[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ja przyznam się panu, że wolę mój pokój, w którym mogę myśleć o tym, co mi najmil-
sze, ale mama chce żebym się bawiła, więc muszę bywać, choć onegdaj na przykład nudziłam
się z całej duszy u senatorowej L. Dlaczego pan tam nie był?
 Nie miałem czasu, zresztą nie wiedziałem, że panie tam będą.
 Jak to nieładnie z pana strony, a ja myślałam, że pan przyjdzie i tak mi smutno było jakoś
samej słuchać wywodów pana Zubickiego o stosunku szlachty łęczyckiej do cywilizacji w
ogólności.
Inżynier spojrzał na nią ze spokojnym, ale głębokim przywiązaniem.
 I wczoraj pan u nas nie był  ciągnęła tonem wyrzutu Fania.
 Niech mi pani wierzy  odparł  że tyle tylko mam chwil prawdziwego szczęścia w ży-
ciu, ile spędzam ich u państwa, ale muszę pracować na chleb powszedni.
Fania uśmiechnęła się nieznacznie.
 A przy tym  ciągnął dalej Iwaszkiewicz  w pracy cała moja wartość, nie chciałbym jej
tracić w oczach pani.
 Od tylu lat nauczyłam się cenić pana, że opinii mojej w tym względzie nic nie zmieni.
Ale pracując nie trzeba zapominać o przyjaciołach.
 Zawsze o nich pamiętam.
 O, niech pan pamięta! a co do opinii ich, niech pan będzie spokojny. Niestety! to ja po-
winnam się lękać. Wiem, że ja nie umiem dorównać panu, ani się podnieść do jego wysokości
(tu w głosie Fani zadzwięczał smutek). Wiem, że pana, przywykłego do życia serio, może i
nudzi moje szczebiotanie, ale niech mi pan wierzy, że ja pragnęłabym z całej duszy zasłużyć
na szacunek pana, pragnęłabym mu dorównać, ale właśnie dlatego potrzebuję wskazówek
pana. Pan mnie już tyle nauczył, w tylu rzeczach otworzył mi oczy na świat, że i nadal proszę
o pomoc pańską. Pan mi nie odmówi?... prawda?
Tu Fania złożyła z wyrazem prośby białe rączki i pochyliła główkę tak, że złote jej loki po-
sypały się po ramionach.
Iwaszkiewicz potarł dłonią czoło i z przymkniętymi oczyma zdawał się śnić jakimś cza-
rownym snem. Miękkie, pieszczone słowa Fani płynęły niepojętym czarem do jego uszu.
Zdawało mu się, że cały chór słowików przyleciał z wilgotnych olszyn i zaczął pieśń skrzy-
dlatą, że całe powietrze pełne było po prostu anielskiej muzyki. Cały salon wraz z szeregiem
lamp, z rojem gości, z obnażonymi ramionami kobiet, z twarzami mężczyzn, zakręcił mu się
w oczach.
Ale nie zdobył się na odpowiedz, bo w tej chwili ozwały się skrzypce cudownego dwuna-
stoletniego wirtuoza i czar prysnął. W salonie powstał szmer gotujących się do słuchania go-
54
ści i nieśmiertelny Beethoven69 zaczął jęczeć całą gamą przerazliwych tonów, ryczeć basem,
piszczeć wniebogłosy wiolinem...70 zapewne z zachwytu nad wybornym wykonaniem swej
sonaty ręką cudownego wirtuoza.
Na twarzach słuchaczów pojawił się podziw i zdumienie. Oto stary hrabia W. okręca szyb-
ko palce rąk złożonych na wydatnym żołądku, zamruża oczy i kiwa w takt głową, a twarz jego
wyraża taką ekstazę71, że lada chwila rozpłynie się we łzach; pani Bujnicka od czasu do czasu
zwraca się do pani C. z żywymi gestami przeczenia na znak, że temu, co słyszy, nie podobna
uwierzyć, a znany literat, chorąży światła Zubicki, przewraca nuty cudownemu dziecku i rzu-
ca spojrzenie na grupy panien, rozdymając przy tym nozdrza.
Wreszcie egzekucja72 Beethovena kończy się, następują oklaski; czarne fraki zajmują
dawne miejsca obok różnokolorowych sukien; po całym salonie brzmi na nowo ożywionym
gwarem rozmowa, najczęściej o cudownym zjawisku, które oglądano przed chwilą.
 Magnifique! magnifique!73  woła obok Fani cienki głosik młodziutkiego filara salono-
wego.  Savez-vous mademoiselle que c'est incomparable!74 Dosyć powiedzieć, że ja nawet,
któremu zarzucają zbytnią złośliwość w sądzeniu dzieł sztuki, a jednak, wyznaję, que je suis
vaincu75.
Fania spogląda na drobniuchną postać i bezwąsą twarz młodzieńca, któremu zarzucają
zbytnią złośliwość w sądzeniu dzieł sztuki i odpowiada:
 Nie wiedziałam, że pan już taki surowy.
 Chciałem nawet  odpowiada młodziutki filar  iżby po egzekucji Beethovena egze-
kwował76 jeszcze i Chopina, ale powiedziano mi, że czeka nas co innego.
 Cóż nas jeszcze czeka?
 Doświadczenia hrabiego Władzia z magnetyzmem. Oto nawet wnoszą już stół. Muszę
iść, bo się tam beze mnie nie obejdzie.
Z tymi słowy młodziutki filar opuszcza Fanię i śpieszy tam, gdzie jego obecność jest ko-
nieczną.
 Przerwano nam naszą rozmowę  rzekła Fania  a chwila jej była dobra, ale teraz znów
jesteśmy tak prawie jak samotni.
Iwaszkiewicz spojrzał na nią wyrazistymi oczyma.
 Zatem dla mnie wraca dobra chwila  rzekł.
Fania zamyśliła się jakoś. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl