[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dobrą dziewczyną. Tak naprawdę to świat jest pełen dobrych ludzi. Jak ten taksówkarz
wdowiec, na przykład. Ludzi gotowych robić dobre rzeczy dla innych, nie żądając nic w
zamian. Tej nocy, kiedy była w San Felipe, w poczekalni zobaczyła dwóch kalekich
mężczyzn. Jeden był młodym chłopakiem, na oko dwudziestoletnim. Miał obie nogi zbyt
krótkie, nosił specjalne buty i tonę żelastwa na sobie. Musiał chodzić o kulach i nawet z nimi
poruszał się bardzo słabo. Drugi był trochę starszy, gdzieś po trzydziestce, i też był strasznie
powyginany. Jego nogi skręcały do wewnątrz, z czego jedna, dużo krótsza od drugiej,
zakończona była zdeformowaną stopą obutą w trzewik na bardzo wysokim koturnie. Ale ten
mężczyzna dawał sobie radę z samodzielnym poruszaniem. Obaj przeszli przez poczekalnię,
żałośnie się wlokąc w stronę krzeseł. Starszy ostrożnie posadził młodszego, a potem zapytał
go, czy ma ochotę na coś do picia. Tak, tak , powiedział chłopak, próbując wstać. Daj
spokój, zaraz coś ci przyniosę , odpowiedział starszy ze spokojną pewnością siebie, jak
zdrowy, który dba o chorego, silny, który troszczy się o słabszego, czy doświadczony, który
chroni nowicjusza.
I powędrował do dalekiego automatu z napojami, chwiejąc się jak kaczka i agonalnie
wlokąc za sobą zasuszoną nogę tylko po to, żeby dać tamtemu trochę przyjemności, żeby
ożywić swojego obolałego towarzysza.
Tylu dobrych ludzi.
Pewnego ranka, wiele lat wcześniej, w poprzednim życiu, Fatma z kilkoma innymi
dziewczętami poszła po wodę, a kiedy ich nie było, obozowisko zaatakowały siły rządu,
plemię Kamajor, więc wykorzystała zamieszanie, by uciec. Jak przez mgłę pamiętała to, co
wydarzyło się pózniej. Pamiętała, że szła i szła, i że, kiedy już miała pozwolić sobie umrzeć,
szła jeszcze trochę dalej. I tak, krok za krokiem, przemaszerowała trzysta kilometrów i dotarła
w okolice Freetown, stolicy kraju. I wtedy spotkała Nanamoudou, gwinejskiego katolickiego
księdza, który stworzył przytułek dla dzieci. Dla chłopców żołnierzy i dziewczynek dziwek,
jak ona. Tam Fatma wyleczyła nogi i ciało, i trochę serce, i przytyła, a kości pokryły się
mięśniami. Trochę to trwało, aż znów przyszli Kamajor, którzy ubierali się w worki po
ziemniakach, nosili peruki, a głowy swoich wrogów trzymali jako ozdoby, byli szaleni i
wierzyli, że kule ich nie dosięgają. Torturowali Nanamoudou, żeby im powiedział, gdzie są
dzieci, wmawiali mu, że były bojówkarzami. Ale Nanamoudou, który ukrył dzieci w jaskini,
nie pisnął ani słówka, chociaż kazali mu jeść jego własne flaki. I tak Fatma znów się
uratowała.
Tylu dobrych ludzi.
Czasem śniło jej się, że kogoś zamordowała. Był to niewyrazny koszmar, bez
szczegółów, tylko niepokojące poczucie własnej winy. Budziła się zlana potem i przez parę
chwil nadal prześladowało ją to wrażenie. Nawet już z otwartymi oczyma czuła w sobie
poczerniałe od zadanej krzywdy serce. Ale wtedy brała Biggę, jej Ngafa, i uświadamiała
sobie, że w niczym nie zawiniła, że to tylko ci wszyscy martwi ludzie, których w życiu
widziała, włazili jej nocą do głowy, korzystając z tego, że śpi i jest bezbronna. Przychodzili,
prosząc ją o szacunek i trochę czułości, a ona próbowała ich zadowolić. Fatma myślała o nich
serdecznie i z wdzięcznością, bo ona miała tak wiele, a oni tak mało. Było to naturalne, że
przyszli się dopominać o swoje. Czasem przypominała sobie jedną, na oko dziesięcioletnią
dziewczynkę, którą poznała w klinice stworzonej przez Nanamoudou. Nie miała rąk ani nóg,
bo bojówkarze obcięli je maczetą. Ale dziewczynka śmiała się, po prostu cieszyła się, że żyje.
Fatma, dla odmiany, miała dwie całe nogi i dwie zupełnie zdrowe ręce, i tych dwadzieścia
palców, nie brakowało jej żadnego, i dwoje uszu po obu stronach głowy, i nos nad dwiema
dziurkami do oddychania, i wargi na ustach. Inaczej niż inni. Ona ma wszystko i jest
szczęśliwa.
Po tym jak wpadł na doktora Ortiza w szpitalu, cały ten ból, niedowierzanie i furia,
które raniły Matiasa, odkąd zmarła Rita, zaczęły się koncentrować wokół osoby lekarza,
niczym tornado, które organizuje siłę wiatru i nadaje jej tor. Z każdym dniem taksówkarz
nabierał coraz większego przekonania, że nic z tego, co się wydarzyło, nie było przypadkowe.
Zabójstwo staruszka zawiodło go do szpitala i pozwoliło pojąć rolę doktora Ortiza w
przedwczesnym odejściu Rity, zapalenie płuc sąsiada doprowadziło do tego, że stanęli twarzą
w twarz, że mógÅ‚ go rozpoznać i przypomnieć sobie jego nazwisko. Matías wierzyÅ‚, że
przeznaczenie popycha go do działania, chociaż jeszcze nie wiedział jakiego. Ale cokolwiek
by to było, chciał tego dokonać, chciał znalezć ujście dla całej tej czarnej energii, która
niczym huragan wirowała i wyła w jego wnętrzu.
Właśnie w ten sposób rodzą się obsesje - z nawracających zawrotów głowy pełnej
myśli, które coraz bardziej zacieśniają się wokół jednego obiektu. Już tej pierwszej nocy, gdy
Rashid dostał zapalenia płuc, w pamięci Matiasa pojawiła się myśl o lekarzu. Po tym jak
przyjęto Marokańczyka do szpitala, taksówkarz powinien był wrócić do pracy, ale nie zdołał.
Zamiast tego znów zaparkował samochód na rogu, naprzeciwko szpitala, i obserwował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]