[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Campbell. Jego poprzednim wÅ‚aScicielem byÅ‚ jej m¹¿, który zmarÅ‚.
ZostaÅ‚ uk¹szony przez wê¿a koralowego we wÅ‚asnym sklepie.
 Potworna Smieræ.
 Ale zgadnij tylko, ile Powell zapłacił za ten sklep.
Indy potrz¹sn¹Å‚ gÅ‚ow¹.
 Nie mam pojêcia.
 Jednego zawszonego funta!  Shannon wzi¹Å‚ gÅ‚êboki Å‚yk piwa,
po czym postawił kufel z powrotem na stole.
 Co o tym mySlisz?
 Nie wiem, ale to jeszcze nie wszystko.
 MiaÅ‚em przeczucie, ¿e jest jeszcze coS wiêcej  powiedziaÅ‚
Indy ponuro.  Mów.
 Powell zacz¹Å‚ wykazywaæ silne zainteresowanie twoj¹ przyja-
ciółk¹ Deirdre. Spotykali siê przez jakiS czas, po czym ona daÅ‚a mu
kosza. Wygl¹da na to, ¿e Joanna nie chciaÅ‚a, aby córka miaÅ‚a z nim
cokolwiek wspólnego.
 To jednak nie wyjaSnia, dlaczego przysÅ‚aÅ‚ mi bombonierkê
z paj¹kami, zanim jeszcze w ogóle dotarÅ‚em do Londynu.
Shannon pogÅ‚adziÅ‚ sw¹ kozi¹ bródkê.
 W tym caÅ‚a trudnoSæ. Musi tu byæ jakaS zale¿noSæ, która pozo-
staje jeszcze dla nas niejasna. Chyba ¿e zostaÅ‚o to zrobione po pro-
stu po to, ¿eby dokuczyæ Joannie.
Nie wydaÅ‚o siê to Indy emu zbyt sensownym rozwi¹zaniem.
 Mnie dokuczaÅ‚o to o niebo bardziej ni¿ jej. Je¿eli nie darzyÅ‚a
Powella sympati¹, dlaczego miaÅ‚aby mu oddaæ sklep zoologiczny.
 Mo¿e zmieniÅ‚y siê jej uczucia.
 Jak wygl¹da ten Powell?
Shannon siêgn¹Å‚ do kieszeni, wyci¹gn¹Å‚ zÅ‚o¿ony kawaÅ‚ek gazety i po-
daÅ‚ go Indy emu. Indy rozpostarÅ‚ papier. Fotografia przedstawiaÅ‚a mê¿-
czyznê okoÅ‚o trzydziestki, z faluj¹cymi wÅ‚osami i zwyciêskim uSmiechem.
Potrz¹sn¹Å‚ gÅ‚ow¹.
 To nie ten facet z biblioteki.
Shannon rozeSmiaÅ‚ siê, gdy Indy oddaÅ‚ mu z powrotem wycinek
z gazety.
 Wydaje ci siê, ¿e czÅ‚onek parlamentu puSciÅ‚by siê za tob¹ w po-
Scig wokół biblioteki British Museum? Nieprawdopodobne.
 Ja go goniÅ‚em  odci¹Å‚ siê Indy.
 GoniÅ‚eS kogoS, kogo on wynaj¹Å‚, ¿eby ciê Sledziæ.
Indy postawił na stole swoje piwo.
 W dalszym ci¹gu trudno w to uwierzyæ. Ledwie znaÅ‚em Deir-
dre i z pewnoSci¹, tak czy owak, ani trochê nie obchodzi mnie Wspól-
nota Narodów.
 Mo¿e powinna  powiedziaÅ‚ Shannon i znowu siê rozeSmiaÅ‚. 
Wiesz, zaÅ‚o¿ê siê, ¿e Powell ma bardzo dobre kontakty w armii, Å‚¹cz-
nie z dostêpem do broni chemicznej.
Indy podrapaÅ‚ siê w kark.
 Taak. Bez w¹tpienia.
 Jak maj¹ siê sprawy miêdzy tob¹ a Deirdre? Nie mogÅ‚em nie
zauwa¿yæ sposobu, w jaki padÅ‚a ci w ramiona.
 Nie wydaje mi siê, ¿eby to zrobiÅ‚a, ale mo¿na powiedzieæ, ¿e spra-
wy maj¹ siê coraz lepiej. Przynajmniej byÅ‚o tak, zanim zawaliÅ‚ siê strop.
Shannon szeroko siê uSmiechn¹Å‚.
 To ładna dziewczyna, jak stwierdzam. Przykro byłoby mi wi-
dzieæ, ¿e j¹ rozczarowujesz.
 Co przez to rozumiesz?
 Dzisiaj tu, jutro tam, sam wiesz. Zawsze cieszyÅ‚eS siê reputa-
cj¹ podrywacza.
 Tym razem jest zupeÅ‚nie inaczej. MySlê, ¿e j¹ kocham. Ona
jest naprawdê kimS zupeÅ‚nie wyj¹tkowym.
 Pewnie.
 Nie wiem, co to jest, Jack. Ale bez przerwy o niej mySlê. Nie
wyobra¿am sobie, ¿e mógÅ‚bym znalexæ kogoS innego, kto byÅ‚by dla
mnie lepszy.
 Mój Bo¿e, czy sÅ‚yszê ju¿ weselne dzwony?
Indy chciaÅ‚ powiedzieæ Shannonowi, ¿e wcale nie jest a¿ tak
zwariowany na jej punkcie, uci¹Å‚ jednak krótko.
 Muszê z ni¹ porozmawiaæ o Powellu  powiedziaÅ‚ mgliScie.
 Nie chce mi siê wierzyæ, ¿e jesteS gotowy zrezygnowaæ z zalo-
tów. To do ciebie niepodobne.
Indy nadział kartofel na widelec.
 Masz złe nastawienie, Jack. To twój problem.
 No có¿, mo¿e i tak.  Shannon rozejrzaÅ‚ siê po pubie.  Chyba
pójdê kimaæ dzisiaj wczeSniej. MiaÅ‚em dÅ‚ugi dzieñ.
 Ja zamierzam sprawdziæ, jak miewa siê Deirdre.
 Zabawne, ¿e wcale mnie to nie dziwi. Mniej oczy otwarte na
mamê Campbell. Trudno powiedzieæ, w co ona jest wpl¹tana.
 Sprawdzê to.
Obydwaj wstali.
 A propos, zanim siê dzisiaj poÅ‚o¿ysz, lepiej bardzo dokÅ‚adne
sprawdx swoje łó¿ko  powiedziaÅ‚ Shannon.
 Po co?
 Roztocze. To takie paj¹ki.
 Cholera!  sama mySl o tym przyprawiÅ‚a Indy ego o cierpniê-
cie skóry.
15. Po zmroku
Miłosna melancholia. Na tym polegało jej schorzenie.
Deirdre odsunêÅ‚a od skraju łó¿ka tacê z obiadem po zjedzeniu
zaledwie kilku kêsów. MêczyÅ‚a j¹ sÅ‚aboSæ i choroba. To nie le¿aÅ‚o
w jej naturze. Poza tym tak naprawdê wcale nie czuÅ‚a siê chora. Chwi-
lowy nawrót ju¿ min¹Å‚.
Kiedy przybiegÅ‚a Lily i oznajmiÅ‚a, ¿e z profesorem jest xle, Deir-
dre pomySlaÅ‚a o najgorszym. Gdy na wÅ‚asne oczy zobaczyÅ‚a, ¿e Indy
ma siê dobrze, jej reakcj¹ byÅ‚o po prostu uczucie ulgi. StaraÅ‚a siê to
wyjaSniæ Joannie, nie wspominaj¹c o tym, ¿e jest szaleñczo zako-
chana w Indym, ale nie przyniosÅ‚o to ¿adnego rezultatu. Joanna trwaÅ‚a
w przekonaniu, ¿e Deirdre jest chora.
OparÅ‚a gÅ‚owê o poduszkê, zamknêÅ‚a oczy i wyobraziÅ‚a sobie, ¿e
Indy le¿y obok niej. Sama mySl o nim przyprawiaÅ‚a j¹ o dreszcze.
OdnosiÅ‚a wra¿enie, ¿e tak czuj¹ siê wszyscy zakochani, wolaÅ‚a jed-
nak mySleæ o tym jako o osobistej, jedynej w swoim rodzaju przypa-
dÅ‚oSci. Z caÅ‚¹ pewnoSci¹ nie byÅ‚o to nic takiego, co kiedykolwiek
czuła w stosunku do Adriana czy kogokolwiek innego.
Nie miaÅ‚o jednak wielkiego sensu wyobra¿anie go sobie przy
niej w sytuacji, gdy byÅ‚ rzeczywiScie tak blisko. Gor¹czkowo wstaÅ‚a
z łó¿ka i po raz trzeci w ci¹gu ostatniej godziny delikatnie zastukaÅ‚a
w Scianê s¹siaduj¹c¹ z pokojem Indy ego. Znowu ¿adnej odpowie-
dzi. ¯aÅ‚owaÅ‚a, ¿e nie mo¿e po prostu wyjSæ i go poszukaæ, wiedziaÅ‚a
jednak, ¿e to niemo¿liwe. Joanna niepokoiÅ‚a siê, ¿e zakapturzeni
mê¿czyxni mog¹ wróciæ, i wynajêÅ‚a jakiegoS wieSniaka do pilnowa-
nia drzwi. Deirdre podsłuchała, jak matka nakazywała temu czło-
wiekowi, by nie pozwalaÅ‚ jej córce opuszczaæ samej pomieszczenia.
PrzemierzaÅ‚a pokój. Dlaczego ma siedzieæ tutaj zamkniêta? To
nie w porz¹dku.
PopatrzyÅ‚a na tacê; miaÅ‚a pewien pomysÅ‚. PodniosÅ‚a tacê i po-
deszÅ‚a z ni¹ do drzwi. OtworzyÅ‚a je i uSmiechnêÅ‚a siê do stra¿nika.
ByÅ‚ to krzepki mê¿czyzna okoÅ‚o dwudziestu piêciu lat, syn czy ku-
zyn mera. Nie pamiêtaÅ‚a dokÅ‚adnie, kim byÅ‚. PrzypominaÅ‚a sobie je-
dynie, ¿e na dorocznym spotkaniu klanów chÅ‚opak ten zawsze wy-
grywaÅ‚ konkursy w rzucaniu kÅ‚odami. WystawiÅ‚a przed siebie tacê. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl