[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niespodziankę i odebrać ją ze szkoły. Nie minęła jeszcze
doba od ich rozstania, a ju\ tęsknił. Bardzo tęsknił.
- Wychodzę - rzucił w stronę Kena. - Gdyby przyszło
coś ciekawego, zachowaj to dla mnie.
- Pozdrów ode mnie Angelę.
Na pewno, warknął w duchu Ricardo. Jeszcze nadejdzie
czas, kiedy to Ken zrobi z siebie głupka, uganiając się za
spódniczką. Wówczas pozna, co potrafi uczynić prawdzi-
wa miłość.
Miłość". Skąd mu to przyszło do głowy? Ferrari wyko-
nało ostry skręt w lewo. Mo\e powinien wrócić do domu
i pozostawić sprawy własnemu biegowi? Ale po minięciu
zaledwie jednej przecznicy, Ricardo wdusił pedał hamulca
i zawrócił. Zaklął, jednocześnie dziękując opatrzności, \e
w pobli\u nie było innych samochodów i nikt nie zauwa\ył
jego manewru.
Skierował pojazd w stronę szkoły. Za skrzy\owaniem
zatrzymał się na chwilę i kupił bukiet kwiatów.
Był przekonany, \e czeka go prawie godzina postoju
przed szkołą, tote\ ze zdziwieniem zobaczył na przystanku
znajomą sylwetkę. Z piskiem opon zatrzymał samochód.
- Najszybszy autobus w mieście! - zawołał.
Uśmiechnęła się, a z jej oczu zniknął wyraz przygnębienia.
- Co tu robisz?
- Wskakuj. Ruszamy na łowy. - Poczuł gwałtowne
bicie serca. - Dlaczego wyszłaś tak wcześnie? Jesteś chora?
- Nie - pokręciła głową, lecz nie mógł dostrzec wyrazu
jej twarzy. Coś ją dręczyło. Postanowił odkryć przyczynę.
W zasięgu ręki widział kuszące, długie kobiece nogi.
Przesunął dłonią po okrytym nylonową pajęczyną udzie.
Angela nie zareagowała.
154
Bez wątpienia była w złym nastroju. Mo\e to on uczynił
coś, co ją zdenerwowało? Zmartwił się bardziej, ni\ chciał
się do tego przyznać i zdecydował załagodzić przyczynę.
Sięgnął za fotel, aby po chwili wręczyć kobiecie bukiet.
- Piękne kwiaty dla prześlicznej pani.
Błysnęła oczami, lecz chwilę pózniej znów posmutniała.
- Dziękuję, ale nie potrafię się cieszyć. Miałam paskud-
ny dzień.
- Praca?
Skinęła głową. Zacisnęła dłoń, gniotąc delikatne łody\-
ki. Ricardo wykrzywił usta. Przynajmniej nie chodziło
o niego.
- Sfilmowany materiał jest znakomity - odezwał się
pocieszającym tonem. - Chciałem ci o tym opowiedzieć.
Mo\e zjemy razem kolację?
Jego słowa odniosły po\ądany skutek. Rysy Angeli zła-
godniały.
W windzie, która wiozła ich na szczyt hotelu Hyatt",
przedstawił jej swoje przemyślenia. Kelner wskazał im
stolik w pobli\u okna. Gdy zajęli miejsca, Angela powese-
lała. Ricardo uśmiechnął się zwycięsko.
- Cieszę się, \e zrozumiałeś, jak przydatna jest moja
metoda w nauczaniu pierwszoklasistów. - Upiła niewielki
łyk szampana.
- Za jedną z najlepszych nauczycielek, jakie miałem
okazję poznać - wzniósł toast Ricardo.
Gdy wypili, ujął dłoń kobiety i pogładził ją delikatnie.
- Jesteś wyjątkową nauczycielką. Podczas twoich le-
kcji panuje szczególna atmosfera, znakomicie wpływająca
na aktywność uczniów.
Dostrzegł błysk dumy w jej oczach. Mówił dalej.
- Film pokazał mi, w jaki sposób stosunki panujące
155
w klasie ułatwiają dzieciom naukę. To nie tylko zasługa
odpowiedniej metody pracy. - Kciukiem pieścił jej palce. -
To przede wszystkim carino, twoja miłość do ludzi.
A do mnie?, spytał w myślach. Nie odczuwał ju\ obaw.
Był pewien jednego: potrzebował Angeli. A jeśli to była
miłość, nie zamierzał jej odrzucać. Chciał dowiedzieć się,
na ile głębokie jest ich uczucie.
- Pojedziesz ze mną do Sedony? - spytał. - Przyszły
weekend spędzimy opływając w luksusy.
Wyraz zadowolenia zniknął z jej twarzy.
- Nie mogę.
Zaskoczony Ricardo milczał przez chwilę.
- Przemyśl to - powiedział w końcu.
- Nie dlatego, \e nie chcę. Nie mogę. Będę w Tucson.
Ricardo z trudem zachowywał spokój.
- Dlaczego?
- Doktor Wheeler zamierza przedstawić kompleksową
metodę nauczania Komisji Stanowej. Poprosiła mnie o po
moc. Będziemy uczestniczyć w prezentacji cały czwartek
i piątek rano.
Mę\czyzna myślał gorączkowo.
- W tym tygodniu wyje\d\am do Nogales. Miejscowa
policja rozpracowała siatkę handlarzy narkotyków i szef
chce, \ebym zrobił o tym reporta\.
- Nie wezmiesz udziału w jutrzejszym posiedzeniu za-
rządu kuratorium?
- Wezmę. Wyjadę prawdopodobnie we środę, dzień
wystarczy mi na zebranie potrzebnych materiałów, więc
w piątek po południu moglibyśmy spotkać się w
Tucson i pojechać na północ.
- Znakomity pomysł. Spakuję rzeczy, które mogą mi
być potrzebne w Sedonie i zabiorę je ze sobą do Tucson.
156
- Umowa stoi. W samą porę. Nadchodzi kolacja.
Posiłek upłynął w przyjemnej atmosferze, choć Ricardo
domyślał się, \e Angela coś przed nim ukrywa. Gdy kelner
podał kawę, spytał:
- Co się dziś wydarzyło? Czym się martwisz? Nie
odpowiedziała.
- Czy mogę ci w czymś pomóc?
Spojrzała na zegarek.
- Nie. I nie chcę teraz o tym rozmawiać. Nie psujmy
wieczoru.
- Z chęcią cię wysłucham.
W jej oczach błysnęło niezdecydowanie, co tylko
wzmogło zaciekawienie Ricarda.
- Chyba powinieneś ju\ wracać do studia. Prowadzisz
dziś blok reporta\y.
- Mogę odwiedzić cię potem.
Poło\yła mu rękę na dłoni.
- Będzie zbyt pózno. Jutro muszę zjawić się wcześniej
w szkole. Porozmawiamy o tym podczas weekendu.
- Obiecujesz?
Skinęła głową.
- Wszystko ci opowiem.
Za ich plecami zachodzące słońce przybrało postać poma-
rańczowej kuli. Czas było wracać. Ricardo pragnął spędzić tę
noc z Angelą, ale wiedział, \e to niemo\liwe. Czekała ich
praca. Za cztery dni będą w ośrodku wypoczynkowym Sedo-
na i cały czas poświęcą na odkrywanie swych uczuć.
Członkowie zarządu kuratorium powoli zbierali się
w sali posiedzeń. Angela uwa\nie obserwowała wchodzących.
- Nie denerwuj się - uspokajała ją Maria. - Sama mó-
wiłaś, \e jeszcze nie podjęto ostatecznej decyzji.
157
- Nie o to chodzi. Miał przyjść Ricardo.
- I z tego powodu zapomniałaś o redukcji kadr.
- Z powodu redukcji boję się spotkania z Ricardem.
Maria nie zrozumiała. Angela próbowała jej to wyjaśnić.
- Chciał, \ebym wyjechała z nim do Sedony. Muszę
powiedzieć mu, \e to niemo\liwe.
- Co to ma wspólnego z redukcją?
- Wszystko. Ze względu na jego wpływ na decyzje
zarządu zdecydowałam się zerwać. Nie chcę powtarzać
błędów przeszłości.
- Nie bądz śmieszna. Mamy lata dziewięćdziesiąte.
Zwolnienia będą dokonywane wyłącznie na podstawie sta-
\u pracy.
- Jesteś pewna?
Maria skinęła głową.
- Nie niszcz tego, co piękne. Jedz do Sedony. Zabaw
się. Zasłu\yłaś na to swoją pracą, a poza tym, jeśli masz
szansę spędzenia weekendu w łó\ku z de la Cruzem...
- Mario... - jęknęła Angela. - Nie pojadę do Sedony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]