[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bylibyśmy tak podnieceni, że żadne z nas nie mogłoby tego dłużej znieść. Bardzo często o
tym myślę. - Objął Lissę i pocałował ją. Ich mokre ciała prawie przykleiły się do siebie.
Ten żar, który on we mnie wzbudza, nie wysuszy mi ubrania, pomyślała i nagle kichnęła.
- Na zdrowie - powiedział uprzejmie Brett.
- Chodz. Oboje musimy wejść do suszarki.
- Dlaczego nie? - Objął ją ociekającym od wody ramieniem. - Jeśli o mnie chodzi, to już mnie
odwirowałaś.
- Wirowanie odbywa się w pralce, nie w suszarce.
- Jak człowiek ma zawroty głowy, to może o tym nie pamiętać.
Lissa bardzo wątpiła, czy Brett w ogóle kiedykolwiek miewa zawroty głowy. Jest silny,
wytrwały i posiada niesłychanie przenikliwy umysł.
- Skąd się wziąłeś nad zatoką? - zapytała Lissa, otwierając drzwi swego domu. Zanim
zdążyli wejść do środka, wpadła na nich Agatha, machnęła swojej pani ogonkiem i zaraz
zaczęła się łasić do Bretta. - On cię jutro nie nakarmi - przypomniała jej Lissa.
Weszła do kuchni, żeby wstawić wodę na herbatę. Koniecznie musiała się napić czegoś gorą-
cego.
- Patrolowałem okolicę - powiedział Brett, drapiąc Agathę za uchem. - Tak samo jak ty.
- Nie wydaje ci się dziwne, że oboje znalezliśmy się o tej samej porze w tym samym miejscu?
- Wcale nie takie dziwne. Zauważyłem twój samochód i pojechałem za tobą.
- Dlaczego?
- Bo nie chciałem, żeby ci się przydarzyło coś złego. Powiedz raczej, że chciałeś sprawdzić,
czy przypadkiem nie wpadłam na jakiś trop, pomyślała.
-Wzruszające - mruknęła, sięgając do kredensu po filiżanki.
Brett nagle znalazł się za jej plecami i bez uprzedzenia rozpiął jej spódnicę. Potem
przesunął dłonią po biodrze Lissy.
- Co ty wyprawiasz? - O mało nie upuściła filiżanek.
- Dotykam cię. - Zrobił niewinną minę.
- Nic nie rozumiesz. - Odwróciła się do niego. Wtedy właśnie poczuła, że to właśnie ona nic
nie rozumie. Nie była w stanie myśleć o niczym, nawet o przeprowadzonym przez siebie
śledztwie, gdy tylko pojawiał się Brett.
- Och, bardzo dobrze rozumiem - upierał się. Jednym ruchem pozbawił Lissę spódniczki,
która zwinęła się u stóp dziewczyny.
Brett ma rację, trzeba zdjąć to mokre ubranie, pomyślała.
-Tak się to robi. - Brett rozpiął jej bluzkę i dotknął palcem brzegu koronkowego stanika.
Piersi Lissy tylko na to czekały. Pragnęły, żeby ich dotykał, żeby je pieścił.
-I tak. - Nachylił się i musnął wargami jedwabistą skórę na szyi dziewczyny. - Dobre. Lubię
smak soli - szepnął.
Miała ochotę się roześmiać. Nie mogła. Jedyne co w tej chwili mogła zrobić, to czekać na
następną pieszczotę, na jeszcze jedno zmysłowe dotknięcie, które sprawi, że jej ciało
zapłonie jak pochodnia.
- Szczególnie lubię dotykać cię w tym miejscu.
- Zsunął obie dłonie na biodra Lissy. Nie wiedziała, jak to zrobił, ale, nim się spostrzegła,
już stała przed nim zupełnie naga. Zadrżała, poczuwszy na skórze gorący dotyk jego palców.
Ten człowiek potrafił zawładnąć nią całkowicie.
- Robiłaś notatki? - zapytał z szelmowskim uśmiechem.
- Co takiego?
- Sprawdzimy, czego się nauczyłaś. - Położył jej dłoń na swoim torsie. - Pokaż mi.
- Otóż - Lissa podjęła grę - dotykać należy tutaj.
- Rozpięła Brettowi koszulę, zdjęła ją i okryła jego tors mnóstwem pocałunków. -I tutaj -
powiedziała i opuściła ręce. Chciała zsunąć mu spodnie, jednak rozmyśliła się i ułatwiła
sobie zadanie. Rytmicznymi, powolnymi ruchami jednocześnie zdejmowała z niego i spod-
nie, i slipy. Miarowy rytm miał go podniecić, sprawić, aby pragnął jej tak, jak ona jego.
Reakcja Bretta świadczyła o tym, że jej się udało. Chwycił Lissę w objęcia. Chciało jej się
krzyczeć. Uwielbiała to. Szalała za jego muskularnym, twardym ciałem. Najcudowniej
jednak było czuć jego wargi na swoich. Nigdy w życiu nie smakowała niczego tak słodkiego,
tak podniecającego...
Woda się zagotowała i czajnik gwizdał jak oszalały.
- Trzeba to wyłączyć - mruknął Brett, ledwie odrywając wargi od ust dziewczyny. Lissa
wyciągnęła rękę i na ślepo zgasiła palnik. Udało jej się nie oderwać od Bretta.
- Dokąd pójdziemy? - zapytał, unosząc ją w ramionach.
-Dokądkolwiek zaprowadzą mnie twoje pocałunki - szepnęła i... kichnęła.
- Czy znów mam ci życzyć zdrowia? - zapytał po drodze do sypialni. - Poprzednie życzenie
chyba się nie spełniło.
Lissa już poczuła się lepiej. Przynajmniej tego wieczoru czuła się bardzo, bardzo dobrze.
ROZDZIAA DWUNASTY
ROZDZIAA DWUNASTY
ROZDZIAA DWUNASTY
ROZDZIAA DWUNASTY
- Czyżbyś zamierzała dziś iść do pracy? - zapytał Brett. Siedział na brzegu łóżka i z troską
przyglądał się kaszlącej i zakatarzonej Lissie.
- Czuję się dobrze. - Miała nadzieję, że zabrzmi to wiarygodnie. - Brom wciąż choruje, więc
ja muszę korzystać z okazji, dopóki mogę. - Zsunęła się na brzeg łóżka i postawiła stopy na
podłodze.
- Naprawdę nie powinnaś wstawać.
- Daj mi spokój - poprosiła. Bo mogę ci ulec, dodała w myślach, a jeszcze nigdy w życiu nie
spózniłam się do pracy.
- Nie o to mi chodzi. Naprawdę powinnaś bardziej dbać o siebie - tłumaczył Brett, idąc za
nią do kuchni.
- Nie musiałabym o siebie dbać, gdyby ktoś nie wrzucił mnie wczoraj do wody - odgryzła się.
Otworzyła lodówkę, chcąc znalezć pudełko z jajkami. Dlaczego wszystko zawsze się przede
mną chowa? pomyślała. - Jak sądzisz, czy ten człowiek, który wczoraj do nas strzelał, to był
nasz włamywacz?- zapytała grzebiąc w lodówce.
- Poczekaj. Ja to zrobię - powiedział Brett i odsunął Lissę na bok. - Nie sądzę. Nasz
włamywacz nie jest agresywny. Zapobiegłaś jakiejś innej kradzieży - uśmiechnął się do
niej. - Jajka?
- Tak. - Usiadła na krześle, zbyt obolała, żeby protestować przeciwko czemukolwiek.
Przygładziła dłonią włosy. Powinna się uczesać, ale nie chciało się jej szukać grzebienia.
-Jeszcze raz muszę ci przypomnieć, że nie chciałem cię wrzucić do wody, a tylko odsunąć z
linii strzału. Może nie zauważyłaś, ale on nie strzelał ślepymi nabojami. Zrobić jajecznicę?
-Tak, proszę - skinęła głową. - Jestem policjantką i chyba potrafię odróżnić ślepe naboje od
ostrych -udawała oburzenie. Bardzo trudno zdobyć się na nie, kiedy człowiekowi dzwoni w
uszach, pomyślała.
- Nie wiem - powiedział Brett, przyglądając się jej uważnie. - Jeśli chodzi o ciebie, niczego
nie jestem pewien.
Wobec tego jesteśmy kwita, pomyślała Lissa. Dotknęła palcem margerytki wyszytej na
obrusie. Nie czas teraz namazgajstwo, powiedziała sobie. Wstawaj i ubieraj się. Nie ruszyła
się jednak z miejsca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]