[ Pobierz całość w formacie PDF ]
recepcji przedstawiła się pełnym nazwiskiem:
Leah Pryde. Jestem żoną Huntera Pryde a. Mam tu się spotkać z mężem.
Witamy, pani Pryde. Zaraz zadzwonię do męża na górę i zawiadomię go o
pani przybyciu powiedział strażnik.
Wolałabym, żeby pan tego nie robił. Mąż jest jeszcze pewno na posiedzeniu
rady. Poczekam na niego na górze.
Strażnik wahał się przez chwilę, ale potem uśmiechnął się.
Oczywiście, jak sobie pani życzy.
Ze zdeterminowaną pewnością, której wcale nie czuła, poszła w kierunku wind.
Wkrótce znalazła się na piętrze dyrekcyjnym. Przy wyjściu z windy nie było tym
razem żadnej sekretarki. Leah spojrzała na swoje ubranie i cicho zaklęła. Zupełnie
zapomniała przebrać się na wyjazd do miasta. Koszula w kratę i dżinsy nie
wydawały się odpowiednim strojem w takim miejscu, gdzie z pewnością
obowiązuje specjalny styl ubioru. Poza tym rozsypały się jej włosy. Ale cóż było
robić? Należało brnąć dalej. Jak tu dotrzeć do sali obrad?
Szła pustym korytarzem, wiedząc, że nie wolno jej się wahać. Każdy mógł ją
zaczepić i spytać, co tu robi, albo nawet wezwać strażników lub, co gorzej,
Huntera. Jeśli mają ją stąd wyrzucić, to niech przynajmniej dzieje się to w świetle
jupiterów, przy świadkach...
Niedaleko drzwi sali konferencyjnej napotkała pierwszą przeszkodę. Z jednego
z pokoi wyszła wysoka, elegancka kobieta i zaskoczona obecnością obcej osoby
spytała:
Czy mogę pani w czymś pomóc?
Nie odparła krótko Leah i pomaszerowała dalej.
Ale kobieta nie rezygnowała. Zaszła Leah drogę.
Jestem Felicia Carter, a pani kim jest i do kogo?
Bardzo panią przepraszam, ale jestem spózniona odparła Leah i sięgnęła
dłonią do klamki wielkich drzwi.
Jednakże Felicia Carter była szybsza. Pochwyciła dłoń Leah i gorąco nią
potrząsnęła.
Bardzo mi miło, panno... ?
Leah.
Leah? Uścisk dłoni stał się mocniejszy. Jeśli pani pozwoli do sekretariatu,
to zaraz się zajmiemy pani sprawą... Na twarzy kobiety pojawił się sztuczny
uśmiech udawanej serdeczności.
Będę bardzo wdzięczna odparła Leah z niewinną miną i skierowała się w
stronę wskazaną przez kobietę, która w związku z tym musiała puścić jej rękę.
Wówczas Leah błyskawicznie się odwróciła i dopadłszy klamki, otworzyła drzwi,
weszła i zatrzasnęła je tuż przed samym nosem pani Carter.
Gdy spojrzała w kierunku wielkiego stołu, stwierdziła z przerażeniem, że siedzi
przy nim dużo więcej osób niż poprzednim razem. I wszyscy patrzyli na nią jak na
zjawę z innego świata. Na miejscu poprzednio zajmowanym przez Buddy ego
Petersona, siedział Hunter, trzymając nogi na blacie stołu. Buddy natomiast
siedział po prawej stronie Huntera, w pozycji znacznie skromniejszej.
Leah zastygła.
Nie krępuj się, kochanie powiedział Hunter. Siadaj. Przez długą chwilę
małżonkowie spoglądali sobie głęboko w oczy. Leah była przekonana, że jej wzrok
wyraża lęk. Telefon przed Hunterem cichutko zabrzęczał. Hunter odebrał.
Wszystko w porządku, Felicia! odparł. Jest tu z nami. Odłożył
słuchawkę. Panie i panowie, przedstawiam wam moją żonę obwieścił. Rozległ
się szmer zdumionych powitań ze strony tych, których podczas poprzedniej wizyty
Leah tu nie było. Czym ci możemy służyć, Leah?
Pomyślałam sobie, że masz mi coś do powiedzenia.
Nie. To raczej chyba ty chcesz mi coś zakomunikować. Ogarnęła ją rozpacz.
A. więc Hunter nie ma zamiaru się przyznać! Nigdy nie chce niczego wyjaśniać.
Domyśla się chyba jednak, że nie przyjechałaby tu, gdyby nie odkryła prawdy. I
co, spodziewa się, że ona nadal będzie mu ufać? A właśnie że będzie... !
Uświadomiła sobie z przerazliwą jasnością, że mimo tego, co jej naopowiadał Buli
Jones, mimo bezspornych faktów, ona mu nadal ufa. I kocha go.
Nie mam nic do powiedzenia odparła cicho.
W takim razie musisz nam wybaczyć. Mamy jeszcze parę spraw do
omówienia. Może poczekasz... obok?
Czuła, że do oczu napływają jej łzy. Wyrzucała sobie, że słuchała Bulla, babci
Rose, że tu przyjechała...
I na domiar wszystkiego teraz zbuntowała się przeciwko samej sobie. No, bo
przecież nie będzie bardziej ufała Bullowi niż Hunterowi! Na pewno nie! Zawiodła
siebie, zawiodła swego męża... Nagle przypomniały się jej słowa Huntera o tym, że
nikt nigdy nie obdarzył go ślepym zaufaniem. Skarga mężczyzny, który przez całe
życie pozostawał sam i nie miał na kim się oprzeć. Zacisnęła usta. Nie odejdzie,
nie podda się, nie porzuci mężczyzny, którego kocha! Znaczy on dla niej więcej
niż ranczo, Marzyciel, pracownicy... Hunter chce ślepego zaufania? Doskonale.
Będzie je miał!
Jednakże mam ci coś do powiedzenia, ale w cztery oczy.
Panowie i panie, proszę o wasze podpisy powiedział. Zamknął teczkę i
wstał od stołu. Proszę mi wybaczyć, mam do omówienia z żoną parę spraw.
Gestem ręki zaprosił Leah do swego gabinetu.
Gdy znalezli się sami, zapytał ostro:
Co to wszystko ma znaczyć, Leah?
Zgarniała i porządkowała teraz w myśli słowa, które już dawno powinna była
wypowiedzieć:
Od chwili naszego ślubu poprosiłeś mnie tylko o jedną rzecz. Powiedziałeś,
że jest to dla ciebie najważniejsze. A ja ci powiedziałam, że gdybym to mogła
opakować w jakieś pudło, tobym ci ofiarowała. Pudła nie mam, ale mam ten
prezent. Zrobisz z tym, co zechcesz. Jest w nim zawarte właśnie to, o co prosiłeś...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]