[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Enrico milczał. Stał dalej przy oknie niby posąg.
- 72 -
S
R
Miała wrażenie, że nawet nie oddycha.
Ciągle był wściekły, że powiedziała o błękitnej sukni ślubnej?
Cóż, niech poczeka. Zobaczy, że ślub odbędzie się zgodnie z tradycją, tak
jak tego pragnął, ale nie musiała przecież go uprzedzać.
Niech to będzie dla niego zaskoczenie.
Panna młoda. Proszę bardzo. Będzie panną młodą, chociaż na to za pózno.
Jesteś zbyt słaba, wyrzucała sobie. Powinnaś pamiętać, co zrobił trzy lata
temu, a ty znowu brniesz w ten związek, nie umiesz się wycofać.
- Coś nie tak? - zapytała niewinnie.
Nie zamierzała dać mu do zrozumienia, że doskonale pamięta o porannej
sprzeczce.
Nie raczył odpowiedzieć.
Dalej masowała stopy.
Nicky był bezpieczny. Spotkała go, jak szedł z Lissą do parku, kiedy
wracała do domu z metra.
Mieli grać w piłkę. Nicky miał ochotę na lody w parkowej kawiarence.
Dała Lissie kilka groszy, uściskała małego i popatrzyła, jak odchodzi z nianią.
Chętnie poszłaby z nimi, ale była zbyt zmęczona po kilkugodzinnych
zakupach.
Nie zauważyła nawet, kiedy Enrico podszedł do niej.
Zobaczyła jego buty. Nie słyszała, że się zbliżył.
Nachylił się i uniósł ją. Niezbyt delikatnie.
- Co ty...? - zaczęła, ale nie skończyła pytania, bo zdławił jej słowa
pocałunkiem.
Freya. Smakowała jak Freya, pachniała jak Freya i całowała jak Freya,
nawet kiedy nie chciała całować, pomyślał Enrico.
On sam nie potrafił powiedzieć, dlaczego ją całuje. Powinien przecież
usunąć ją ze swojego życia. Już kiedyś to uczynił. Skrzywdziła go przecież.
Czy całowała dzisiaj Lukę tak, jak pocałowała teraz jego?
- 73 -
S
R
Bawiła się tym, że jeden kuzyn może być zazdrosny o drugiego? Pokazała
mu swojego synka?
Czy naprawdę wiedziała, kto jest ojcem małego?
On wiedział. Nie musiał pytać.
Miał pewność, chociaż chciałby, żeby mu powiedziała, żeby potwierdziła
tę jego pewność.
Odsunął się od niej, wściekły, zagniewany. Zbyt jej pragnął, miał ją we
krwi.
- O co ci chodzi? - zapytała, zasłaniając usta.
- Wychodzę. Muszę wyjść - oznajmił sztywno, chłodno. - Zobaczymy się
dopiero w kościele.
- Rozumiem, że był to pożegnalny pocałunek przed ślubem, tak? - Pytanie
było pełne niepokoju.
Najchętniej by ją udusił, ale musiał myśleć o swoim synu, zapewnić mu
spokojną egzystencję, miejsce w swoim życiu. Wziąć ślub z matką małego.
- Przykro mi to stwierdzić, Enrico, ale twoja technika jest bardzo kiepska.
- Przypisz to przedślubnemu zdenerwowaniu.
- Powiedz tylko słowo i odwołamy całą ceremonię.
Pewnie, pewnie. Wiedział, że najchętniej by odwołała.
Odwrócił się ku niej.
- Wiem o Luce - rzucił gorzko. Przestała masować usta, opuściła dłoń.
- Co niby wiesz o Luce? - zapytała. Uosobienie niewinności, pomyślał
cynicznie. Piękna, wielkooka i absolutnie niewinna.
I te jej włosy. Cholerne włosy. Lśniące włosy okalające śliczną twarz.
Musiał zacisnąć dłonie, żeby nie chwycić jej za to białe, delikatne gardło.
Taka śliczna, smukła szyja... Chciałby ją znienawidzić. Gdyby tylko mógł...
Nie potrafił. Po prostu nie potrafił.
- Spotkałaś się z nim dzisiaj rano - rzucił.
- Nieprawda.
- 74 -
S
R
- Jak nie dzisiaj, to w ostatnich dniach. Freya przyglądała mu się jak
komuś, kto zwariował.
- Nie widziałam twojego paskudnego kuzyna od trzech lat, od momentu
kiedy wyrzuciłeś go wtedy ze swojego mieszkania. I nie miałam ochoty widzieć
go pózniej. Skąd ten idiotyczny pomysł, że miałabym się z nim spotkać?
- Zatrzymał się w hotelu, tutaj, w pobliżu...
- Zwietnie. I co to niby ma wspólnego ze mną?
- Widziano, jak do jego pokoju wchodziła ruda kobieta - poinformował
Freyę.
Wbiła w niego spojrzenie.
- A ty uznałeś, że to ja?
- Opis w pełni się zgadzał. Nie rób takiej niewinnej miny.
ROZDZIAA SIEDEMNASTY
Enrico odwrócił się. Nie mógł patrzeć na Freyę.
