[ Pobierz całość w formacie PDF ]
fałszywie pojętej. Te czarownice nawet nie zauważyły że ja właściwie mało korzystam z
przywilejów. Prawdę mówiąc, zaczynam mieć dość tej nagonki, robi się niesmacznie, niczym w
pełnej afer polityce, na siłę zaczynam być wciągana w jakieś gierki i różne inwektywy cisną mi
się na usta (kompletnie wbrew polityce dystansu). Miałabym ochotę, na przykład nazwać kujona
Dorotę kujonem przebrzydłym, nawet chętnie rzucić to kujonowi Dorocie prosto w twarz, by
ulżyć sobie w ten sposób, ale... rozsądek podpowiada mi, że byłby to tylko niepotrzebny wydatek
energii, którą należy skierować zupełnie gdzie indziej. Tylko ile to wymaga wysiłku! Uch, jak
gorąco!
Poszłam się wyżalić Anulce, ona to doskonale rozumie! (Potem jeszcze wypłaczę się w
rękaw Marcinowi).
Po lekcjach poszłyśmy z Anulką na kółko. Tu przynajmniej panuje spokój -
Praworządne się nie pojawiają, bo od siebie raczej nic nie mają do powiedzenia, a brakuje
tutaj podręcznika, z którego można by wyryć regułki na pamięć. Wiem, złośliwość znów doszła
do głosu. Dziś rezygnuję z mojej zdystansowanej polityki, jestem w końcu tylko człowiekiem,
mam ograniczoną wytrzymałość! Przegięłyście, drogie koleżaneczki, jak słowo daję!
W tym ogólnym wzburzeniu odczytany przez Anulkę cichym, nieśmiałym głosem jej
wiersz uderzył mnie nagle jak obuchem w łeb. Moje problemy stały się już tylko śmiesznymi
problemikami, gdy naraz zdałam sobie sprawę, w jakim pesymizmie i wyobcowaniu żyje Anulka.
Zachowałam go dla siebie za zgodą autorki. Kochana
Pani zadecydowała, że umieszczamy go w najbliższym Głosie Ucznia , i zaczęła
podpytywać Anulkę, czy zna Końcówkę Becketta i czy wie coś na temat egzystencjalistów.
Owszem, coś tam z nich czytała, ale wiersz oparła na własnych doświadczeniach. Co to za
piekielne doświadczenia? No tak, przypomniałam sobie, co Ewcia mówiła mi o sytuacji domowej
u Anulki... A oto ten wstrząsający wiersz: PO ZABIEGU - ALIENUS
Parę lat temu wycięto mi kawałek mózgu - ten odpowiedzialny za ból i cierpienie i
wiedzę o tym, że umrzemy jak pies. Odtąd żyję, nie martwice się o nic. Nie pytam już, czemu
życie jest takie a me inne, czemu kazano nam cierpieć. Drzemię spokojnie, zasłuchany w bicie
swego serca.
Jestem bezkształtną masę, która pulsuje, bo ciągle jeszcze żyje.
Nie dociera do mnie już nic. Jedynie od czasu do czasu słyszę odległe pukanie do drzwi.
Ale na szczęście nie mogę już otworzyć.
To ona marzy o usunięciu kawałka mózgu, żeby nie musiała kontaktować się z innymi
ludzmi, a życie to dla niej wyłącznie pasmo cierpień...? Przeraził mnie świat opisany w tym
wierszu. Utwór jest dobry a jednak chciałabym o nim jak najszybciej zapomnieć. Nie powstał
pod wpływem jakiejś tam jesiennej przypadłości zwanej melancholią! Ale mnie wgniotło w
posadzkę! Wojaczki, poeci przeklęci... Mam nadzieję, że Anulka nie nosiła się z zamiarem
samobójstwa!
Pod wieczór zjawiła się u mnie Izka, na szczęście z problemami zupełnie innego typu.
Otóż - czemu ja się tego spodziewałam? - Paweł chodzi j ej po głowie od naszego upójnego
wieczoru. Tylko on jest taki brzydki, to znaczy jej to nie przeszkadza, bardzo się Izce podoba, ale
co ludzie powiedzą...?
- No, bo wiesz, mnie wszyscy uważają za gwiazdę...
- Poważnie? Nie gadaj!
- No tak. A on nie jest przecież żadnym Kenem.
- I Bogu dzięki - odpowiadam bez zastanowienia. - Ty też nie jesteś Barbie. A może
chcesz, żeby kawały o blondynce dotyczyły ciebie? Na tym ci zależy?
- Jośka, no coś ty! Pewnie, że nie, zwariowałaś?
- No właśnie, więc w czym rzecz? Paweł jest inteligentny, może zaimponować, choćby
graniem. A wygląd? To chyba najmniej istotne, nie uważasz? Zresztą nie jest wcale szpetny,
mnie się podoba. To znaczy nie to miałam na myśli, no wiesz... Zaraz, zaraz, czy on ci się już
zdążył oświadczyć? Mów, przede mną niczego nie ukryjesz, mam szpiegów w całej okolicy.
