[ Pobierz całość w formacie PDF ]
była dziewicą, nie była też zwolenniczką przygodnego seksu.
Dla niej życie erotyczne było częścią szerzej i głębiej
rozumianego związku dwojga ludzi. Czemu ona, harda Jane,
równoprawna partnerka mężczyzn, tak chętnie ustąpiła
Davidowi? Nie,
wcale mu nie ustąpiła - chciała tego tak samo jak on.
Naprawdę go lubiła i jego towarzystwo sprawiało jej przy-
jemność. Można powiedzieć, że się z nim zaprzyjazniła. Ale
wiedziała, że w grę wchodzą też odczucia zupełnie innego ro-
dzaju. David pociągał ją jako mężczyzna - tyle że nie chciała
o rym myśleć. Jednak prędzej czy pózniej będzie musiała.
Czyżby się w nim zakochała? Czy stała się jedną z tych
beznadziejnie w nim zadurzonych kobiet, które potem słono
płaciły za swą miłość? Niestety, wszystko na to wskazuje.
Więc może powinna dać sobie z nim spokój? Po co ma się z
nim spotykać, skoro i tak wiadomo, że nigdy się nie pobiorą?
Ledwie postanowiła więcej się z nim nie umawiać, naty-
chmiast ogarnęła ją rozpacz. Wcale nie chce przestać go
widywać! Nie oszukujmy się: nie umiałaby z niego zrezyg-
nować, choćby -nie wiem co.
S
R
Nie będzie dłużej siedzieć sama i oddawać się ponurym
myślom. Jest jeszcze wcześnie, wpadnie do klubu.
Wyszła z wanny, ubrała się i ruszyła do samochodu.
Jane była bardzo zadowolona ze szkolenia. Zawsze uwa-
żała, że spotkania z pracownikami innych szpitali są twórcze
i rozwijające. Poza tym Leeds było przecież jej domem
w czasach, gdy była z Johnem. Zajrzała na oddział, gdzie
kiedyś pracowała, i do pubu, do którego zwykli wpadać na
drinka. Odwiedziła też budynek, w którym razem mieszkali
- okazało się, że przeprowadzono w nim remont generalny,
tak że mieszkanie, które wynajmowali, teraz już nie istniało.
Doszła do wniosku, że fakt ten ma wymowę symboliczną;
musiała przyznać, że ostatnimi czasy prawie wcale nie my-
ślała o Johnie, a jeśli już, to z pewnością bez drżenia serca.
John na dobre zniknął z jej życia i wspomnień - teraz my-
ślała o Davidzie.
Zastanawiała się, czy David zajął miejsce Johna. Zadzwo-
nił do niej od razu w pierwszy dzień szkolenia, wieczorem.
- Jestem w bardzo fajnej grupie - oznajmiła mu. - Stra-
sznie nas gonią z materiałem, ale cieszę się, że czegoś się
uczę.
- Czy jest tam mnóstwo fantastycznych facetów?
- Mam wrażenie, że dopraszasz się, żebym powiedziała,
że nie są tak fantastyczni jak ty. Ale znalazłoby się paru
niezłych.
- Rozumiem... A jak ci się podoba twój pokój?
- Dużo bardziej niż ten twój w hotelu.
- Więc nie wyniosłaś z mojego pokoju zbyt przyjemnych
wspomnień?
S
R
- I tak, i nie... Coś mi się zdaje, że wybawił mnie dzwo-
nek telefonu...
- Nie nazwałbym tego wybawieniem", raczej narusze-
niem prywatności"... - Roześmiał się głośno. Naprawdę
cieszę się, że cię słyszę. Zadzwonię jeszcze, dobrze?
- Dobrze. Będzie mi miło.
Prawdę mówiąc, dzwonił do niej co wieczór, a ona z bi-
jącym sercem oczekiwała jego telefonów. Pewnego razu po-
wiedział jej, że zastępująca ją instrumentariuszka nie jest
nawet w połowie tak kompetentna jak ona, co sprawia, że
Edmund Steadman bez przerwy się złości. Nie może się już
doczekać twojego powrotu - zapewnił ją. - Zresztą, nie on
jeden..."
W piątek zadzwonił dokładnie w chwili, gdy uczestnicy
szkolenia żegnali się, wymieniając adresy i telefony.
- Domagam się randki - powiedział. - Co robisz w nie-
dzielę po południu?
- Nic takiego. A czemu pytasz?
- Dzwonię z mojego nowego mieszkania. Są w nim już
wszystkie meble, które wybraliśmy. Plus pudła z rzeczami,
które oddałem na przechowanie. Muszę to wszystko jakoś
ogarnąć i uporządkować. Nie zechciałabyś mi pomóc? Po-
trzebuję kogoś, kto zna się na wystroju wnętrz.
- Raczej kogoś, kto nie boi się ciężkiej roboty.
- Owszem, to też. Ale ja dobrze płacę. No i urządzę dla
ciebie przyjęcie. Kupię coś na wynos w chińskiej restauracji.
- W twojej eleganckiej okolicy nie sprzedają niczego na
wynos. Ale i tak z radością ci pomogę.
Ucieszyła się, że już niedługo go zobaczy.
S
R
W sobotę rano, wracając samochodem do Challis, czuła
dziwne uniesienie. Udane szkolenie, mocno świecące słońce,
perspektywa spotkania z Davidem - wszystko to wprawiło
ją w dobry nastrój. Odkryła też, że z dużo większym spoko-
jem myśli o liście od rodziców. Bez nadmiernych emocji
zdołała rozważyć wszystkie powody przemawiające za
i przeciw nawiązaniu kontaktu z nimi.
Do tej pory nie zaprzątała sobie głowy myśleniem o swo-
ich prawdziwych rodzicach; nie była ich nawet ciekawa.
Wystarczało jej, że wie, iż została oddana do adopcji. Jej
życie z Alice Cabot i Peterem było bardzo szczęśliwe. Pra-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]