[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dokładnie i nakłoniła córkę do ruszenia się z miejsca uwagą, że poncho jest nieco
szorstkie i gryzie, i obietnicą zrobienia jej identycznego z miękkiej wełny. Zaraz o
dwa sklepy dalej kupiła odpowiednią wełnę, co wypadło pięć razy taniej. Pawełka
absolutnie zafascynowały jakieś dziwne bębny, piszczałki i inne instrumenty
muzyczne, przeznaczone najwyrazniej do robienia przerazliwego hałasu, po czym
obydwoje ugrzęzli na mur przed wystawą, na której znajdowały się rzeczy już
zupełnie niezwykłe. Muszle, skorupiaki i jakieś dziwne, rozczłonkowane kamienie,
wyglądające, jakby były zrobione z mnóstwa płatków. Państwo Chabrowiczowie,
dostrzegłszy nagle brak dzieci, wrócili po nie.
 To są róże pustynne  powiedział pan Sęczykowski.  Mam taką jedną, sam
ją znalazłem na pustyni.
 Naprawdę można coś takiego samemu znalezć?  zainteresowała się
zachłannie Janeczka.
 Oczywiście, że można, ale trzeba w tym celu jechać na prawdziwą pustynię. To
jest piasek. Wiatr go ubija w taki kształt. Podobno róża pustynna włożona do wody
rozpuszcza się i zamienia w warstwę piasku. Nie wiem, co się z nią potem dzieje,
więc wolałem nie robić eksperymentów.
Janeczka i Pawełek wymienili błyskawicznie spojrzenia. Już wiedzieli, że tej
pustyni nie przepuszczą. W chwilę potem pani Krystyna prawie straciła przytomność
w sklepie, który był czymś w rodzaju algierskiej Cepelii. Całą ladę zajmowała
srebrna, kabylska biżuteria.
 Nie domagam się zaraz naszyjnika  powiedziała do męża.  Ale ranne
pantofle złotem haftowane musisz mi kupić! Inaczej stąd nie wyjdę.
 Co to za szczęście, że ja nie mam jeszcze żadnych oszczędności!  westchnął
w popłochu pan Roman.  Poszłyby wszystkie do ostatniego grosza!
 Nic straconego, przyjedziemy tu jeszcze raz, jak już będziesz miał
oszczędności&
 Wracając do sprawy  powiedział pan Sęczykowski, kiedy już wszyscy razem
wyszli ze sklepu.  Ten Hakim jest chyba czymś w rodzaju dyrektora departamentu
w tutejszym MSW. Nie mogę się połapać w ich układach służbowych, ale mam
wrażenie, że podlega mu cała policja.
 Hakim to imię czy nazwisko?  spytała pani Krystyna.
 Imię, na nazwisko ma Khedar. Hakim Khedar. A równocześnie robi takie
wrażenie, jakby się zajmował drobnymi szczegółami, można powiedzieć, że jest za
pan brat z każdym policjantem na rogu ulicy&
 W tym nie widzę nic nadzwyczajnego  przerwał pan Roman.  Ostatniego
dnia Ramadanu dyrektor mojej firmy spędził cały dzień siedząc na progu i gawędząc
z cieciem.
Janeczka i Pawełek zaczęli się uważniej przysłuchiwać rozmowie dorosłych.
 No owszem, dziwne są trochę te ich wzajemne stosunki  przyznał pan
Sęczykowski.  W każdym razie facet jest wszechstronnie wykształcony, poliglota,
nieprzeciętnie bystry&
 Skąd go znasz?
 Poznałem go we Francji cztery lata temu. Da się lubić, jest bardzo uczynny,
pomógł już paru osobom przy załatwianiu kontraktów i jakoś przylgnął do nas.
Mieszka w Algierze, ale czasem tu przyjeżdża i wtedy się zawsze widujemy.
 Chętnie go poznam  powiedział pan Roman.  Chcę zobaczyć rzetelnie
wykształconego Araba. Mój szef, który studiował w Paryżu, do tej pory, nie może
zrozumieć, po co projektantowi jest potrzebna lokalizacja szczegółowa. Rogaliński
się upierał, więc szef, żeby się odczepić, namazał mu flamastrem byle jakie miejsce
na mapie terenu. Rogaliński się rozzłościł, zrobił projekt dokładnie w tym samym
miejscu i potem okazało się, że wszedł akurat w połowę istniejącego obiektu
przemysłowego.
