[ Pobierz całość w formacie PDF ]
razniej była w niedobrym nastroju.
- Nie zawsze byłam taka wielka - odezwała się panna Hoffmann. - Jako dziecko wykazywałam
podobieństwo do innych dzieci, dobrze to pamiętam. Ale potem zachorowałam. I to też pamiętam.
Położyłam się do łóżka jako zwyczajne dziecko, a wstałam jako grubaska. Doktor mówił, że jestem słabego
zdrowia i kazał mnie dobrze odżywiać. To wszyscy, moja mama, różne krewne i służące, prześcigały się w
tym, żeby mnie karmić. Paśli mnie po prostu, jak gęsi przed świętami. Gdy nie chciałam jeść, karmili mnie
siłą. Nie tylko na siłę dawali mi lekarstwa, syropy, różne krople na kostkach cukru, tran po prostu
szklankami, ale i na siłę wmuszali posiłki. Gdy zaciskałam usta, otwierali mi je łyżką. Najbardziej to nie
lubię miodu, wprost patrzeć na niego nie mogę, tyle zjadłam w dzieciństwie.
Potem panna Hoffmann opowiadała o czasach szkolnych, gdy stała się przedmiotem drwin koleżanek.
- Ciężko to przechodziłam - przyznała z uśmiechem. - Nikt się nie chciał się ze mną bawić w dzie-
ciństwie, w szkole nikt nie chciał się przyjaznić. Jaka ja byłam nieszczęśliwa!
Klementyna pociągnęła nosem.
- Dasz wiarę, że tak bardzo chciałam mieć przyjaciółkę, taką od serca, że próbowałam do tego jedną z
koleżanek po prostu zmusić? Taki jej dałam wycisk, gdy odmówiła przyjazni, że wylądowała w szpitalu, a
zaraz potem ojciec ją zabrał do innego miasta.
- Nie było ci łatwo - przyznał Staś. - Nikt, kto się różni od innych, nie ma łatwego życia.
- Aha - zgodziła się panna Hoffmann. - I pewnie byłoby tak dalej, ja płakałabym po kątach, gdyby nie
szklane oko mojej nauczycielki...
- Co takiego? - zdziwił się Kalinowski. - Jak to szklane oko?
Klementyna uśmiechnęła się wesoło.
- Gdy miałam piętnaście lat, przyszła do naszej szkoły nowa nauczycielka. Panna Gradignol,
Francuzka. Wszystkie uczennice wyśmiewały ją, bo była nieładna, jakaś taka pokrzywiona i kulawa.
Wyobraz sobie nasze zdziwienie, gdy okazało się, że docinki wcale jej nie obchodzą. Ona była ponad to, nie
dała nigdy po sobie znać, żeby cokolwiek ją zabolało. Ja, prawdę mówiąc, jak tylko ją zobaczyłam, to nawet
się ucieszyłam, że jest ktoś ode mnie bardziej pokraczny i brzydki...
- Nie jesteś brzydka - wtrącił Staś.
Panna Hoffmann uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Ona też tak powiedziała. Była dobrą nauczycielką, z czasem wszystkie ją polubiłyśmy. Dobrze się
uczyłam i panna Gradignol była ze mnie zadowolona. Któregoś razu, gdy dziewczęta z klasy mocno mi
dokuczyły i miałam ochotę płakać, kazała mi zostać po lekcjach. Zostałam, choć wcale nie miałam na to
ochoty, byłam zła na cały świat.
Panna Gradignol palnęła mi mówkę, nawet nie bardzo przebierając w słowach, po czym powie- działa,
że mnie żałuje, ponieważ nie wzbudzam jej szacunku, jestem mazgaj, beksa i płaksa. Wszystkie moje
powody do zmartwienia nazwała błahymi i żeby mi to udowodnić, pokazała mi swoją sztuczną nogę. To
znaczy protezę, od samego kolana. Byłam naprawdę zaszokowana. A ona wyjęła sobie oko! Miała też
sztuczne oko, bo obie te części ciała straciła w jakimś strasznym wypadku w młodości. Nie załamała się
jednak, skończyła studia i została nauczycielką. Pokonała wszystkie przeciwieństwa, nabyła odporności,
nauczyła się nie zwracać uwagi na docinki i głupie uwagi. Zaimponowała mi, zechciałam ją naśladować. Za
jej przykładem koniecznie chciałam zostać nauczycielką. Ale zdarzyło się, że jednego roku straciłam
rodziców. Gdyby nie pomoc panny Gradignol może straciłabym zmysły? Bo to ona powiedziała mi o
baronowej Oldze von Tromm. %7łe baronowa pomaga dziewczętom w trudnej sytuacji, pouczyła, jak mam do
niej napisać. Napisałam, a pani baronowa odpowiedziała, że pokryje moje studia, jeśli zechcę je podjąć w
zakresie praktycznego zawodu. Ponieważ pochodzę ze wsi, zapisałam się na agronomię.
- Za radą nauczycielki napisałaś do pani baronowej? - zaciekawił się Staś. - Więc ona nie jest twoją
krewną?
Klementyna Hoffmann pokręciła głową.
- Ani trochę - przyznała. - Chyba tylko przez naszych prarodziców, Adama i Ewę.
Chwyciła Stasia za rękę.
- Rozumiesz, Stasiu, czemu się boję? A jeśli pani baronowa, ujrzawszy takiego stwora jak ja, będzie
rozczarowana? Jeśli odmówi mu dalszego finansowania?
Staś Kalinowski zatrzymał konie. Był poruszony opowieścią praktykantki, nie miał ochoty na żarty.
- To będzie próba odwagi - powiedział. - Wystarczy, że zawrócimy do Kalinówki. Nie widziałaś
baronowej dotąd, możesz jej nie zobaczyć przez cały czas praktyki. Albo jedzmy dalej i przekonajmy się, co
powie pani baronowa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]