[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kilka granatów i ruszył w stronę pierwszego ze zbliżających się czołgów. Był
tylko kilka metrów od niego, gdy potknął się i upadł. Granaty wpadły
bezużytecznie do rowu. Przez moment major się zawahał. Leżał na drodze tam,
gdzie upadł, a czołg był już nad nim. Szukając punktu zaczepienia sięgnął do
jednej z rur wydechowych, skąd buchały płomienie. Jego ręka spłonęła na węgiel,
zanim mózg zdążył zareagować. Kawałek jego peleryny dostał się między jedną z
gąsienic i jego ciało zostało wciągnięte i zgniecione przez koła. W czołgu
usłyszano krzyk. Porucznik wyjrzał przez otwór i roześmiał się widząc wystające
ramię w parodii salutu. Ciało majora zostało błyskawicznie pocięte na
wstążeczki. To, co pozostało, zostało totalnie zmiażdżone przez kolejne czołgi i
wkrótce widoczny był tylko pas krwi i krążąca nad nim chmara much.
Trzy miesiące pózniej, w Niemczech, wdowa po majorze dowiedziała się o jego
śmierci: padł w walce prowadząc swoich żołnierzy do ataku na mocno
ufortyfikowane pozycje Rosjan. Nikt nigdy nie ginął podczas odwrotu. Pojęcie
odwrót" nie istniało w Niemieckiej Armii.
W Kicie, po drugiej stronie granicy, w ratuszu toczyła się rozprawa sądu
polowego. Nikt jeszcze nie pomyślał o tym, by poinformować ich o sytuacji, a
tymczasem był to dla nich wymarzony czas: mieli tylu dezerterów, ile tylko każdy
sąd polowy mógł sobie życzyć i skazywali wszystkich na śmierć jak leci, bez
zmrużenia oka. W tym samym momencie gdy linia T34
przejeżdżała przez wschodnią bramę Kity, sąd polowy skazywał młodego człowieka,
który porzucił swoją broń na wieść o zbliżającym się wrogu. Przewodniczący
rozprawie pułkownik był w swoim żywiole. Znał prawo do ostatniej litery;
ostatniej kropki i przecinka. Zagubił się w morzu krasomówstwa, rozwlekłe
prawnicze zdania płynęły i płynęły z jego ust. Nieodwołalnym werdyktem była
śmierć. Największym marzeniem i nadzieją pułkownika było to, że po podpisaniu
dwusetnego wyroku śmierci zostanie awansowany na generała i odwołany do Berlina,
by tam zasiadać w Radzie Sądowniczej Rzeszy. W tym momencie był to zaledwie
wyrok numer sto trzydzieści siedem, ale jeszcze kilka takich dni jak dziś i
wkrótce uda mu się wypełnić zamierzoną normę. Przy odrobinie szczęścia może uda
mu się podpisać swój dwusetny wyrok, nigdy nawet nie widząc egzekucji. Pułkownik
brzydził się przemocą. Z jego punktu widzenia te sto trzydzieści siedem osób to
nie tyle ludzie, co materiał dla maszyny sądowniczej, który on miał przygotować,
a potem zużyć. Jeśli zdarzyło mu się kiedykolwiek myśleć o tych ludziach, to
jedynie w kategoriach ofiary koniecznej dla ostatecznego zwycięstwa.
Wyprostował się i spojrzał na swą ostatnią ofiarę, młodego szeregowca, który
miał zostać skazany jako przykład dla innych. %7łandarm wojskowy położył
chłopakowi rękę na ramieniu.
- Chodz, chłopcze. Czas już na nas. Dla ciebie jest już po wszystkim. .
Chłopak słuchał podsumowania pułkownika nie okazując emocji. Nie wykonał żadnego
ruchu, gdy odczytano wyrok śmierci. Jednak te proste słowa: dla ciebie jest już
po wszystkim", ukłuły go nagle w serce. Odwrócił się do sądu, rozłożył szeroko
ramiona, krzycząc i protestując. %7łandarm zrzucił maskę ojcowskiej troski i
uderzył chłopca w ucho. Za moment wypychał go siłą z sali rozpraw napierając
kolanem na jego plecy.
Gdy otworzono główne drzwi, dał się słyszeć odgłos wybuchów. Sekundę wcześniej
panowała cisza; teraz powietrze wypełniał hałas, dudnienie ciężkiej artylerii,
świst pocisków, eksplozje i stukot karabinów maszynowych. Sala sądowa zadrżała
przez moment, po czym z sufitu delikatnie opadła chmura tynku i pyłu.
- Co się tu dzieje, u diabła? - krzyknął pułkownik, otrzepując rękaw swego
nieskazitelnego, perłowoszarego munduru.
Jeden z sędziów, kapitan Laub z Siódmego Pułku Zmotoryzowanego, opuścił swoje
krzesło i podszedł do okna. Wyjrzał swobodnie i natychmiast się odwrócił,
kompletnie blady.
- Rosjanie!
- Niech to piekło pochłonie! Rosjanie są daleko! Wez się w garść, człowieku!
Próbujesz szerzyć plotki?
- Nie, panie pułkowniku - kapitan stał wyprostowany. - Może zechce pan sam
spojrzeć?
Zanim pułkownik mógł dotrzeć do okna, do kapitana Lauba podszedł oskarżyciel,
major
Blank, potwierdzając wiadomość.
- Obawiam się, że on ma rację, panie pułkowniku. To są Rosjanie.
- Jak, u diabła, dostali się tak daleko?
- Bóg jeden wie, ale im się udało.
%7łandarm automatycznie puścił więznia. Stali blisko siebie, jakby dla osłony,
pokryci białym pyłem, który wciąż spadał z sufitu. Nagle skazany żołnierz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]