[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tę chwilę? Molly może być przykro. Ostatecznie
przyjechała z Nowego Jorku, żeby się z tobą spotkać.
Z tobą też.
Owszem, ze mną też. Na pewno dobrze się
czujesz? Wszystko w porządku? Nagle zawahał się.
Crys zauważyła, że uważnie się jej przygląda. Dłu-
go jesteś na dole? zapytał jakby nigdy nic.
Nie.
Niedługo, ale dość długo, żeby usłyszeć to, co
powiedziałeś.
104 CAROLE MORTIMER
Podeszła do zlewu i zaczęła myć kubek. Nie
chciała patrzeć mu w oczy, żeby się nie wydało, że
kłamie. Nie miała wątpliwości, że Sam od razu by ją
przejrzał. O ile już jej nie przejrzał.
Sam podszedł do niej i odwrócił ją przodem
do siebie.
Mówi się, że ci, co podsłuchują, nigdy nie
usłyszą niczego dobrego na swój temat.
Naprawdę? Bo mnie uczono, że nie należy
mówić za plecami niczego, czego nie można powie-
dzieć człowiekowi prosto w oczy.
Mnie też tego uczono. Nie rozmawialiśmy o to-
bie, Crystal, tylko... Tylko o sytuacji.
Pierwszy raz w życiu ktoś nazywa mnie sytua-
cją parsknęła. Teraz ona mogła pozwolić sobie na
ironię.
Crystal...
Molly schodzi po schodach przerwała mu
stanowczym tonem.
Wydawało się, że Sam chętnie wysłałby Molly na
koniec świata. Opanował się jednak. Wziął głęboki
oddech i dopiero wtedy puścił ramię Crys.
Porozmawiamy pózniej.
Najpierw Molly chciała porozmawiać z nią ,,jut-
ro , teraz Sam przełożył rozmowę na ,,pózniej .
Rzecz w tym, że Crys nie była pewna, czy w ogóle
chce z nimi rozmawiać. Najchętniej wróciłaby zaraz
do Londynu i zapomniała o niefortunnej wizycie.
Oraz o Samie.
Nie musimy odpowiedziała Samowi i z uśmie-
ZAMEK NA WRZOSOWISKU 105
chem odwróciła się do Molly, która właśnie wchodzi-
ła do kuchni. Przygotuję coś na lunch.
Cudownie! zawołałaMolly. Wiesz, żeuwiel-
biam twoje jedzenie. A Sam też już wie, że gotujesz
o niebo lepiej niż ja. Idziemy, Merlin. I nie czekając
na Sama, oboje wymaszerowali z kuchni.
Jedno było pewne Molly nie przejmowała się
wcale ponurymi nastrojami swojego brata.
Crys odwróciła się do Sama ze spokojem, o który
siebie nie podejrzewała i którego tak naprawdę nie
czuła. Nic nie powiedziała, tylko pytająco uniosła
brwi. Wytrzymał jej spojrzenie, odczekał kilka se-
kund i dopiero potem ruszył do wyjścia.
Tylko się nie przepracowuj rzucił przez ramię.
Spróbuję.
Uśmiechnął się pod nosem.
Chyba wolę, kiedy traktujesz mnie jak seryj-
nego mordercę.
Skąd ci przyszło do głowy, że zmieniłam zda-
nie? zawołała za nim.
Przystanął. Odwrócił się i wyszczerzył zęby
w szerokim uśmiechu.
Bo kiedy przypominam sobie wczorajszy wie-
czór, nie wydaje mi się możliwe, żebyś w ten sposób
całowała faceta, którego uważasz za seryjnego mor-
dercę powiedział i szybko zamknął za sobą drzwi.
Oczywiście. Musiał mieć ostatnie słowo. Crys
zdążyła to zauważyć.
Landrower ruszył z hałasem. Wystarczyło, że mi-
nął bramę, a ona już poczuła ulgę. Sama myśl o kil-
106 CAROLE MORTIMER
ku godzinach spokoju bez kąśliwych uwag Sama
działała kojąco. Przeszukała lodówkę i spiżarnię.
Widząc ser i brokuły, zdecydowała, że na lunch zrobi
quiche z nadzieniem z brokułów, sałatę i pieczone
ziemniaki w mundurkach.
Crys lubiła gotować, bo gotowanie pozwalało jej
zebrać myśli. Wyrabiając zręcznie ciasto, analizowa-
ła swoje wczorajsze zachowanie. Tak. Sam się nie
mylił, twierdząc, że to ona całowała jego. Posunęłaby
się jeszcze dalej, gdyby nie nieoczekiwany przyjazd
Molly. Ciekawe, jak by spojrzała mu w oczy następ-
nego ranka.
Nagle rozdzwonił się telefon. Automatycznie li-
czyła dzwonki. Dwanaście. Potem krótka przerwa
i ten właściwy. To znaczy, że telefonował ktoś z ro-
dziny albo bliskich przyjaciół. Taką informację prze-
każe Samowi. Wolała nie odbierać była pewna, że
nie byłby zadowolony. Może nawet uznałby, że wtrą-
ca nos w nie swoje sprawy.
Tylko że po pierwszej dwunastce rozległa się
następna. I jeszcze jedna. To musiało być coś waż-
nego, bo inaczej potencjalny rozmówca nie traciłby
tyle czasu. Crys uznała, że powinna jednak poroz-
mawiać z tym kimś, nawet ryzykując, że wywoła tym
wściekłość Sama. Szybko wytarła ręce i sięgnęła po
słuchawkę. Niestety zdecydowała się za pózno.
Zaraz potem telefon rozdzwonił się po raz czwar-
ty. Odczekała, aż odezwie się dwanaście razy i ode-
brała.
Halo?
ZAMEK NA WRZOSOWISKU 107
Sam? odezwał się niepewny kobiecy głos.
Crys wzruszyła ramionami. Co jak co, ale jej głos
w niczym nie przypominał głosu Sama.
Przykro mi, ale nie ma go teraz w domu. Czy
mogę mu coś przekazać?
Przecież Sam nie będzie zły, jeśli odbierze dla
niego wiadomość.
Jak to nie będzie, odpowiedziała sobie zaraz.
Oczywiście, że będzie. Ale było już za pózno.
Czy to ty, Molly? zapytała kobieta z waha-
niem.
Crys wiedziała już, że narobiła sobie kłopotów.
Nie, nie jestem Molly. Sam i Molly wyszli.
Jestem... przyjaciółką rodziny wyjąkała w końcu.
Przecież nie mogła powiedzieć, że jest przyjaciółką
Sama!
Rozumiem powiedziała kobieta bez przeko-
nania. Mówi Sally Grainger, agentka Sama. Proszę
mu powiedzieć, żeby skontaktował się ze mną zaraz
po powrocie. Chodzi o...
Crys przerwała jej szybko.
Może powie mu to pani, kiedy zadzwoni za-
proponowała. Była pewna, że dla własnego dobra nie
powinna usłyszeć żadnej wiadomości przeznaczonej
dla Sama.
Proszę mu tylko powiedzieć, że David Strong
złamał nogę. Kobieta nie zwróciła najmniejszej
uwagi na jej prośbę. Mamy mały problem, bo
bohater Baileya nie może normalnie się poruszać,
mając nogę w gipsie po samo udo.
108 CAROLE MORTIMER
[ Pobierz całość w formacie PDF ]