- Skoro tak nalegasz... Gdy wyszliśmy od ciebie, Marcin od razu poszedł do domu, a
Paweł odprowadził mnie i tak nam się miło gawędziło, że umówiliśmy się na kawę następnego
dnia, i tak jakby coś się zaczęło, trudno do końca powiedzieć, zobaczymy..
Yes, yes, yes! Dobrze, i o to chodziło! Tak, wreszcie znalazł się sensowny facet dla mojej
Izki. W każdym razie na pewno nie będzie jej ciągał po miejscach podejrzanych spotkań
towarzyskich albo wywoził do lasu jak ten jej ostatni... Brr, lepiej nie wspominać!
4 grudnia
Znów wieczorek towarzyski w szacownym gronie: Izka, Paweł, Marcin i ja (tym razem u
Izki, przy dzbanku czarnej herbaty z sokiem malinowym i szarlotce pani Wiesi) i znów luzacka
atmosfera, gadanie o wszystkim i o niczym, kupa śmiechu, już nawet nie pamiętam dobrze, z
jakiego powodu. Aha, wiem, wspominaliśmy najlepsze wystąpienia i teksty naszego groznego
Dziadka od PO ( Baśka, skocz no do apteki i kup dla Dziadka parę tabletek viagry i tym
podobne).
Dla Pawła to kompletna egzotyka, on takich atrakcj i w Dwój - I ce nie ma, tam u niego to
tak naprawdę nudy na pudy Opowiedziałam mu o tym, jak nie chciałam dać z siebie zrobić
egipskiej mumii na biurku Dziadka. Obgadaliśmy innych belfrów. Niektórzy naprawdę bywają
pocieszni, na przykład nasza geografica, która raz przyszła do nas na lekcję lekko chwiejnym
krokiem (a była ósma rano, czyżby przypadłość z dnia poprzedniego?!) i kiedy sprawdzała
obecność, wyraznie miała problemy z czytaniem, plątała się, litery skakały jej przed oczami...
Czkawki też, bidulka, dostała. Ciekawe, dlaczego? Nie to jednak było najbardziej interesujące.
Najciekawszy był jej makijaż - zupełna nowość, przebój sezonu letniego. Otóż jedno oko miała
pięknie pomalowane: cieniem, tuszem, konturówką, drugie zaś - w ogóle niepomalo-wane, co
dawało zaskakujący kontrast. I pewnie o to właśnie chodziło! Wracając do mojej nowej-nienowej
czteroosobowej paczki, nigdy jeszcze czegoś takiego nie było. Czuję, że dzieje się coś
wyjątkowego, takie rzeczy po prostu się wie. Nawet ma-mutka przestała narzekać, też chyba coś
spostrzegła. Z Izką, Marcinem i Pawłem można konie kraść, rozumiemy się bez słów.
Wywołałam zdjęcia z pokazu mody , więc mogliśmy je wspólnie pooglądać i powspominać
poprzedni wieczorek towarzyski. Zdjątka zresztą wyszły czadowe, Paweł stwierdził, że na
okładkach czasopism rzadko tak dobre bywają - wiadomo, sekret tkwi w modelkach!
Chłopcy wzięli sobie po lalka fotek na pamiątkę. W takich chwilach chciałabym
zatrzymać czas. Kiedy tak siedzimy i gawędzimy a pokój oświetlają pozapalane przez nas
świece, w tle gra muza, tworzy się supernastrój, po prostu sielanka. Kiedyś kochana Pani
pokazywała nam na języku polskim reprodukcje obrazów Watteau: towarzystwo, które leniwie
rozsiadło się na trawie, rozkoszując się słońcem. U nas jest podobnie, tylko że my chętniej
zamykamy sięwczyjejś kanciapie, podziwiając blask świec. Marcin ma niesamowity dar
wprowadzania atmosfery jakby blisko nas krążyły duchy A może rzeczywiście krążą?
Przecież on je wywołuje... Ostatnio zrobił się znowu jakiś bardziej tajemniczy zamknięty
w sobie - czy to ma jakiś związek z duchami?
5 grudnia
Od wczoraj dręczy mnie myśl o tajemniczości Marcina. Zaczęłam podejrzewać, że coś
przede mną ukrywa. Próbowałam go nawet dzisiaj na ten temat podpytać, ale wykręca się i
mówi, że jestem przewrażliwiona.
6 grudnia, wczesnym rankiem
Zdaje się, że grzecznym dzieciom Mikołaj coś wkłada do buta, idę zobaczyć... Już jestem
z powrotem. No pewnie, że byłam grzeczna, przecież to jasna sprawa. Mamutka nigdy nie
odzwyczaiła się od traktowania mnie jak malutkiego dziecka, a więc również nie zaniechała
pewnych rytuałów z dzieciństwa. To zupełnie tak jak ja nie odzwyczaiłam się nigdy od mówienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]