[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nathan palił się do tego szkolenia tak samo jak ja.
- Cieszę się, że będziemy w tej samej grupie - powiedział kilka godzin temu.
Phin przyglądał mi się znad kieliszka z szampanem.
R
L
T
- Nikt aż do tego stopnia nie denerwuje się pobytem w Afryce. Facet po prostu sta-
ra się spędzać jak najwięcej czasu z tobą. - Zmarszczył czoło. - Mam nadzieję, że nie
ulegniesz zbyt łatwo? Niech się trochę bardziej wysili!
- Nie rozumiem, Phin. Przecież o to chodziło, prawda? %7łeby Jonathan znów się
mną zainteresował. Bo chyba nie chcesz, żebyśmy do końca życia udawali zakochanych?
- Jasne, że nie. Po prostu irytuje mnie jego ostrożność. - Wzruszył ramionami. -
Gdybym był na jego miejscu i zdał sobie sprawę z tego, jakim się okazałem idiotą, to nie
przychodziłbym rozmawiać z tobą o tabletkach na malarię, o tym, czy wziąć dodatkowy
ręcznik i ile par skarpetek zapakować. Próbowałbym cię uwieść!
Ponury ton nie był w stylu Phina. To ja zawsze narzekałam, ale w głębi duszy mu-
siałam przyznać mu rację.
- Rzecz w tym, że nie jesteś na jego miejscu. Owszem, Jonathan jest ostrożny, ale
to dobrze o nim świadczy. Pomijając wszystko inne, sądzi, że jestem w tobie zakochana,
a ty jesteś jego szefem. W tej sytuacji tylko szaleniec próbowałby mnie uwodzić. - Za-
milkłam. - Nie chciałabym być z kimś tak nieodpowiedzialnym. Wolę mężczyznę, który
najpierw patrzy, analizuje, a dopiero kiedy jest pewien sukcesu, przystępuje do działania.
Właśnie tak robi Jonathan.
W chwili, gdy to mówiłam, byłam o tym święcie przekonana. Wiem, co myślicie,
pamiętajcie jednak, że Phin jasno dawał mi do zrozumienia, że nie interesuje go trwały
związek. Lubił się ze mną drażnić, lubił mnie całować i zadziwiająco dobrze się doga-
dywaliśmy, ale od początku było wiadomo, że nasza znajomość do niczego więcej nie
doprowadzi. Nie jestem kretynką. Wiedziałam, jak łatwo byłoby się w nim zakochać. Ale
wiedziałam też, że byłoby to szczytem idiotyzmu.
Phin miał mnóstwo wad, ciągle mu je wytykałam, ale jego towarzystwo sprawiało
mi autentyczną przyjemność. I cieszyłam się z naszego udawanego romansu. Potrzebo-
wałam jednak poczucia bezpieczeństwa i miałam świadomość, że on mi go nie zapewni.
Zarabiałam teraz więcej, mogłam na poważnie myśleć o kupnie mieszkania. Lori wróciła
do dawnego narzeczonego, a Jonathan - wbrew temu, co Phin sądził - wyraznie okazywał
mi zainteresowanie. Wprawdzie ja już nie wodziłam za nim rozmarzonym wzrokiem, ale
R
L
T
wciąż był przystojny, miły, odpowiedzialny. Przy nim na pewno czułabym się bezpiecz-
nie.
To, czego kiedykolwiek w życiu pragnęłam, znajdowało się w zasięgu moich rąk. I
chociaż lubiłam Phina, nie zamierzałam pozwolić Jonathanowi odejść.
Zciskając termos z herbatą, siedziałam skulona i nieszczęśliwa w hali odlotów na
Heathrow. Było wpół do szóstej rano, a ja marzyłam o tym, by być w domu, w łóżku, z
którego zwlokłabym się dopiero za godzinę, żeby rozpocząć dzień pracy.
Miałam swoją rutynę. Budziłam się wpół do siódmej i parzyłam herbatę. Potem
brałam prysznic, suszyłam włosy, malowałam się. Codziennie jechałam tym samym au-
tobusem, tą samą linią metra, i codziennie o tej samej porze wstępowałam do Otta po
cappuccino.
W biurze zjawiałam się punktualnie, można było według mnie nastawiać zegarek, i
siadałam przy nieskazitelnie czystym biurku. Rozkoszowałam się ciszą i porządkiem.
Ten błogi stan trwał do przyjścia
Phina, który wpadał, burzył porządek i sprawiał, że traciłam kontrolę.
- Nuda - stwierdził, kiedy opowiedziałam mu o swojej rutynie.
- Nie rozumiesz. Ja lubię tę nudę.
- Zobaczysz, Afryka też ci się spodoba.
- Nieprawda. Cały czas będę nieszczęśliwa.
Na początku tak istotnie było. Mieliśmy kilka przesiadek, spędziliśmy mnóstwo
godzin na lotniskach i kiedy w końcu dolecieliśmy do Douali, zapadł już zmierzch.
Miejscowe lotnisko nie zrobiło dobrego wrażenia: było tam duszno, panował tłok i
zgiełk. W dodatku nikt normalnie nie mówił, tylko wszyscy krzyczeli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl