[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odpowiednim towarzystwem dla Malviny.
- To chciałem wiedzieć - powiedział lord Flore. - Bawcie się dobrze!
Zanim jeszcze na dobre wyszedł z pokoju, Rosette na powrót znalazła się w ramionach
Davida.
Lord Flore pobiegł na piętro i zmienił ubranie do konnej jazdy na strój, w którym się
pokazywał w londyńskim towarzystwie.
Następnie pojechał do stajen w Maulton Park.
- Daj mi dwa najlepsze konie - zwrócił się do Hodgsona - i najszybszy powóz.
Masztalerz podrapał się po głowie.
- Najszybszy powóz zabrała panienka - powiedział w końcu. - Ale jest jeszcze całkiem
nowy wozik Dorszy.
Masztalerz zle wymówił nazwę, lecz lord Flore się zorientował, że chodzi o lekki
powozik zaprojektowany przez ekscentrycznego w swej elegancji hrabiego D'Orsaya.
- Może być - ocenił.
- Panicz będzie jechał do miasta?
- Muszę odszukać pannę Maulton, Hodgson.
Myślę, że może być w tarapatach, ale nie mów o tym nikomu.
- Pewno, że nie - obiecał Hodgson. - Pani hrabina już nakazała szykować powóz na po
obiedzie, więc pewnie panna Malvina się z nią spotka na Berkeley Square.
- Mam taką szczerą nadzieję - rzekł lord Flore.
Do Londynu lord Florę dotarł tuż po drugiej.
Służący w stajniach na Berkeley Square potwierdził słowa Dicksona.
Wiedział, że wyścig zaczął się w Regent's Park oraz że zawodniczki ruszyły w szranki
punktualnie w południe. Nie wiedział, niestety, dokąd prowadziła trasa wyścigu.
Lord Flore zostawił w stajniach na Berkeley Square lekki dwukołowy powóz
konstrukcji hrabiego D'Orsaya, wynajął dorożkę i pojechał do White'a.
Znalazłszy się w towarzystwie znajomych, rozmyślnie unikał zadawania pytań na
temat wyścigu. Zjadł obiad z dwoma starymi przyjaciółmi i czekał.
Czas mijał.
Lord Flore czytał gazety, rozmawiał z przyjaciółmi ze szkół, zapalił cygaro. Nikt,
nawet ktoś, kto go wyjątkowo dobrze znał, nie byłby po nim odgadł rzeczywistego napięcia.
Dochodziła szósta, gdy w klubie pojawiło się kilku zbytnio wyelegantowanych,
hałaśliwych przedstawicieli złotej młodzieży. Wyraznie zmęczeni, natychmiast zajęli
komfortowe skórzane fotele w mniejszym salonie.
- No, mówcie! Kto wygrał? - spytał jakiś nie znany lordowi Flore młody człowiek.
- Dziedziczka! - odpowiedział jeden z przybyłych. - Ależ Lily była wściekła! Lecz nic
nie mogła poradzić. Tygrysica miała lepsze konie, no i bez wątpienia powozi diablo dobrze!
Lord Flore podniósł się ze swego miejsca.
- Proszę mi wybaczyć ciekawość - zagadnął.
- Słyszałem o tym wyścigu i ogromnie żałuję, że go nie oglądałem.
- Dużo pan stracił! - odparł młody człowiek.
- Nigdy nie piłem lepszego bordeaux do obiadu.
- Gdzie to było? - zapytał lord Flore.
- W domu Billa Tivertona, na drugim końcu Potters Bar. Wie pan, to tam gdzie
kolejno sprowadza swoje kochanki. Musiało ich być pewnie z pół tuzina. Dopiero Mimi
pobiła wszystkie na głowę. Przetrwała najdłużej. Teraz zabrał ją do Paryża.
Ktoś z towarzystwa, którego ciągle przybywało, uczynił dowcipną uwagę nagrodzoną
ogólnym wybuchem śmiechu.
- A co z uczestniczkami tego niecodziennego wyścigu? - spytał lord Flore
gawędziarskim tonem.
- Lily Laker pojechała z sir Hectorem, jak można się było spodziewać - odparł
rozmówca.
- A dziedziczka zasłabła.
- Zasłabła? - powtórzył głucho lord Flore.
- Może ze zmęczenia albo z nadmiaru wina, albo z obu tych powodów naraz -
brzmiała odpowiedz. - Tak czy inaczej Smythe się nią zajął, pewnie przyjadą pózniej.
Dało się słyszeć kilka dość lubieżnych uwag na temat wielkości owego opóznienia.
Lord Flore zacisnął wargi.
Nieznacznie odsunął się od towarzystwa i w pośpiechu opuścił klub.
Wiedział już wszystko, co chciał wiedzieć, a przede wszystkim miał niezbitą pewność,
że powinien odszukać Malvinę jak najszybciej.
Błyskawicznie dotarł na Berkeley Square. Nie musiał wchodzić do domu, by się
zorientować, że hrabina już wróciła z wiejskiego majątku.
W stajniach zażądał dwóch wypoczętych koni do powozu i parobka.
Właśnie miał wyjeżdżać, gdy na podwórzu zjawił się faeton Malviny powożony przez
chłopca stajennego.
Lord Flore w jednej chwili znalazł się przy służącym.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]