała. Jego bliskość przytłaczała, chciała choć na chwilę uciec. - Margot ma
pustki w lodówce, znalazłam tylko oliwki i wino, ale ma też dobrą kawę.
Matt rozglądał się po mieszkaniu.
- Jasne - mruknął z roztargnieniem. - Kawa dobrze mi zrobi, pózniej coś zjemy.
Mia uciekła do kuchni. Nie wiedziała nawet, że wstrzymała powietrze, póki nie wypuściła go z płuc,
bezpieczna z dala od niego.
Odmierzyła wodę, wsypała kawę do ekspresu, wyszorowała łyżeczki, aż lśniły, i jeszcze raz, żeby zostać tu
chwilę. Musisz tam wrócić. Nie on tu rządzi. Nie on ustala zasady. Nie on ci mówi, jak masz żyć.
To nie David Andersen, a ty nie jesteś potulną myszką bez wiary w siebie. Nie pozwól, by cię zdominował.
Uspokoiła się, odetchnęła głęboko i wróciła do salonu. Matthew stał przy oknie, wpatrzony w Center City.
Był pochmurny sobotni ranek, deszcz wisiał w powietrzu. Przynajmniej złagodzi ten upał, pomyślała,
wdzięczna, że jej uwagę zaprząta coś innego niż ta cała sprawa i pytanie, czemu Matthew Gray przygląda jej
się tak podejrzliwie.
- Kawa zaraz będzie - powiedziała i przysiadła na brzeżku kanapy.
Spojrzał na nią.
- Na początku musimy się zastanowić, jak zawartość teczki ma się do związku Margot i Roberta, kto ją
zatrudnił i po co.
- Od czego zaczniemy? - zapytała i zaraz tego pożałowała. Dlaczego pozwala mu decydować w sprawie
dotyczącej jej siostry?
- Czy Margot ma jakieś biurko albo regał w sypialni? - zapytał. - Poszukamy w papierach, zobaczymy...
- Chwileczkę. - Nie dała mu dokończyć. - Nie podoba mi się, że mamy grzebać w jej rzeczach osobistych...
- A niby skąd mamy się dowiedzieć, co oznacza koperta? - Nie spuszczał z niej intensywnego spojrzenia
niebieskich oczu. - Może znajdziemy inne koperty? Inne zdjęcia? Listy?
Mia zamknęła oczy. Inne zdjęcia... Inne listy... Inne dowody na korzystanie z usług Margot, cokolwiek się
przez to rozumie...
Uspokój się. Nie przesadzaj. Myśl i zachowaj zimną krew.
Rzecz w tym, że w takiej sytuacji nie sposób zachować zimną krew.
Matthew usiadł na środku kanapy.
- Mia, jestem biznesmenem. Sam nie chciałbym, żeby ktoś szperał w moich papierach podczas mojej
nieobecności. Ale mój brat nie żyje, a twoja siostra się ukrywa. Nie mamy wyboru.
Spięła się cała. Ma rację. Nie mają wyboru.
Przykro mi, Margot, ale musimy przejrzeć twoje osobiste rzeczy. Naprawdę mi przykro. Wiem, że nie
lubisz, kiedy ludzie wsadzają nos w twoje życie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]