[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nania.
- Muszę się z nią widzieć.
- Nie powiem jej nic.
Chłopak odwrócił się i wyszedł.
134
S
R
ROZDZIAA JEDENASTY
Następnego ranka Jack odnalazł Georgię. W towarzystwie
Molly spacerowała wzdłuż brzegu morza. Nikt mu nie odpowiadał,
kiedy zapukał do drzwi. Przypuszczał, że jest gdzieś w pobliżu.
Wdrapał się więc po schodach aż na czubek dachu. Wyśledził
Georgię w oddali. Przedarł się przez wydmy i zszedł na plażę.
Ocean miał barwę szarozieloną, a jego wysokie fale po-
konywały się nawzajem w wyścigu do brzegu. Jack popatrzył na
wzburzoną wodę odbijającą się od skał. Przyszły mu na myśl
dawne czasy. Ile to razy przed dwudziestu laty stał na skraju zatoki
i spoglądał na rozjuszone fale bijące o brzeg? Ze skalistym urwi-
skiem nie wygrywały nigdy. Jack czuł się wtedy podobnie jak oce-
an. Miotała nim złość na przeciwności losu, ale był bezradny.
Georgia z daleka dostrzegła jego sylwetkę, a właściwie czyjąś
ledwie widoczną postać. Czuła jednak, że to Jack. Szła powoli
wzdłuż brzegu. Molly tuż przy niej, od czasu do czasu odbiegając w
stronę wydm w pogoni za krabem bądz kłębkiem toczonych przez
wiatr wodorostów.
Dopiero gdy znalezli się blisko siebie, Jack dostrzegł twarz
Georgii, nie ujawniającą żadnych odczuć ani myśli. Wiatr roz-
wiewał jej włosy i szarpał sięgającym do kolan swetrem.
- Cześć! - zawołał, gdy uznał, że może go usłyszeć.
135
S
R
- Cześć! - odkrzyknęła.
Molly jak szalona rzuciła się w stronę Jacka, witając go rado-
snym merdaniem ogona. Georgia była chyba mniej zadowolona ze
spotkania. Stanęła w bezpiecznej odległości.
- Musimy porozmawiać - oznajmił Jack.
Powód, dla którego uznał za konieczną rozmowę z Georgią,
był jednak zupełnie inny niż ten, który miał na myśli w domu Gr-
egory'ego Lavendera, gdy prosił ją o to samo.
- Sądzę, że wczoraj wieczorem powiedziałeś już wszystko -
zauważyła lodowatym głosem.
- Być może - przyznał Jack. - Ale ty nie miałaś okazji zrobić
tego samego.
Kiwnęła głową, ale nie podjęła rozmowy.
- Więc jak będzie? Georgia westchnęła ciężko.
- Co będzie?
Jack rozejrzał się wokoło, jakby chciał się upewnić, że nikt ich
nie słyszy.
- Mamy okazję do swobodnej rozmowy. Sam na sam. Nie ma
w pobliżu ani twego ojca, ani syna. Możesz powiedzieć mi
wszystko, co zechcesz.
- Szkoda mojego wysiłku - oznajmiła Georgia. - To niczego
nie zmieni.
Jack skinął głową.
- Masz rację - przyznał. - Nie zmieni.
Georgia spuściła wzrok, ale Jack zdołał przedtem dostrzec
udrękę malującą się w jej oczach.
- Wszystko się zmieniło - oświadczył. - Bardziej niż możesz to
sobie wyobrazić.
- Och, tak. - Podniosła głowę i spojrzała na Jacka. - Sama wi-
dzę, jak bardzo. Przede wszystkim zmieniłeś się ty.
- Naprawdę?
136
S
R
- Tak.
- Dlaczego tak sądzisz?
Mimo przekonania o bezcelowości tej rozmowy, Georgia po-
stanowiła mu to wyjaśnić. Chciała, żeby Jack dowiedział się, co
ona o nim myśli.
- W żaden sposób nie przypominasz siebie sprzed dwudziestu
lat - oznajmiła. - Ciągle zbuntowany, miałeś problemy, ale byłeś
dobrym chłopcem. Nigdy nie nienawidziłeś żadnych ludzi, nie
rzucałeś się im do gardła i nie pałałeś żądzą zemsty. No i jeszcze
jedno. Jack, nigdy nie kłamałeś.
- Nadal mówię ci prawdę.
- Od chwili przyjazdu do Carlisle bez przerwy mnie oszuku-
jesz.
- Nie mówiłem ci wszystkiego.
- Było to nieuczciwe postępowanie.
Jack zamilkł. Nie wiedział, jak się bronić i co robić, żeby na-
prawić ich wzajemne stosunki.
- Jesteś dla mnie zupełnie obcym człowiekiem - ciągnęła
Georgia. %7łeby przekrzyczeć szum fal, musiała natężyć głos.
- A sama świadomość, że kochałam się z tobą, to koszm...
- Zamilkła. Popatrzyła na wzburzony ocean. - Jack, ja cię pra-
gnęłam. Od zawsze. Przez całe moje życie. Nawet nie wyobrażasz
sobie, jak bardzo. Ale pragnęłam cię takiego, jakim byłeś kiedyś,
a nie teraz.
- A właściwie jaki teraz jestem? - zapytał.
- Przestałeś być ludzki - powiedziała Georgia. - %7ływisz się
padliną, jak niektóre zwierzęta. Wykorzystujesz słabość innych.
Jesteś jak... jak szakal - wyrzuciła z siebie jednym tchem. - Ciągle
żerujesz na cudzym nieszczęściu. Odbierasz słabym i starym lu-
dziom dorobek ich życia. Wykupujesz upadające firmy, ciągnąc z
tego niebagatelne korzyści.
137
S
R
- Przedtem uważałaś to za działalność filantropijną przy
pomniał jej Jack.
- Tak. Zanim się przekonałam, jakim stałeś się człowiekiem.
- Nadal stoi przed tobą Jack.
- Jack, którego kochałam, będąc młodą dziewczyną, nigdy nie
postępowałby tak jak ty. I nie żerowałby na ludzkiej niedoli. Tam-
ten Jack pragnął tylko lepszego życia, niczego więcej. I to nie
kosztem innych.
- Geo, ja się zmieniłem. Westchnęła ciężko.
- Wiem. I na tym polega cały problem.
- Nie, mam na myśli ostatnią noc. Dopiero wtedy stałem się
innym człowiekiem.
Georgia podniosła wzrok i z niedowierzaniem popatrzyła na
Jacka.
- Niemożliwe - uznała.
- Ostatniej nocy miałem gościa - oświadczył.
- Czyżby nawiedził cię Duch Zwięty? - zakpiła. Natychmiast
jednak spochmurniała, bo przyszło jej do głowy przykre podejrze-
nie. - Był u ciebie Evan - powiedziała bezbarwnym głosem.
- Tak.
- I... i co się stało?
- Uświadomił mi parę rzeczy, o których powinienem pa-
miętać.
- Jakich?
- Jest coś, o czym nie wiesz.
- Przed laty nie miałeś przede mną tajemnic. Zawsze mówiłeś
mi o wszystkim.
- Nie. Dopiero teraz powiedziałem Evanowi. On jest w stanie
to zrozumieć.
138
S
R
- A ja nie?
Jack odwrócił głowę i w milczeniu zatopił wzrok we wzbu-
rzonym oceanie.
- Powinienem skontaktować się z rodzeństwem -oświadczył
po dłuższej chwili.
- To chyba dobry pomysł.
Westchnął głęboko i znów przeniósł wzrok na Georgię.
- Najpierw jednak muszę z tobą wyjaśnić i uregulować
wszystkie sprawy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]