[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ujawnił kolejny ze swoich talentów?
Nie ruszyła się, nie chcąc tra cić drobnego przywileju patrzenia
na niego z góry.
- Co nie zmienia faktu - rzucił, ściągając płaszcz i ciskając go na
poręcz - że zamek jest do niczego. Mogłabyś pomyśleć o lepszym
zabezpieczeniu. Dziwę się, że nikt się tu jeszcze nie włamał.
- Owszem, kiedyś. Dlatego założyłam alarm.
- Rzeczywiście, znakomicie zadziałał!
- Zapomniałam go włączyć.
- Cudownie! Twoje towarzystwo ubezpieczeniowe byłoby
zachwycone. Ale starczy już, Leslie. Zejdz. Nie mogę tak stać i
przemawiać do ciemności. Chciałbym widzieć twoją twarz.
Zacisnęła palce na drewnianej poręczy.
- Czemu tak ci to przeszkadza? Bo nie możesz śledzić moich
reakcji i odpowiednio programować swoich słów? Nie możesz
analizować stanu mojego umysłu i układać swoich strategii? Bo nie...
- Leslie! Schodz natychmiast! - wybuchnął, a potem zaklął cicho
i zniżył głos. - Proszę cię, oboje mieliśmy taki męczący dzień. Jestem
wykończony i równie wściekły na wszystko, jak ty.
186
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Nie wierzę - upierała się, powodowana narastającym
rozdrażnieniem. -Wyobrażam sobie, jak się musiałeś cieszyć, że
szarada tak długo pozostała nie rozwiązana. Naprawdę zabawne.
Bez słowa popatrzył w jej stronę, rozluznił węzeł krawata,
odwrócił się na pięcie i ruszył do salonu. Nasłuchując wyobrażała
sobie, jak podchodzi do barku, wyjmuje kieliszek, otwiera podręczną
lodówkę i wyciąga tę samą butelkę wina, którą wcześniej otworzyła.
Dopiero kiedy z dołu dobiegł odgłos zamykanych drzwiczek, powoli
zaczęła schodzić.
Czekał na nią u podnóża schodów z dwiema szklaneczkami w
ręku. Minęła go z dumnie podniesioną głową i bez słowa przeszła do
salonu. Był duży i nie miał tak intymnej atmosfery, jak jadalnia, toteż
najmniej go lubiła. Tym razem jednak duchowo jej odpowiadał.
Potrzebowała przestrzeni. Potrzebowała również wysokiego muru,
którym mogłaby się odgrodzić. Nagle poczuła się bardziej słaba
i bezbronna, niż kiedykolwiek. Musiała zmoblizować całą odwagę, by
ze spokojem zasiąść w fotelu i arogancko odwrócić głowę.
Czekała w ciszy, z postanowieniem, że nie zrobi pierwszego
kroku, by nie poczuł się zbyt swobodnie. Sama czuła się straszliwie
nieswojo.
Drążył ją wszechobecny, niemal fizyczny ból.
Oliver przełknął kilka łyków wina, jeszcze rozluznił krawat i
rozpiął górny guzik koszuli.
- Miałem ci wszytko powiedzieć w Berkshires - oznajmił
spokojnie.
187
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Miałeś.
Nie było to pytanie, a raczej stwierdzenie, za którego cyniczny
ton została natychmiast skarcona przeszywającym spojrzeniem jego
oczu.
- Miałem powiedzieć ci to, kiedy już znajdziemy się sami wśród
gór, żebyś w tym odciętym od świata miejscu nie mogła wybiec z
domu i odjechać z piskiem opon. Miałaś naprawdę głupi pomysł,
Leslie!
- Doprawdy dziwne. - Zagryzła wargi ze złości. -A myślałam, że
całkiem niezły. Nie byłam tam potrzebna. Diane trafiła przecież w
ręce specjalisty.
- A nie pomyślałaś o nas?
- Nasz los był również w rękach specjalisty.
- Był? - zapytał zgryzliwie. -I myślisz, że wszystko się
skończyło?
Pociągnęła łyk wina, nawet nie smakując, a potem następny,
jakby pragnęła przywrócić ciepło swojemu lodowatemu wnętrzu.
Podkuliła nogi pod siebie i otuliła się ramionami.
- Tak myślę - wyszeptała. - Zniszczyłeś wszystko.
- Tak ci się tylko wydaje - zaprzeczył z mocą. Mięśnie szczęk
napięły mu się, a ramiona wyprostowały.  Nie jestem Joe
Durandem, Leslie. Nie zrobiłem nic złego. I nie chciałem cię zranić.
To byłaby ostatnia rzecz, jaką chciałbym zrobić.
- Kłamałeś.
-Nigdy nie kłamię.
188
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Powiedziałeś, że jesteś modelem. Nie psychiatrą. Modelem.
- Bo jestem nim. Widziałaś reklamy ze mną. Pozuję, bo sprawia
mi to radość. I nigdy nie powiedziałem, że nie jestem psychiatrą. Ja po
prostu - zniżył głos - nie powiedziałem, że nim jestem.
- Nie jest to kłamstwo?
- Formalnie - nie.
- Dzielisz włos na czworo, Oliverze. Chcesz, żebym się dalej
łudziła, że...och, do licha.  Oczy jej się zaszkliły i szybko
pociągnęła następny łyk wina.
- Mów dalej.
Mówić? %7łeby z satysfakcją mógł zobaczyć, jak cierpi? - Nie.
- Rozczarowujesz mnie. Jesteś kobietą o zdecydowanych
poglądach. Czy chcesz powiedzieć, że nagle zachowasz je na swój
użytek? Gdzie ta kobieta, która bez ogródek wypytywała mnie,
dlaczego wolę spędzić tydzień na Karaibach w jej willi, a nie w
pobliskim hotelu?
- Może ta kobieta boi się twoich odpowiedzi. Może wie, że już
nie może im ufać.
Widząc grymas bólu na jego twarzy doznała nikłej satyfakcji, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl