[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podniosła wzrok znad papierów, oczekując paru słów
pochwały. Ale on, nie patrząc w jej kierunku, ruszył
pospiesznie w stronę wyjścia.
- Mogę się trochę spóznić na popołudniowy dyżur -
oznajmił rzeczowym tonem. - Proszę zadzwonić do pani Crisp
i poprosić ją, żeby tu przyszła i odbierała telefony.
Kiwnął jej głową na pożegnanie i zniknął za drzwiami,
zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Domyśliła się, że chce
jak najprędzej odbyć wizyty domowe. Nalała więc sobie
filiżankę kawy i zadzwoniła do pani Crisp.
Pani Crisp nie było w domu - wyjechała już do Bath i
miała wrócić dopiero pod koniec tygodnia. Leonora
podziękowała mężowi sekretarki za informacje i zaczęła się
zastanawiać nad sytuacją. Doktor Galbraith chciał
najwyrazniej, żeby ktoś odbierał telefony, a nie miał pojęcia o
przyspieszonym wyjezdzie sekretarki.
- Nie mogę stąd wyjść - powiedziała, zwracając się do
pustego fotela, po czym zatelefonowała do domu.
Niania, która podniosła słuchawkę, obiecała, że przekaże
wiadomość jej rodzicom. Potem zaproponowała, że przyśle jej
coś do jedzenia, ale Leonora stanowczo odmówiła.
- Jak panienka sobie życzy - rzekła z irytacją staruszka. -
Ale mogę się założyć, że osłabnie pani z głodu do wieczora.
Poczekalnia może być pełna pacjentów.
Jak zwykle miała rację. Gdy nadeszła pora lunchu,
Leonora poczuła się bardzo głodna. Zadzwoniła więc do pani
Pike, która w dziesięć minut pózniej przysłała jej przez swego
syna kilka kanapek. Zjadła je, wypiła herbatę i zaczęła czytać
jedną ze stojących na półce książek.
Odebrawszy kilka telefonów od pacjentów, którzy chcieli
się umówić na wizytę, zdała sobie nagle sprawę z tego, że nie
ma pojęcia, jak skontaktować się z doktorem, gdyby doszło do
jakiegoś wypadku. Po dłuższych poszukiwaniach znalazła na
jego biurku kartkę z informacją, że w razie pilnej potrzeby ma
dzwonić pod wypisany poniżej numer. W tym momencie
rozległ się kolejny dzwonek telefonu.
Natychmiast rozpoznała po głosie swą rozmówczynię.
Była to Shirley Bates, kobieta ciesząca się w miasteczku nie
najlepszą opinią. Mieszkała w jednym z domków położonych
w pobliżu głównej ulicy. Miała gromadkę małych dzieci oraz
nieodpowiedzialnego męża i była znana z lenistwa.
- Chodzi o mojego Cecila. Strasznie kaszle i ma jakąś
dziwną wysypkę. To chyba odra, albo coś podobnego. Inne
dzieci już ją przechodziły, ale on nie. Ma wysoką gorączkę,
nie chce jeść ani pić.
- Doktora nie ma - oznajmiła Leonora. - Ale poproszę go,
żeby odwiedził Cecila, gdy tylko będzie mógł. Czy może pani
położyć go do łóżka i dać mu dużo pić?
- On siedzi w kuchni i ogląda telewizję, ale każę mu się
położyć, kiedy tylko nakarmię dziecko. Do widzenia.
Leonora spisała podane przez Shirley objawy,
zastanawiając się, czy doktor uzna tę sprawę za pilną. Dzieci
pani Bates odznaczały się zadziwiająco dobrym zdrowiem,
choć jadły głównie chipsy ziemniaczane oraz rybę z frytkami.
Ale Cecil miał chyba dopiero pięć lat, a zaniedbana odra
mogła wywołać grozne następstwa. Gdy rozważała tę sprawę,
do poczekalni weszła starsza dama. Leonora znała ją; była to
pani Squires, siedemdziesięcioletnia wdowa, o której sąsiedzi
mówili, że jest trudna". Jako osoba dość zamożna, mieszkała
samotnie we własnym domku przy głównej ulicy i z braku
zajęcia uskarżała się na najróżniejsze choroby. Była też znaną
plotkarką, więc Leonora powitała ją dość chłodno.
- Dzień dobry, pani Squires. Doktora nie ma.
Popołudniowy dyżur zaczyna się o piątej.
- Tak, tak, wiem. - Pani Squires rozsiadła się na jednym
ze stojących w poczekalni krzeseł. - Ale ja się fatalnie czuję.
Trzeba go wezwać, żeby mnie zbadał. To jego obowiązek.
- Doktor odbywa właśnie wizyty domowe - wyjaśniła
Leonora. - Na pani miejscu odpoczęłabym w domu i wróciła
tu o piątej.
- Poskarżę mu się na sposób, w jaki pani mnie traktuje -
zagroziła pani Squires, rzucając jej niechętne spojrzenie. - To
jest niezgodne z Kartą Praw Pacjenta.
- Przecież nie potraktowałam pani nieuprzejmie. Postaram
się, żeby została pani przyjęta jako pierwsza.
- No dobrze - mruknęła kobieta, ale nie ruszyła się z
miejsca. - Widzę, że nie nosi pani pierścionka. Słyszałam
nawet... ale mniejsza o to. Więc zaręczyny zostały zerwane?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]