[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wreszcie ten chłop, jak posąg wymowny i prosty w ruchu każdym.
 Sąże to męty?...
Ujrzawszy na brukach jakieś dwie książki w błękitnej oprawie, schylił się: przypominał
odruchowo, że prosiła go Wanda o podjęcie ich w razie znalezienia.
W pierwszej chwili chciał te książki z odrazą odrzucić:
127
unurzane były w skrzepie czerwonym. Poświęcił jednak chustkę i otarł je.
Gdy zajrzał w karty, grymas cierpki przeszedł wraz w śmiech, nerwami targany:
 Poezje!...
Za wiele miał zbyt ostrych wrażeń dziś: ten szczegół drobny wytrącił go dziwnym sposo-
bem z resztek opanowania siebie.
Jak ślepy snuł się pod parkanem ulicznym, minął wóz strażacki, odwożący trupy, skręcił
machinalnie w pierwszą przecznicę i znalazł się nad rzeką.
I tu opadł: na kłody tratwiane u samego brzegu Wisły.
Na halizny mazowieckie spoglądał jak na morze. Wiatr hula górą bezgłośny i pędzi przed
sobą obłoki jak fale monotonne, zbite na horyzoncie w chmurę dalekiego lądu. Wsie tu i ów-
dzie widoczne, niby łodzie rybackie w czas morskiej ciszy, tkwią sennie w tej pustce. Zniegu
naokół ani śladu: bura zasłona błotnych roztopów pokryła ziemię. Patrzy na to słońce, dołem
oparami przymglone, górą roziskrzeń pełne, o tarczy jaskrawej, zmierzającej ku zenitowi,
rzekłbyś, naocznie dla długiego wejrzenia i długiego oddechu człowieczej melancholii.
 Oto żółwia ziemi skorupa naga!  pomyślał, zapadając w tę właśnie zadumę powolnego
oddechu.
 Jak wiek długi pracowała kosa śmierci takich po całej tej ziemi w krąg: co kosa ród pod-
cięła, siekiera bór zniosła, ile tężyzny nażęła kosa, tyle wątłego piękna wyschło w bezcieniu,
czym kosa życie, tym siekiera zubożała ziemię, a obie ducha. Spod borów wyjrzały mokradła,
spod lasów ruszyły piachy na wszystkich wiatrów szerokie gościńce: miasta, dwory i zaścian-
ki, wyłuskane z puszczy na nagą ziemię o zbyt dalekim horyzoncie, kurczyły się jakby i ma-
lały w odrębności swojej wśród tej powietrznej perspektywy bez końca, w kapryśnej swawoli
wszystkich wiatrów wschodu, zachodu, północy i południa.
 Ceres deserta!  pomyślało mu się dziwnie.
W pamięci stanęło z niezmierną nagle wyrazistością twarde oblicze Komierowskiego i
oczy jego zamglone nękiem, patrzące jakby odbiciem tego wejrzenia ziemi ogołoconej i jej
melancholii.
pallere ligustra,
Exspirare rosas, decrescere lilia vidi,
 ocknęły się w jego uwadze teraz dopiero te słowa, umieszczone na pierwszej karcie
książki trzymanej w ręku.
Odszukał podpis tego motta: Klaudian, O porwaniu Prozerpiny...  Oto i dziecko Ceres 
myślał  wiosna, młodość w podziemia porwana.
 Pesymizmy! optymizmy!  zabrzęczały mu nagle w uszach jak mucha te słowa na bru-
kach zrodzone, hałaśliwe i turkotać, jak cała tu wielkomiejska krzętność i zabiegliwość każ-
dego o siebie.
A jednak...
Dziwnie zgodną wiarę w inne siły i cuda wypracowują tu czasy same zarówno w cicho-
ściach skupień, jak i żywiołowym nurtowaniu wśród tłumów: wiarę w siły i cuda duszy
wspólnej, odnowie podległej, przez ofiarę, odżycie, odmłodzenie; prastarą wiarę misteriów
onych, przy których odmładzała się przez wieki najdzielniejsza dusza wspólna, jaka kiedy-
kolwiek była: tam w Grecji  w Eleusis!
Nie sprawujeż się tu naprawdę misterium podziemi:
odżyłe  eleuzyjskie?