 Zgadza się, mnie dali badania gruntu, dotyczące skalistego pagórka, a w terenie
okazało się, że tam płynie oued w szczerej glinie, skały i pagórka natomiast nie ma
ani śladu.
 Opowiadacie straszne rzeczy  stwierdziła pani Krystyna.  Czy oni wszyscy
popełniają takie dziwactwa?
 Wszyscy co do jednego  zapewnił pan Sęczykowski.  Dlatego właśnie
potrzebni im są kooperanci. Ale to jest kwestia mentalności, charakteru. Arabowie
lekceważą sobie wszystko, z wyjątkiem handlu. %7ładnej innej pracy nie traktują
poważnie. Dla nich w ogóle handel to jedyne zajęcie, które nie przynosi wstydu, to
nawet nie praca, to przyjemność. I mają do tego talent.
 Słusznie  przyznała pani Krystyna.  Przypomnijcie sobie baśnie z tysiąca i
jednej nocy. Tam właściwie nie ma prawie mowy o żadnej innej pracy, żadnym
innym zawodzie, jak tylko o kupiectwie. Dopiero teraz to dostrzegam. Kupić towary,
sprzedać i tak się wzbogacić, handel, handel i jeszcze raz handel.
 Można i tak, czemu nie  rzekł pan Roman.  Oni sobie będą handlować, a
do zawodów technicznych wynajmą specjalistów. Tym bardziej chciałbym poznać
Araba, który myśli europejskimi kategoriami.
 Toteż właśnie dzisiaj go poznasz.
Arabski gość państwa Sęczykowskich przyszedł punktualnie. Janeczka i Pawełek
przyjrzeli mu się z ciekawością i ocenili go pozytywnie. Był średniego wzrostu,
szczupły, czarny jak prawdziwy Arab i ubrany jak normalny człowiek na wizytę.
Mówił po francusku jak Francuz i po angielsku jak Anglik, a przy tym był wesoły,
sympatyczny i bezpośredni.
Bardzo szybko do rozmowy wdarł się temat kradzieży w Tiarecie. Pan Hakim
zainteresował się nim grzecznie, przyznał, że zwalczanie złodziejstwa napotyka na
okropne trudności, potwierdził opinię pana Romana o możliwości mściwego odwetu i
przypomniał o tutejszych obyczajach.
 Poczucie rodzinnej solidarności jest u nas zakorzenione tak głęboko, że nie
można się z nim nie liczyć  powiedział.
 No tak, ale oni was kompromitują  rzekła pani Krystyna.  Arabscy
złodzieje kompromitują Algierię tak samo, jak polscy złodzieje kompromitują Polskę.
 Wy macie łatwiejszą sytuacje. U was człowiek uczciwy nie będzie
przechowywał kradzionych rzeczy, prawda? Musi to być albo wspólnik złodzieja,
albo zawodowy paser. A u nas kradziony przedmiot ukryje brat, kuzyn, ciotka,
przyjaciel, ktokolwiek. I nie uważa tego za przestępstwo, bo obowiązek udzielenia
pomocy krewnemu jest ponad wszystkim. Dlatego dowody kradzieży wymykają się z
rąk policji. Nikt nie wie, dokąd mogły zawędrować już w godzinę po popełnieniu
przestępstwa.
 Moje dzieci wiedzą  mruknął pan Roman.
 Proszę?  zdziwił się Hakim.
Pan Roman zakłopotał się odrobinę.
 Zdaje się, że moje dzieci wiedzą bardzo dokładnie, kto i gdzie przechowuje
skradzione rzeczy, a także znają złodziei. Zabroniłem im to ujawnić, bo się o nie
zwyczajnie boję.
Pan Hakim ze zdumieniem przyjrzał się Janeczce i Pawełkowi, którzy patrzyli na
niego niewinnie szeroko otwartymi, niebieskimi oczami.
 Tak  potwierdziła Janeczka uprzejmie.  My to wiemy.
 Skąd& ?
 Mają pomocnika  wyjaśniła pani Krystyna.  Zpi pod kanapą.
Pan Hakim obejrzał się. Rozciągnięty na całą długość Chaber rzeczywiście
drzemał sobie spokojnie na dywaniku obok kanapy.
I pan Hakim, i państwo Sęczykowscy mieli w oczach tak wielki znak zapytania, że
państwo Chabrowiczowie poczuli się zmuszeni opowiedzieć o spółce ich dzieci z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl