[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zdarzenia tam utrwalone dotyczyły lipca, słonecznego lipca przed piętnastoma laty.
Armatorem, czyli właścicielem Szkwała , był wtedy klub żeglarski AZS w Warszawie.
Jacht przejął właśnie nowy kapitan i czteroosobowa załoga.
Strona sześćdziesiąta ósma zaczynała się od słów:
9.00 Protokolarne przejęcie jachtu od kapitana Anny Pujszo.
11.00 zaokrętowanie załogi i podział funkcji.
Kapitan: Józef Dołęgowski sternik jachtowy,
I oficer: Jan Zliwowski sternik jachtowy,
czł. załogi: Danuta Jabłońska żeglarz, Joanna Ziębicka żeglarz
65
A potem były notatki o zaprowiantowaniu, o drobnych naprawach w olinowaniu
stałym i ruchomym, o przyszyciu nowych raks do foka. Dziennik prowadzony był bar-
dzo chaotycznie dawał słaby obraz rejsu przez Jeziorak do Miłomłyna, potem przez
Kanał Ostródzko-Elbląski aż na Zalew Wiślany i z powrotem, do Iławy.
Niektóre dni rejsu w ogóle nie znalazły żadnego odzwierciedlenia na kartkach dzien-
nika, zapewne pełniącemu służbę nie chciało się pisać.
Ale na siedemdziesiątej stronie widniało coś takiego, co kazało mi w szopie nad
Rudą Wodą chwycić łapczywie ów dziennik i porwać go do Warszawy, suszyć staran-
nie, a potem w biurze adresowym prosić o podanie aktualnego adresu Józefa Dołę-
gowskiego, który przed piętnastoma laty, zapewne jeszcze jako student, był kapitanem
na Szkwale . Ów student skoÅ„czyÅ‚ chyba swojÄ… uczelniÄ™ i równie dobrze mógÅ‚ teraz
mieszkać w Krakowie, Aodzi czy Poznaniu.
Biuro adresowe podało mi miejsce zamieszkania aż dwóch Józefów Dołęgowskich.
Pierwszy z nich w ogóle nie wchodził w rachubę, gdyż jak wynikało z informacji
miał już lat siedemdziesiąt siedem, czyli przed piętnastoma laty liczył sobie lat sześć-
dziesiąt dwa, a więc raczej nie należał do AZS-u. Drugi Józef Dołęgowski był w wieku,
66
który mniej więcej odpowiadał warunkom zbliżał się do czterdziestki. Sprawdzi-
łem, czy nie ma go w książce telefonicznej. Był. Magister inżynier Józef Dołęgowski.
Wszystko się zgadzało prawdopodobnie przed piętnastoma laty studiował na poli-
technice, więc mógł należeć do klubu żeglarskiego AZS. Telefon odebrała jakaś młoda
osoba.
Ojca nie ma w domu oświadczyła. Jest w pracy, przychodzi bardzo pózno
i wtedy nie chce już odbierać żadnych telefonów. Najlepiej pan zrobi, jeśli skontaktuje
siÄ™ z nim w biurze.
Podała mi numer telefonu. Zadzwoniłem.
Ministerstwo Przemysłu Maszynowego. Sekretariat dyrektora Dołęgowskiego
usłyszałem kobiecy głos.
Chciałbym rozmawiać z dyrektorem poprosiłem.
W jakiej sprawie? pytanie zadane było tonem ostrym, nie znoszącym sprzeci-
wu.
Zawahałem się.
W sprawie osobistej. . . wyjąkałem wreszcie.
67
To proszę dzwonić do prywatnego mieszkania dyrektora. Tu jest ministerstwo
głos stał się po prostu niegrzeczny.
Chwileczkę, proszę pani! krzyknąłem, bo odniosłem wrażenie, że nieuprzej-
ma sekretarka chce już odłożyć słuchawkę. Czy mogłaby mnie pani poinformować
w pewnej dość istotnej sprawie?
Słucham raczyła się zainteresować.
Nie orientuje się pani, czy dyrektor Dołęgowski był kiedyś żeglarzem? I czy jako
kapitan prowadził jacht o nazwie Szkwał ?
Odniosłem wrażenie, że zdumienie odebrało sekretarce oddech. Nie słyszałem go
w słuchawce. Nawet najlżejszego szmeru. Zapewne codziennie odbierała dziesiątki te-
lefonów od bardzo ważnych osób w bardzo ważnych sprawach, ale nikt jej nigdy nie
prosił o podobną informację.
Zapisałam pana pytanie odezwała się wreszcie. Może pan zadzwoni do
mnie za dwie godziny. Przy najbliższej okazji zapytam o to dyrektora Dołęgowskiego
i dowiem się, czy mogę panu na ten temat udzielić informacji. A z kim rozmawiam?
68
Dzwonię z Centralnego Zarządu Muzeum i Ochrony Zabytków oświadczyłem
urzędowo.
Odczekałem dwie godziny i zatelefonowałem ponownie.
Tak, proszę pana. Dyrektor Dołęgowski był kiedyś żeglarzem i kapitanem na
Szkwale . Tym razem była nieco milsza niż uprzednio.
A czy wobec tego może mnie pani z nim połączyć? zaproponowałem.
Jej głos znowu stracił swoją miłą intonację.
Jeśli pływał pan kiedyś z dyrektorem Dołęgowskim i z tego tytułu szuka u niego
jakiejś protekcji lub chce przez niego załatwić jakąś sprawę, z góry ostrzegam, że to się
panu nie uda. Dyrektor Dołęgowski bardzo tego nie lubi. A poza tym pan jest, zdaje się,
muzealnikiem? U nas nie ma żadnych eksponatów zachichotała cichutko.
Nie szukani protekcji burknąłem. Proszę tylko o kilka słów rozmowy na
temat jachtu, którym dyrektor kiedyś żeglował.
W porządku. Zaraz pana połączę zdecydowała. Przez dłuższą chwilę trwała
w słuchawce głucha cisza, a potem usłyszałem tubalny męski głos.
Dołęgowski, słucham.
69
Już uprzednio dzwoniłem do pana sekretariatu, aby dowiedzieć się, czy to pan
przed piętnastoma laty był kapitanem na Szkwale .
Tak. Byłem. I co z tego? Proszę się streszczać powiedział niezbyt uprzejmie.
Kupiłem właśnie wrak Szkwała . . .
Gratuluję przerwał mi z ironią.
. . . i znalazłem w nim stary dziennik jachtowy. Otóż w zapiskach dotyczących
pańskiego rejsu znajduje się pewna informacja, związana z zabytkami naszej kultury.
Trafiłem na nią przypadkiem, przeglądając strony dziennika. Sprawa ta wymaga osobi-
stej rozmowy z panem, wyjaśnienia różnych szczegółów. Dzwonię zresztą w pewnym
sensie urzędowo, jako pracownik Centralnego Zarządu Muzeów i Ochrony Zabytków.
Kłamałem, dzwoniłem prywatnie i żaden centralny zarząd nic z tym nie miał wspól-
nego, ale zdawałem sobie sprawę, że jeśli nie skłamię, tak ważna osobistość nie zechce
ze mną dalej rozmawiać.
Czy mógłby mi pan powiedzieć, o co konkretnie chodzi? zapytał dyrektor
Dołęgowski.
70
To nie jest rozmowa na telefon odrzekłem. Bo wiedziałem, że jeśli wyłuszczę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]