[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kłamać! Powieó mi, czy on żyjeH
Siostra Weronika przysiadła na krześle, przytłoczona gwałtownością jej wybuchu.
Jeszcze tak szepnęła. Ale& to zapewne nie potrwa długo.
Ale przecież& dlaczego& twoja magia& zająknęła się Eunice.
Nie w luókiej mocy jest uleczyć tego typu rany. Uzdrowiłam jego ciało& ale
duch został trwale okaleczony. Jeśli nawet przeżyje, wątpię, żeby kiedykolwiek oóyskał
świadomość.
*
Wióę smukłą, małą dłoń. Jest rozświetlona od środka, delikatna i biała jak alabaster.
Nie mogę jej puścić, nie tym razem.
Który to już raz? Pięćóiesiąty, setny, tysięczny? Znów powtarza się to samo, jak na
filmie w zwolnionym tempie, spoglądam prosto w jej oczy, takie turkusowe, pełne magii
i bezbrzeżnego smutku.
Nie zatrzymuj mnie! Nie rób tego, inaczej wszyscy zginiemy!
Dom Wschoóącego Słońca 94
Nie mogę. Nie mogę jej stracić. Nie zniósłbym tego po raz kolejny. Zaciskam uchwyt
palców na białym ramieniu, aż boli mnie świadomość, że zostawiam sińce na jej aksamitnej
skórze. Nie wypuszczę jej z rąk.
Wiem, co się stanie za chwilę. Oglądałem to już tysiąc razy.
Odpycha mnie gwałtownie, całą swoją mocą. Moja dłoń otwiera się sama, chociaż
zaklinam się na wszystko, aby wytrzymać jeszcze te kilka minut. Zcierpniętym palcom
brakuje czucia.
Wióę jej oczy, takie turkusowe, oddalające się ode mnie w nieistnienie.
Podróżniku .
Czy to jej głos?
Podróżniku .
Sen zawsze kończy się w tym momencie. Nigdy nie ma dalszego ciągu. Wszystko
zaczyna się od nowa. Więc co się óieje? Kto do mnie mówi?
Obudz się, Podróżniku .
Wzbiera we mnie niepokój. Czuję jej obecność. Czuję ją tak wyraznie, jakby stała tuż
przy mnie. Ale nie wióę nikogo, jest tylko pustka.
Góie jesteś?
Obudz się. Obudz. Nie wolno ci spać. Nie wolno ci dryfować w przeszłości, jesteś
potrzebny na jawie!
Pokaż się& !
Pokaż się!
Krzysztof Podróżnik gwałtownie usiadł na łóżku. Spazmatycznie łapał oddech, serce
niemal wyskakiwało mu z piersi. Przyszła do niego, na wszelkie moce, naprawdę przemó-
wiła do niego we śnie. Dlaczego nie mogła zostać choćby odrobinę dłużej? Nie potrafił
wyrazić słowami, jak baróo pragnął wreszcie z nią porozmawiać. Dlaczego& Mag przy-
gryzł usta, a z jego oczu popłynęły łzy.
Długowieczność całkowicie zmienia perspektywę postrzegania. Ponad trzyóieści lat
nie wystarczyło, aby zablizniły się rany po stracie ukochanej, z którą czaroóiej óielił
los przez ostatnie kilka wieków. Mieli już za sobą równie długie rozstanie, kiedy Krzysz-
tof podjął się odpowieóialnej misji w innym wymiarze, a Kaja była potrzebna na zie-
mi. Wtedy jednak wieóieli, że znów się spotkają, czaroóiejka sprawóiła to, zaglądając
w przyszłość.
Ale teraz sprawy przedstawiały się inaczej. Cały kunszt Krzysztofa nie wystarczył, aby
odnalezć ją w zaświatach i przywrócić do życia, niezależnie od tego, czym właściwie były
zaświaty i góie się znajdowały. Istniały miejsca, do których nawet Podróżnik nie potrafił
znalezć drogi.
Czaroóiej uspokajał się powoli. Czuł kojący dotyk świeżej pościeli, słyszał leniwe
kapanie wody z kranu i wiatr za oknem. Pelargonie pachniały na swój mechaty, egzotyczny
sposób, niedokończony artykuł czekał na jego powrót w wysłużonym laptopie, a świeżo
wywołane zdjęcia poniewierały się po stole. Na telewizorze, tuż za doniczką z żywym
kryształem, pochrapywał mały gnom, w fałdach zamszowych zasłon skryły się domowe
duchy.
Krzysztof, zupełnie już rozbuóony, wstał z łóżka i sięgnął po stojący na stole kubek
z resztką zimnej herbaty. Wyssał płyn z fusów, czując, jak wraca mu zdolność myśle-
nia. Sen, który tak nim wstrząsnął, niewątpliwie był ostrzeżeniem. W Farewell óiało się
coś niedobrego, potrzebowano jego pomocy. Nadszedł czas, aby zagłębić się w astral-
nej strukturze miasta i dokładnie zbadać przyczynę, dla której Kaja uznała za stosowne
przesłać mu wiadomość aż z zaświatów. Albo z przeszłości, olśniło go nagle. Wieszczka
o takiej mocy mogła przecież zostawiać przesłania czekające tylko na odpowiednią chwi-
lę w przyszłości, przecież tak właśnie postąpiła, pisząc Księgę. Czy potrafiłaby to samo
zrobić ze snami? Czy zaklęcia mogą podróżować w czasie?
Postanowił, że tą zagadką zajmie się pózniej, teraz miał inne, znacznie ważniejsze za-
danie. Usiadł po turecku na podłoóe i zamknął oczy.
Mówi się, że historia przypomina gobelin, że nasza rzeczywistość to tkanina, w której
przeplatają się setki tysięcy wątków. Prawda jest jednak dużo baróiej skomplikowana.
Otóż wszystkie układy, które składają się z wielu wpływających na siebie elementów,
Dom Wschoóącego Słońca 95
przybierają postać sieci. Jeżeli potrącimy jedną nić, drgania przeniosą się w miejsce od-
dalone, zdawałoby się, daleko poza zasięg naszego óiałania. Jeśli jedna z nici zostanie
zerwana, sieć nadal bęóie óiaÅ‚ać inne elementy przejmÄ… rolÄ™ brakujÄ…cego Êîagmen-
tu. Taki brutalny czyn odb3e się jednak śladem w całym ukłaóie, który zacznie dążyć do
osiągnięcia równowagi; wszęóie nastąpią drobne zmiany.
Mózg óiała na zasaóie sieci, tak samo jak nasze ciała, jak każda komórka. Podobnymi
prawami rząóą się społeczeństwa i ekosystemy.
Zwiat astralny nie należy do wyjątków.
Trudno wyobrazić sobie, jakiego mistrzostwa i koncentracji potrzeba, aby móc do-
strzegać te wszystkie zależności, aby umiejętnie potrącać nici w pajęczynie magii. Praca
na takim poziomie nawet Podróżnikowi sprawiała niejakie problemy. Ale óięki swoim
zdolnościom wiekowy czaroóiej niemal natychmiast wykrył, co się stało.
W Farewell już od kilku goóin grasował intruz. Przeszedł przez nie jak tornado,
mordując, pustosząc i pobierając energię ze wszystkiego, co znajdowało się w jego zasięgu.
A pózniej, góieś w okolicy Starówki, po prostu wessał się w astralny wymiar miasta
i przesiąknął do samej podstawy, aż do Zwiata Opowieści.
Dlaczego spałem, pomyślał czaroóiej ze złością. Jeszcze niedawno mógłby bezpo-
średnio stawić czoło obcej mocy i wykurzyć ją na dobre. Teraz nikt nie potrafiłby tego
dokonać, w każdym razie nie na planie materialnym. Mag musiał wejść do serca sieci
i dopiero tam podjąć walkę.
Istniał tylko jeden sposób, aby tam się dostać.
Wierzba.
*
Czy możesz mi wreszcie powieóieć, po co wracamy? Nie ma go tutaj od dawna.
ZamykajÄ… o pierwszej.
Czerwony, rozklekotany dodge zatrzymał się przed cichym i zamkniętym na głu-
cho klubem studenckim. Reflektory przeciwmgielne omiatały pusty, zabłocony parking,
wycieraczki miarowo oczyszczały przednią szybę z topiących się, lepkich płatków śnie-
gu. Gabriel z ledwością dostrzegał ściany budynku pokryte pstrokatą mozaiką plakatów.
Neonowy napis z nazwą klubu drgał niepewnie, w wyrazie Syriusz w literze u brakowało
kilku żarówek.
Idz na zaplecze. Szukamy alternatywnej drogi kontaktu. Lloyd przygotował coś
dla nas na wypadek, gdyby zawiodły Sieć i telepatia. Głos Timmy ego, dobiegający
z samochodowego CB radia, niemal ginął w szumie trzasków i zakłóceń.
Mów mi takie rzeczy od razu. Gabriel pogrzebał w skrytce na dokumenty i po
chwili wyjął z niej krótkofalówkę. Przełączam się na przenośne.
Powinieneś mieć wszystko nastawione. Jak odbiór? Zazgrzytało w krótkofa-
lówce.
Zaskakujące, ale ten podrasowany zasięg óiała. Trochę trzeszczy, co prawda.
Gabriel odrobinę doregulował częstotliwość. Chyba wolę komórki.
Wiesz, że Lloyd im nie ufa. Twierói, że są na ciągłym podsłuchu rządowych
agentów. Jeśli go znajóiemy, skorzysta z radia, ale nie dotknie się telefonu komórkowego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]