Oto zagubione dziecko Ceres  P e r s e f o n a, młodością najwrażliwsza, przez moce pod-
ziemia porwana, wstępuje w głąb.
Homerową wiosnę kwietną zamieniła tak oto głębsza myśl Hezjoda w panią śmierci i
przodownicę cieniów, samą licem jak ten kwiat zmrożony, pełną smętu śmiertelnych rozma-
128
rzeń, które ją w duszy prawości aż do wrót Hadesu dowiodły  z onych tęsknot wymową całą w
omartwiałych dłoniach: z granatu jabłkiem i pękiem kłosów, za dwojakiej płodności symbole.
Tak też żyje w rzezbie greckiej.
Oto Ceres deserta, D e m e t e r szukająca, mater dolorosa starożytnych misteriów  ona
żałobnica tułacza,  która ze wszystkich ptaków wielkiej czeredy obrała za swe towarzysze i
przodownik!  żurawie  powiada ów Homerycki Hymn o Demeter, odnaleziony zaledwie
przed stu laty  w Moskwie.
Aaskawa pani plonów zamieniła się w bezdomnego upiora mściwości: w D e m e t e r E r
y n n i s z pochodniami w rękach i włosów płowych krzykiem na wichrze.
 Niejedno białe ziarno siewu  głosi Hymn  padało daremnie na ziemię bezpłodną. Wy-
schłe siemię spoczywało w grudzie. Daremnie lemiesz krajał skibę... , póki dziecko Demeter,
wiosna i młodość zarazem, w podziemiach żyje.
Zaś u ostatniego wyznawcy starych bogów, Klaudiana, tak oto zawodzi Demeter szukająca:
 Gdzieżeś ma pierwsza radości i szczęście me ostatnie?  przez ciebie wszak byłam ja
płodna! Pókiś ty dla mnie s o b ą j a ś n i a ł a, boginią ja byłam, pięknością Junonie równa:
dziś ja żałosna i licha  squalida et vilis... O, czci moja, o nadziejo, dumo matki cała:
O decus, o requies, o grata superbia matris!...
I oto do tych dwojga, macierzy i dziecka, które Hades ogarnął, przyłączony tajemniczy i
dwoisty bożyc walki o wiosenne odnowy życia: Dionizos. Ongi najpogodniej  szy, winnic
stróż, w obliczu ziemi pustynnej zwilczał sam.  I jak Demeter żurawie, Hera pawie, Wenus
gołębie, tak on obrał sobie za towarzyszy  wilki. Niegdyś zapału i szałów młodych winem
pojący, teraz i kobiety swe nawet krwią karmi. I tak się święcić każe po najokrutniej szych
obrządkach, jakie stworzyła wiara grecka.
I zstępuje ten Dioniz, zokrutniały bożyc walki o wiosenne odnowy życia, zstępuje na 
rozszarpanie...
Jak Persefona w Hades porwana i Demeter mściwością ogarnięta dobyły się ku słońcu; jak
pani śmierci i przodownica cieniów kwietną wiosną młodości od nowa się stała i stopy swojej
śladem kwiaty miłości siać jęła  o tym wiedziano w Eleusis. Pouczano też, jak Apollo ulito-
wał się wreszcie nad swym bratem młodszym i wysłał Herę, aby z roztarganych członków
Dioniza ratowała jeszcze nie obumarłe całkowicie, jeszcze bijące serce i przechowała je  w
Hadesie, zanim Demeter nowego ciała i nowego tętna pogody nie stworzy dla tego boskiego
serca rzeczy wszelkich, które zwano niegdyś  entuzjazmem! póki przez śmierć, odżycie i
odmłodzenie nie powstanie tryumfujący weselem bóg życia samego  J a c h o s!
O przebiegu rzeczy tych tajemnych, ich duchu oraz płomieniu zapalnym...
 ...pouczano w obrządkach świętych misteriów onych, o których żaden język mówić nie
śmie!  głosi Hymn.  Błogosławiony ten, który je widział, a dola jego po śmierci nie będzie
równą doli innych śmiertelnych...
Ogień tam płonął niepojęty: zagrzewały się przy nim te piersi nieliczne, o które pod Ma- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl