[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaoferować ci coś więcej, niż tylko parę rąk do pracy.
Ale ja przecież niczego więcej nie potrzebuję! palnęła Dani.
Ryan Given spojrzał na nią z ukosa, pokiwał głową i mruknął:
Ano właśnie.
Co właśnie? zainteresował się Sawyer, zdążywszy oskubać już ciasto równomiernie ze
wszystkich stron.
Waśnie rozmawiamy z Dani o tym, że łakomstwo to strasznie brzydka wada, młody
człowieku odpowiedział mu ojciec. Zwieże domowe ciasto powinno się po wyjęciu z
piekarnika zostawić na jakiś czas w świętym spokoju, żeby wystygło. A potem powinno się je
kroić nożem, a nie skubać palcami.
Zawstydzony chłopiec zaczerwienił się i opuścił głowę.
Przepraszam. To się na pewno więcej nie powtórzy! szepnął ze skruchą.
Po czym pociągnął kilka razy nosem i spazmatycznie się rozpłakał.
Dani Sellica z najwyższym trudem pohamowała łzy i wzięła go na pocieszenie w objęcia.
Zakłopotany i wzruszony Ryan Given żałośnie westchnął i wziął w objęcia ich oboje.
Przez chwilę trwali tak, przytuleni do siebie. Przez chwilę było im razem dobrze, miło,
bezpiecznie.
Szczęśliwa chwila szybko jednak minęła. Musieli się rozdzielić, żeby zasiąść do
przygotowanego przez Dani śniadania. A po śniadaniu Ryan i Sawyer musieli się do końca
spakować. A kiedy byli już do końca spakowani, musieli się pożegnać, wsiąść do samochodu i
zostawiając Dani samą na jej ranczu, wyruszyć w drogę.
Naprawdę musicie wyjeżdżać do tego Wyoming? spytał Cliff Meeks, kiedy dotarli do
Clearwater i zjawili się u niego w komisariacie.
Czy musimy... hm... mruknął Ryan Given i urwał w pół zdania. Sawyer, nie wybrałbyś
się czasem do bufetu na colę? zwrócił się do syna.
Markotny po rozstaniu z Dani ośmiolatek nie okazał wprawdzie nadmiernego entuzjazmu,
jednak kiwnął potakująco głową, wziął od ojca kilka drobnych monet i odszedł.
Panie posterunkowy, gdybyśmy z Sawyerem mieli zostać na stałe w Kolorado, a konkretnie
tu, w okolicy Clearwater, musiałbym przede wszystkim uzyskać od pana trochę informacji
stwierdził Ryan.
O Dani?
Nie.
Więc o kim?
O pewnym starszawym facecie z cuchnącym cygarem, który nazywa się Littlejohn.
Duke Littlejohn?
Tak.
To przecież ojczym Dani wyjaśnił policjant. Drugi mąż jej nieżyjącej już matki, Eileen.
Niemożliwe! Ten sam facet, który odebrał Dani połowę posiadłości Selliców?!
wykrzyknął zbulwersowany Ryan, zrywając się z krzesła.
Spokojnie! Proszę usiąść i posłuchać, panie Given zmitygował go Cliff Meeks. Duke
Littlejohn niczego nikomu nie odebrał, tylko zgodnie z przepisami prawa odziedziczył po zmarłej
żonie tę część posiadłości, którą ona odziedziczyła wcześniej po zmarłym pierwszym mężu.
Ach, tak!
Inna rzecz, panie Given dodał po chwili Cliff że Littlejohn najpewniej ożenił się z
Eileen nie tyle dla jej pięknych oczu, ile dla jej pieniędzy, że po ślubie nigdy nie był dla niej
dobrym mężem ani troskliwym opiekunem dla Dani, że w ogóle jest dość nieciekawym facetem i
nikt go tutaj u nas nie lubi.
I właśnie dlatego on się stąd wyprowadza wtrącił Ryan.
Kiedy?
Na wiosnę.
Naprawdę? Skąd pan to wie?
Od niego.
Rozmawialiście?
Tak się złożyło. Spotkaliśmy się przypadkowo.
Gdzie? Cliff Meeks, z policyjnego nawyku, zaczął przepytywać kowboja z Oklahomy
mniej więcej tak, jakby prowadził śledztwo.
U Maynardów. Byłem tam z Dani wczoraj wieczorem i spotkałem dwu starych kumpli z
rodeo, którzy się tutaj osiedlili.
Jakich kumpli?
Sama Dwyera i Billy ego Masona. Wspomniałem im, że chcę kupić ranczo, a oni właśnie
skontaktowali mnie z Littlejohnem.
I co?
Zaproponował mi kupno ziemi przylegającej do gruntów Dani, po przyzwoitej, a nawet
dość atrakcyjnej cenie. I powiedział, że wyprowadza się do Teksasu, gdzie ma inną, znacznie
większą posiadłość. Bo tu jest tylko tysiąc akrów, a tam aż trzy i pół.
A to ci nowina! Stary lis Duke Littlejohn wynosi się do Teksasu! I w naszym pięknym
Kolorado będzie o jednego drania mniej! A ja nic o tym nie wiedziałem! Rozpromieniony Cliff
Meeks klaskał głośno w dłonie po każdym wypowiedzianym, a właściwie wykrzyczanym zdaniu.
Zupełnie się nie wysilał, żeby zachować urzędową powagę czy obojętność i ukryć prywatne
zadowolenie.
No, mój drogi panie Given zwrócił się po chwili żartobliwym tonem do kowboja z
Oklahomy. Skoro pan wiesz nawet więcej od miejscowej policji, to znaczy, że już pan jesteś
tutejszy.
To proszę mówić mi Ryan, panie posterunkowy!
To proszę mówić mi Cliff! I kupować tę ziemię od Littlejohna, zanim się stary diabeł
rozmyśli! I nigdzie stąd nie wyjeżdżać, do licha!
Policjant z Kolorado i kowboj z Oklahomy zerwali się z krzeseł, uścisnęli sobie dłonie i
zaczęli się po przyjacielsku poklepywać po plecach.
W tym momencie wrócił z bufetu Sawyer. Z powagą i podejrzliwością spojrzał na dwu
dorosłych mężczyzn, którzy zachowywali się jak mali chłopcy. W końcu odezwał się
skonsternowany:
Co się tu dzieje, tato?
Na pewno nic złego.
A dobrego?
No cóż, młody człowieku z nieco tajemniczą miną zaczął wyjaśniać synowi Ryan Given.
Nie zmartwi cię chyba wiadomość, że nie jedziemy do Wyoming.
Naprawdę nie jedziemy? A co robimy?
Zostajemy tu, w Kolorado i kupujemy ranczo.
Hura! Nie jedziemy! Zostajemy! wrzasnął wniebogłosy uradowany ośmiolatek, po czym
wyściskał mocno najpierw ojca, a potem posterunkowego Meeksa.
Po chwili ojciec i syn pożegnali się z Cliffem, opuścili komisariat i wsiedli do samochodu.
Ryan Given uruchomił silnik.
Skoro zostajemy, to dlaczego jedziemy, tato? zdziwił się Sawyer.
Chciałbyś zatrzymać się w Clearwater, w motelu? pytaniem na pytanie odpowiedział
kowboj z Oklahomy.
No... właściwie niekoniecznie. Chłopiec był trochę speszony. Wolałbym się
zatrzymać... u Dani szepnął z nadzieją.
Ja też wolę.
Naprawdę? ucieszył się ośmiolatek. I pojedziemy teraz do niej?
Tak.
I ożenisz się z nią, tato? I wszyscy troje będziemy jedną rodziną?
Ryan Given zerknął na syna z ukosa i stwierdził z rezerwą:
To się jeszcze okaże, młody człowieku. Ale na pewno będziemy sąsiadami! dodał
pośpiesznie, spostrzegłszy, że Sawyer znów posmutniał.
Jak to? ożywił się chłopiec.
Bo widzisz wyjaśnił kowboj z Oklahomy jak wszystko dobrze pójdzie, to my dwaj już
niedługo będziemy mieli ranczo tuż obok rancza Dani.
Rano, kiedy Ryan i Sawyer odjechali, Dani próbowała się czymś zająć, ale ponieważ nic jej
tak naprawdę nie szło, zrobiła tylko to, co było absolutnie konieczne, to znaczy nakarmiła i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]