- Chwileczkę... - Chwyciła go za ramię. Ręce jej drżały, kolana uginały
się pod nią, robiło się jej niedobrze. - Chcesz mi powiedzieć - starała się, by jej
głos brzmiał spokojnie - że spotkałam się po kryjomu z twoim kuzynem na dwa
dni przed naszym ślubem?
- Dwa razy. - Cofnął rękę, jakby jej dotyk go obrażał.
To absolutne piekło, pomyślała Freya.
- Kłamstwo - oznajmiła zimno.
- Daj spokój, znam te twoje gierki i nie dam się już na nie nabrać.
Widziałaś się z nim dzisiaj.
Freya nie odpowiedziała.
Rzucił na nią wściekłe spojrzenie.
- Zabrałaś nawet naszego syna na spotkanie z nim.
- 75 -
S
R
Zaplotła ręce na piersi.
- Taki jesteś tego pewien?
- Owszem.
- Pewnie, ale to tylko poszlaki. Zawsze myślałeś o mnie jak najgorzej.
- Myślisz, że jest mi przyjemnie? Oszukujesz mnie. Te niby uczciwe
zielone oczy, ta śliczna buzia...
- Nie zapominaj, że sypiam z tobą.
- A jakże. I ja jestem tak samo nakręcony jak ty. Też lubię seks.
Uniosła brodę.
- Za kogo mnie masz?
Nachmurzył się. Odwrócił się do niej plecami.
- Nie powinnaś była się z nim spotykać. Podeszła do łóżka, przy którym
stały torby z zakupami.
- Luca chce się poprawić, robi, co może, wie, kim jest, zna siebie, swoje
morale, a ty tymczasem udajesz Bóg wie kogo, wynosisz się nad innych.
Rzuciła w niego pakuneczkiem zawiniętym w złoty papier i
przewiązanym kremową, satynową wstążeczką.
- Otwórz to i zobacz, co robiłam w mieście, zamiast oskarżać mnie, że
spotykam się z twoim kuzynkiem w jakimś hotelu.
Enrico nachylił się i podniósł pudełko. Usłyszał dzwięk pokruszonego
szkła.
Freya drżała od stóp do głów, obserwując go. Nigdy chyba nie czuła się
tak wściekła jak teraz. I tak dotknięta.
Zaczęła płakać.
- Czekałam dwie godziny na kopię aktu urodzenia Nicka - powiedziała. -
Potem jezdziłam po całym Londynie, żeby znalezć odpowiednią ramkę.
Teraz szkło było oczywiście potłuczone, ale ramka nienaruszona.
Dziękuję ci za naszego pięknego syna", napisała na dole kopii aktu
urodzenia.
- 76 -
S
R
- Zatem przyznajesz, że jestem jego ojcem?
- Przyznaję. - Freya próbowała się zaśmiać, ale nie bardzo jej to wyszło. -
Nie było sensu zaprzeczać, to dziecinne. Zdałam sobie z tego sprawę. Przyznaję,
Nicky jest twoim dzieckiem. - Wzięła głęboki oddech. - Zasługujesz, by znać
prawdę, masz do tego prawo. Może to głupi gest, ta kopia...
- Nie, wcale nie głupi.
- Wiesz, wcale nie musisz się ze mną żenić, żeby zapewnić sobie miejsce
w życiu naszego syna. Zawsze będziesz je miał. Chciałam dać ci to w
prezencie... - nie dokończyła zdania.
Po co ten ślub? Po co?
Nie będzie żadnego ślubu, pomyślała w desperacji, ale nie powiedziała
tego, bo wiedziała doskonale, że ślub się odbędzie.
- Kto dzwonił do ciebie rano? Oczywiście musiał się dowiedzieć.
Podejrzewał, że to Luca.
Nie spojrzał na nią ani razu, od kiedy rzuciła mu prezent. Był zbyt zajęty
sprawdzaniem metryki Nicka? Aż tak bardzo jej nie ufał?
- Dzwoniła Cindy - odpowiedziała. - Poszłyśmy na zakupy. - Co może
robić panna młoda przed ślubem i jej druhna? Kupowały bieliznę, śliczną,
zalotną bieliznę. - Zadzwoń do niej, jeśli chcesz potwierdzenia.
Enrico podniósł głowę, spojrzał na Freyę, a ona się odwróciła.
- Wybacz - wykrztusił.
Nie chciała tych przeprosin, przyszły zbyt pózno, nie w porę.
- Miałam nadzieję, że się porozumiemy. Ze względu na Nicka, ale widzę,
że to nie ma sensu, skoro oskarżasz mnie o spotkania z Luką. Zawsze będziesz
mnie już tak traktował, będziesz mną gardził i podejrzewał, że spotykam się
potajemnie z twoim kuzynem.
- Nie, to wcale nie tak...
- Nie? Ale sprawiasz, że taką właśnie się czuję, niestety. Oskarżasz mnie,
a ja nie mam szans się bronić. Upokorzyłeś mnie, poniżyłeś. Odrzuciłeś. Nie
- 77 -
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]