[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poprzez
szmer kropel spadającego deszczu usłyszę od strony zwodzonych mostów turkot
dworskiej karety. Miałem uczucie, że za chwilę stanie się co? niezwykłego, na
?cieżkach parkowych zobaczę Katarzynę di Medici taką, jaką przedstawiają ją
stare ryciny. A może ujrzę nagle Marię Stuart lub przepiękną Dianę de Poitiers?
Nic takiego jednak się nie stało. Tylko nagle przypomniałem sobie, gdzie
spotkałem
się z nazwiskiem wymienionym przez Pigeona. John Black!
No tak, czytałem o nim w gazetach. Człowiek, który nosił to nazwisko, posługiwał
się zresztą mnóstwem innych. Nazywano go ?człowiekiem o stu twarzach i stu
paszportach?. O jego
sprycie, inteligencji i zdolno?ciach krążyły legendy. Nikt nigdy nie widział
jego prawdziwej twarzy, bo był to mistrz charakteryzacji. Nikt nie wiedział
dokładnie, w jakim
kraju urodził się, bo po mistrzowsku władał kilkoma europejskimi językami. Mówił
po angielsku jak oksfordczyk, po niemiecku jak berlińczyk, po francusku jak
członek
Francuskiej Akademii Literatury. Władał hiszpańskim i włoskim. Swoje wielkie
zdolno?ci, spryt i inteligencję wykorzystywał w przestępczym procederze.
Zasłynął
jako inicjator i wykonawca największych włamań i napadów na banki i kasy. To
podobno
on przed kilkunastu laty opracował metodę napadu na bank zwaną ?rififi?. To on
obmy?lił niezwykle precyzyjny plan napadu na pociąg Londyn-Glasgow, wiozący
pieniądze.
Wyczyn ten nazwano ?napadem stulecia?, a jego inicjator został przez prasę
nazwany
?Mózgiem?.
W ręce policji wpadło wielu uczestników ?napadu stulecia?. Kilku z nich ich
przywódca
umożliwił ucieczkę z dobrze strzeżonych więzień. Lecz policji nigdy nie udało
się wpa?ć na trop Mózgu. Wiadomo było tylko, że w Anglii posługiwał się
nazwiskiem
John Black.
Czyżby Pigeonowi wpadła w ręce jaka? informacja dotycząca tego niezwykłego
przestępcy,
poszukiwanego przez policję całego ?wiata? ?John Black? ? powtarzałem w my?lach
to nazwisko. I raptem przyszło mi na my?l, że być może Pigeon doszedł do
wniosku,
iż Mózg i Fantomas to jedna i ta sama osoba. Czyż sposób, w jaki kradziono
obrazy z doskonale
strzeżonych galerii nie ?wiadczył o Fantomasie, że jest niezwykle sprytnym
człowiekiem?
Któż inny mógł opracować tak niezwykły plan kradzieży obrazów, jak nie osławiony
Mózg, czyli John Black?
Z głową pełną różnych my?li powróciłem do zamku i odszukałem ciotkę Eveline.
? Madame ? skłoniłem się jej ? czy przypomina sobie pani o zaproszeniu
Marchanta?
? No, jasne. Zaprosił mnie do Orlego Gniazda.
? A może warto skorzystać z tego zaproszenia? ? zapytałem.
? Caramba, porca miseria! ? zawołała ciotka Eveline. ? Nie traktowałam tego
poważnie.
Bo co mnie obchodzi jaki? tam handlarz win?
Skłoniłem jej się po raz drugi, aby podkre?lić, jak wielkim darzę ją szacunkiem
i jak
wielką wagę przykładam do swojej propozycji.
? Bardzo chciałbym zobaczyć Orle Gniazdo ? powiedziałem. ? A odniosłem wrażenie,
że Marchant niechętnie wita turystów. On zaprosił panią do Orlego Gniazda. W
pani
towarzystwie mógłbym zwiedzić to zamczysko.
Zerknęła na mnie uważnie.
? Tak panu na tym zależy?
? To, zdaje się, ciekawy obiekt architektoniczny ? powiedziałem. Zapaliła
papierosa i jeszcze
raz łypnęła na mnie podejrzliwie.
? Naprawdę interesuje pana tylko stara architektura Orlego. Gniazda?
? No, nie tylko ? bąknąłem. ? Ciekawi mnie też osoba wła?ciciela zamku.
? Rozumiem. Pan nie chce powiedzieć mi prawdy. No cóż, trudno, caramba, porca
miseria. Zrobił pan tak wiele dla biednego Raoula, że gotowa jestem jechać do
Marchanta. Tylko że, jak panu wiadomo, mój samochód jest w naprawie w Orleanie.
? Pojedziemy wehikułem.
? Pana samochodem? ? oczy jej zabłysły, a papieros znalazł się błyskawicznie w
drugim
kąciku ust. ? Ale ja będę go prowadzić, zgoda?
Aż oczy przymknąłem, przeniknięty wizją straszliwej katastrofy. Westchnąłem
ciężko:
? Zgoda. Ale to dziwny samochód...
? Dziwny? Caramba, porca miseria, nie ma dla mnie dziwnych samochodów. Już ja go
ujarzmię ? oko jej błysnęło. Pociągała ją my?l o szaleńczej je?dzie.
? Pojedziemy tam natychmiast. Pan pozwoli, że tylko skoczę do swego pokoju i
założę
kapelusz.
Podreptała dziarskim krokiem i po krótkim czasie zjawiła się w garażu, mając na
głowie co? w rodzaju słomianej strzechy na wiejskiej chałupie z okolic Mławy czy
Skierniewic. Główka kapelusza przepasana była czerwoną wstęgą. Koniec wstęgi
spływał
na plecy madame Eveline jak warkocz. Nosiła czarną suknię, a na szyi wspaniałą
kolię z pereł. Doprawdy dziwny gust miała madame Eveline.
Wyprowadziłem wehikuł z garażu na do?ć bezpieczną odległo?ć od jakiegokolwiek
muru i drzewa.
Nieżyjący już mój wuj Gromiłło, nie wiem dlaczego, przerobił dawną skrzynię
biegów
Ferrari 410. Na przykład tam, gdzie w każdym samochodzie znajduje się bieg
najniższy, u mnie
był najwyższy, nie znaczy to jednak wcale, że inne biegi pozostawił we wła?ciwym
porządku. Tam gdzie powinien być drugi bieg, u mnie był czwarty, a tam gdzie
trzeci, u mnie znajdował się drugi. Bieg najniższy sąsiadował z najwyższym i tak
dalej, i tym podobnie, bez ładu i składu. Jeżdżąc tym wozem zdołałem się
przyzwyczaić
do jego ?dziwno?ci? i bezbłędnie wrzucałem kolejne biegi. Ale zdawałem sobie
sprawę, że kto?, kto do tej pory prowadził zwykły samochód, nie da sobie rady z
wehikułem.
Ponaglany przez ciotkę Eveline, posłusznie przesiadłem się na miejsce obok
kierowcy,
jej pozostawiając kierownicę i wszystkie pedały wozu.
? Już ja go ujarzmię ? mruczała madame Eveline, zapalając papierosa i
umieszczając
go zawadiacko w lewym kąciku ust. Swój podobny do strzechy kapelusz zsunęła na
plecy. Wyglądała jak kowboj, który wkroczył do corralu, aby dosią?ć dzikiego
mustanga.
? Tutaj jest pierwszy bieg ? usiłowałem poinformować ciotkę Eveline, lecz ona
tylko gniewnie machnęła ręką.
? Caramba, porca miseria! ? zawołała. ? Kogo pan chce uczyć? Mnie? Spowodowałam
sto czterdzie?ci pięć kraks samochodowych. Już ja wiem, gdzie jest w samochodzie
sprzęgło, gaz i biegi. Nie takimi wozami je?dziłam, Panie Samochodzik.
Wcisnęła nogą pedał sprzęgła, przekręciła kluczyk w stacyjce, poruszyła rączką
biegów. Potem pu?ciła wolno sprzęgło, równocze?nie przyciskając pedał gazu
Silnik zawył straszliwie, wehikuł jednak ani drgnął.
? Co się dzieje, caramba, porca miseria? ? zdumiała się madame Eveline. ? Czy u
pana
biegi są zepsute?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]